Perspektywa Sophi
Siedziałam właśnie z chłopakami w dormitorium Michaela. Jako, że było kilkanaście minut po dwudziestej trzeciej Tom był na patrolu, a bliźniaki chyba już spali.
Domenico stał na środku pomieszczenia, trzymając dwoma palcami grzbiet nosa. Prawą nogą stukał o drewnianą podłogę, a w drugiej ręce trzymał szklankę do połowy wypełnioną whisky.
- Jak to ci się kurwa oświadczył?!-zapytał, nawet na mnie nie patrząc.
-No nie wiem, a jak się można oświadczyć?!-warknęłam, mocniej ściskając kawałek czarnego swetra, który miałam właśnie na sobie.
Zdenerwował się, chociaż nawet nie wiem dlaczego. Cały czas powtarza, że moje szczęście jest najważniejsze, a teraz na mnie krzyczy.
Pozostali siedzieli cicho, jedynie słuchając naszej wymiany zdań.
-Co ci do jasnej cholery strzeliło do głowy, żeby się zgodzić?!-warknął, tym razem przenosząc na mnie swój wzrok.
-A co tobie przyszło do głowy, żeby wszystko mu mówić?! Nie prosiłam cię o to! Nie potrzebowałam tego! Ale ty jak zawsze wiesz wszystko lepiej!-wykrzyczałam, stając na przeciw niego.
-Uwierz mi, że znam cie lepiej niż ty siebie sama! Jesteś młoda i głupia, nie wiesz jeszcze o wielu rzeczach, a ja chce cię przed nimi ochronić Sophia!-z lekkim zdezorientowaniem, wpatrywałam się w mężczyznę przede mną.
Zrobiłam spory krok do tyłu, odsuwając się od wyraźnie zirytowanego moim postępowaniem bruneta.
-Raz. Jeden, jedyny raz w życiu mógłbyś poprzeć moją decyzje! Szczerze go kocham i jestem z nim szczęśliwa. Skrzywdził mnie, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, ale jestem już na tyle dorosła, że wiem, że chce przy nim być.-oznajmiłam, pewnie unosząc głowę do góry.
-No to gratuluję spierdolonego gustu, bo zakochałaś się w jebanym psychopacie Sophia! Nawet nie myśl, że w najmniejszym stopniu popieram tą decyzje, tym bardziej nie licz na jakąkolwiek pomoc z mojej strony kiedy cię skrzywdzi, czy z nim wpadniesz. Skoro jesteś już taka dorosła, nie potrzebujesz ani mnie, ani mojej pomocy.- oznajmił zimnym jak lód głosem, po czym odwrócił się do mnie tyłem.
Wpatrywałam się tępo w jego plecy, nie mając pojęcia co zrobić. W moich oczach pojawiły się łzy, które od razu spłynęły po policzkach.
Jego zdanie liczyło się najbardziej, a okazało się także najbardziej raniące. Z każdą chwilą oddech, stawał się coraz cięższy, a szum w uszach coraz bardziej wyraźny.
Ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia, a do mnie znów powróciło znajome uczucie.
Znowu wszystkich zawodze.
Znowu wszystko robie nie tak.
Lepiej by było beze mnie.
Zaczerpnięcie oddechu było niemożliwością, a w głowie powtarzały się tylko wszystkie raniące słowa, które kiedykolwiek ktoś do mnie powiedział.
-Sophia!-usłyszałam czyjś głos, a po chwili poczułam dotyk na ramieniu.
Spojrzałam niewyraźnym wzrokiem na zmartwioną twarz Carla, stojącego przede mną. Wtedy wszystko stało się wyraźniejsze, ból w klatce piersiowej zmalał, a oddech powrócił do w miarę normalnego rytmu. Szum w uszach ucichł, a kiedy rozejrzałam się po pomieszczeniu dostrzegłam zmartwione ztwarze wszystkich, i pusty wzrok Domenica.
Odwróciłam się i najszybciej jak tylko mogłam skierowałam się w kierunku wyjścia.
Szłam w prost do mojego pokoju nie oglądając się za siebie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu.
CZYTASZ
I promise to change | Tom Marvolo Riddle | 18+
Fanfiction"Podobno czas leczy rany, lecz ja uważam inaczej. Ponieważ czas nie leczy ran, a jedynie pozwala oswoić się z bólem." Książka jest moim pierwszym opowiadaniem, zawiera wiele nieścisłości, niedomówień oraz błędów zarówno interpunkcyjnych jak i ortogr...