Łzy, strach, drgawki, drastyczne sceny i brudy z przeszłości, o których nikt nie powinien wspominać. To wszystko nawiedzało umysł Petera, który nie był świadom tego, co się dzieje wokół jego postaci. Poza tym, nie tylko to co się dzieje wokół, lecz także wewnątrz jego ciała, duszy. Serce bowiem nie pojmowało słów, które opuściły usta mężczyzny odzianego w czarny garnitur o twarzy bez wyrazu.Pierwsi zostaną ostatnimi, a ostatni pierwszymi.
May Parker zaś zmroziło. Miała tysiące pytań oraz myśli na sekundę, lecz jeden, jeden jedyny obraz pozostawał w jej pamięci niewzruszony. Młodzieńcze rysy Petera nie przypominały jego teraźniejszych. May widziała w nim sześciolatka, który ze łzami w oczach żegnał swych rodziców na lotnisku, a potem z jeszcze większym żalem machał im w stronę Nieba. Pani Parker dobrze pamiętała ów scenę, kiedy Benjamin oznajmił o śmierci Mary oraz Richarda. Nie podał przyczyn, rzekł jedynie o „katastrofie, której nie należy rozpowiadać", a następnie zamknął się w pokoju i przez wiele godzin z niego nie wychodził. Zatem przekazanie wieści spadło na May, młodą, wrażliwą kobietę. Nie miała pojęcia, co powiedzieć sześcioletniemu chłopcu o ogromnych, ciemnych oczach, kręconych włoskach i zarumienionej buzi. Był za mały, by pojąć definicję śmierci, lecz zbyt pojętny, by nie zrozumieć o stracie rodziców. May była zagoniona w kozi róg, co miała za złe swemu mężowi przez wiele lat. W każdym razie wypowiedziała to jedno, pełne smutku i rozpaczy zdanie. Kobieta dobrze pamiętała słowa, które wypowiedziała jedenaście lat temu. „Hej, kwiatuszku, od dzisiaj ja będę twoją drugą mamą, a wujek Ben tatą... Nie bądź zły na rodziców, dobrze?". Peter nie był zły. Uśmiechnął się jedynie smutno i zapytał, kiedy będzie mógł pomachać rodzicom na pożegnanie. A potem przyszedł Benjamin Parker i rozpętał się koszmar, który latami nawiedzał myśli May.
„Twoi rodzice nie żyją. Od dzisiaj jesteś sierotą, Peter. Powinieneś płakać."
Na te słowa Peter zaczął dygotać i wierzgać się po kolorowym dywaniku w słoniątka. Młoda para nie miała pojęcia w jaki sposób zareagować. May kazała wezwać karetkę, Ben zaś stał w osłupieniu. Maleńka buzia Petera wykrzywiała się w rozpaczy, a spod zamkniętych powiek wypływały duże łzy. Nie krzyczał. Był za spokojnym i poukładanym dzieckiem, by pozwolić sobie na płacz przy wujostwie.
Emocje bulgotały, jak pełny kocioł, zbierane od czasów dzieciństwa aż po dziś dzień. Ale ów kocioł nie miał prawa wybuchnąć. Nie miał prawa ukazać swej zawartości.
Siedemnastoletni Parker wyglądał podobnie. Oczy miał zamknięte, twarz całą we łzach i uchylone wargi, z których tak wiele słów chciało się wydostać, lecz nie mogło, krztuszone przez samego zainteresowanego. Peter był silny. Był odważny i skryty. Był dobry. Ale uczucia, które mu towarzyszyły w cierpieniu, były nie do zniesienia. Szatyn gdyby mógł, odpędziłby je i zaoszczędził ckliwej scenki przed ciotką i nieznajomym facetem. Właśnie. Gdyby mógł. Ale to nie od Petera zależało, czy atak ustanie. Nie od niego zależała opinia kuratora, który w tamtym momencie podjął decyzję i który w takim samym osłupieniu przyglądał się twarzy nastolatka. Och, gdyby ktoś podał butelkę wody Peterowi. Uspokoiłby się szybciej, lecz tak, jak kiedy był niemowlęciem, musiał przeczekać. Musiał być silny oraz przede wszystkim na tyle dojrzały, by stłumić wszystkie pragnienia, by skupić na oddechu. Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Parker tak bardzo chciał przegnać te wszystkie obrazy ze swej pamięci. Tak bardzo chciał by atak ustał, lecz nie był w pełni sił, aby pomóc samemu sobie. Jakby jego umysł przejął kontrolę nad ciałem, a chowane skrzętnie emocje dopingowały zbuntowany mózg. Wszystko krzyczało o wolność.
A wtedy mała iskierka świadomości zabłysnęła w orzechowych oczach.
Myśl o Michelle. Myśl o Nedzie. Myśl o swojej misji. Myśl o tych cudownych chwilach z Nedem, kiedy układałeś z nim statek Rebeliantów z klocków Lego. Myśl o pierwszym pocałunku z Michelle. Myśl o Kapitanie Ameryce, który pokłada w tobie największe nadzieje. Myśl, Peter, myśl — powtarzał sobie, niczym mantrę, a uspokojenie z czasem przychodziło. Powoli, lecz skutecznie. Z minuty na minutę jego klatka piersiowa coraz wolniej opadała, oddech wyrównywał się, a powieki powoli się unosiły.
CZYTASZ
flying without wings; peter parker
Fanfictonący i kamień nie wynurzą się ponad powierzchnię wody, ale kto w tych czasach zwraca uwagę na prawa fizyki? Peter Parker jest doszczętnie zepsuty przez życie, zmęczony oraz potrzebuje spokoju, niestety los podsyła mu Michelle Jones. Trafem spotyka...