«someday»

375 33 26
                                    




UWAGA!; w rozdziale pojawiają się wulgaryzmy, makabryczne oraz erotyczne sceny.

Czytasz na własną odpowiedzialność.










— Peter, poczekaj! — zawołała Michelle, przeciskając się przez tłum uczniów, którzy zmierzali do klas na lekcje. Co chwilę pomrukiwała przekleństwa w stronę szkolnych rówieśników.

Tuż za nią truchtał Edward Leeds z nieodgadnioną miną. Ciężko było określić, o czym myśli bądź co czuje. Wyglądał na rozgorączkowanego i zadumanego jednocześnie. Wzrok miał nieobecny, lecz na tyle rozbiegany, iż normalny, zdrowy na umyśle człowiek określiłby go obłąkanym. Gdyby porównać Neda do jakiejkolwiek postaci w literaturze, byłby on Sokratesem w sztuce Arystofanesa "Chmury". Jego obraz byłby niepoczytalny tak bardzo, jak greckiego filozofa.

Peter Parker zaś pruł przed siebie. Nie miał bowiem ochoty na rozmowy z kimkolwiek, tym bardziej, iż przez przypadek powalił Brada Davisa w pomieszczeniu pełnym ludzi, którzy uważali go, Petera Parkera, za ciamajdę, siusiumajtka i fajtłapę. Nie przeszkadzało mu to. Mógł, dzięki swojej wykreowanej opinii w szkole, szaleć w kostiumie Spider-Mana po nowojorskich ulicach bez obawy o rozpoznanie. Zresztą, któż posądziłby idiotę Parkera o bycie niesamowitym człowiekiem pająkiem? Prędzej osądziliby go za podszywanie się pod starszą, niedołężną kobietę z brakiem koordynacji ruchowej.

Po incydencie w stołówce rozwalił swoją opinię. Dobrze widział te niedowierzające miny ludzi, którzy wcześniej popychali go na korytarzu i dokuczali w każdym możliwym momencie. Czy teraz stał się w ich oczach krwiożerczą bestią o kamiennym sercu? Och, jakby chciał posiadać zdolność czytania w myślach. Mógłby wówczas widzieć wszystko, o czym myślą jego pobratymcy. Kiedyś, pod namową starej przyjaciółki, przeczytał wszystkie części sagi Twilight. Dobrze pamiętał, że wówczas jego ulubioną postacią był anielski Edward Cullen, który pomimo bycia nieco żałośnie uprzejmym, posiadał wszystkie wymarzone cechy Petera. Prócz ciemnych włosów i od niedawna, to rzecz jasna tyczy się jedynie Parkera, tego samego wzrostu, nie łączyło ich nic szczególnego. Petr nie był roztropny, Peter nie był wspaniałomyślny. Gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy, przecież siedemnastolatek nie miał ponad stu lat, prawda?; ale ów siedemnastolatek myślał zdecydowanie bardziej dojrzale niż osobniki w jego wieku. Ba, bardziej dojrzale niż jego czterdziestoletnia ciotka, która prawdopodobnie w tamtym momencie siedziała w pustym mieszkaniu, popijając wino, zataczając się i topiąc we własnej rozpaczy i łzach. Marny był to widok dla młodzieńczej głowy.

"Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc".

I wtedy rozpłakał się. Jak dziecko.

Ból i żałość dostały w końcu swe własne ujścia, na które od dawna wyczekiwały, wzbierając się wcześniej coraz bardziej natarczywie i tak bardzo pragnąc wypłynąć na światło dzienne .

Bańka pękła, a ciężar, przygniatający nastolatka, ukazał się w całej swej świetności. Widok ten był przerażający. Młody chłopiec klęczał, niczym męczennik na szkolnym dziedzińcu z głową skierowaną w dół. Olbrzymie łzy spływały po jego policzkach wodospadem tak wartkim, iż Peter nic nie widział. Wszystko było bardziej niż rozmazane. Głowa ciężyła mu, jakby ważyła tonę, a ciało trzęsło się straszliwie. Nie było słów, które mogły opisać ów cierpienie i żałosny obraz. Nie było słów, które mogłyby utożsamić się z emocjami, kłębiącymi się w ciele siedemnastolatka. Zresztą, któż by chciał wymyśleć ów słowa? Były one bowiem bardziej niż rozpaczliwe, makabryczne.

flying without wings; peter parkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz