«i'm lost»

456 41 16
                                    


Peter szedł za rudowłosą kobietą, niczym robot gotowy na wykonanie rozkazów swego twórcy. Nie wierzył własnym uszom, kiedy, we własnej osobie!, Virginia Potts oznajmiła, że szuka właśnie jego, Petera Parkera. CEO Stark Industries! Tego Anthony'ego Starka, tego Stark Industries!
Siedemnastolatkowi nie mieściło się w głowie to, iż ktoś taki, jak pan Stark, może go znać, kojarzyć, czy po prostu połechtać wzrokiem. Nigdy nie pomyślałby, że ktoś taki, że ktoś od kogoś takiego, może go wzywać do swej siedziby. Ponadto nie konkretnie do siedziby Stark Industries, a superbohaterów, których nazywano Avengers. Avengers ratowali Nowy Jork, jak i cały świat przed różnorakim złem; począwszy od zagłady ludzkości przez nordyckiego boga, kończąc na podboju Stanów Zjednoczonych przez tajemniczą mafię.

— Przepraszam, czy mógłbym skoczyć do domu, by zostawić plecak? To zajmie zaledwie chwilę.

Pepper oderwała wzrok od szarego chodnika, wysłuchawszy wypowiedzi siedemnastolatka. Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, gdyż Tony prosił, aby zjawili się jak najszybciej, ponieważ ma coś ważnego do wykonania i nie może narazić siebie na brak czasu. Z drugiej strony Kapitan Ameryka rzekł, aby się nie spieszyli, bo ów spotkanie nie jest na tyle istotne, by biec na urwanie głowy.

— Lepiej, gdybyśmy byli tam szybciej, panie Parker. W ostatnich czasach, minuty są drogie — odparła z kamienną twarzą, nie zwalniając. Podjęła decyzję, by posłuchać instrukcji swego genialnego kochanka.

Peter westchnął cicho, zwieszając głowę. Mimo, iż niedawno perspektywa poznania superbohaterów, ludzi o nadnaturalnych zdolnościach wydawała się niesamowita, w tym momencie zdawała się o wiele gorsza. Chłopak nie mógł zobaczyć co dzieje się w domu, z którym wiązał się alkoholizm ciotki. Kochał May z całego serca i nie mógł przeżyć z myślą, że mogłoby coś się jej stać. A mogło. Bowiem piła, a nietrzeźwy człowiek często nie myśli w sposób roztropny i bezpieczny dla niego samego.

Peter chciał dodać coś jeszcze, co mogło przekonać pannę Potts do zmiany decyzji, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Każde słowo wydawało się podważalne, a argumenty nieprzekonujące. Ściągnął wargi w cienką linię i wsadził duże dłonie do kieszeni spranych jeansów. Dzień zapowiadał się ciekawy i jednocześnie przerażający. Młody Parker naprawdę obawiał się o swą ciocię oraz jej bezpieczeństwo. Nie mógł wyobrazić sobie, że i ją byłoby dane mu stracić. Była jego jedyną rodziną.

Nim zdążył spostrzec, znalazł się przed czarnym dużym autem, który posiadał barczystego szofera za kierownicą. Virginia Potts otwierała mu drzwiczki, aby wsiadł, molestując go piorunami, które ciskały z jej oczu.. Wydawała się bardzo zdenerwowana, zmieszana i ledwo zauważalnie zmartwiona. Bowiem rudowłosa od razu dostrzegła zapadnięte policzki Petera, choć umięśnioną posturę, lecz bardzo szczupłą i zniszczone buty. W głębi duszy było jej żal Parkera i w istocie, chciała mu jakoś pomóc. Gdzieś w najbardziej zakurzonych czeluściach jej umysłu, Pepper zapragnęła przygarnąć tego niesamowitego chłopca o oczach koloru orzecha laskowego. Przebiegło jej przez myśl, że siedemnastolatek nie ma nikogo, kogo mógłby nazywać rodziną, lecz dostrzegłszy zadbane zęby, czyste ubrania i brak nieprzyjemnego zapachu, wiedziała, iż Peter nie mieszka sam, jako nędzarz bez pieniędzy.

— Wsiadaj.

Parker pokiwał szybko głową i wypełnił polecenie.

Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a ciężka atmosfera pomiędzy chłopcem i dorosłymi wcale nie pomagała. Peter myślami ciągle błądził w Queens przy swojej cioci, mieszkaniu. Do głowy nie przychodziło mu nic innego, choć zapierał się jak tylko mógł. Podjął nawet próbę rozpoczęcia rozmowy z panną Potts, aczkolwiek kobieta odpowiadała zdawkowo na każde z zadanych przez niego pytań, jakby sama zanurzona była w morzu refleksji. Być może jej głowę zaprzątała firma, dalsze losy ich obojga. W rzeczy samej rudowłosa była zamyślona, lecz przeciwnie do konstatacji Parkera. Interesowała ją jedynie jego osoba. Nigdy nie miała dzieci z powodu braku czasu i odpowiedniego kandydata, ponieważ wymagania oraz oczekiwania Virginii względem jej przyszłego partnera były ogromne. W istocie spotykała się z genialnym technikiem Anthonym Starkiem, lecz możliwość o nagłym przerwaniu kontaktu ze strony mężczyzny tkwiła w podświadomości kobiety. Wiedziała też bowiem, że jej kochanek jest bipolarny w stosunku do uczuć czy nawet kobiet. Zatem nie uwzględniała sposobności posiadania potomstwa z ów geniuszem.

flying without wings; peter parkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz