«oh, god»

370 31 19
                                    







Wiosna zachwycała tego roku słońcem, zielenią, przepięknymi kwiatami, ale przede wszystkim temperaturą, która aż prosiła, by zamiast kurtek ubierać koszulki oraz szorty. Ptaki wyśpiewywały wspaniałe melodie, sprawiając, iż humory dopisywały nawet największym pesymistom, a rześkie powietrze sprzyjało umysłom. W całym cudownym uniesieniu znajdowała się jedna osoba, której świat mógł się posypać, dlatego z całych sił zaciskała kciuki, by niesamowita pogoda i oznaki zbliżającego się lata sprzyjały jej szczęściu w ciągu tego dnia.

Peter Parker zakładał czarną marynarkę do tak samo ciemnej koszuli, która według Michelle pasowała mu najbardziej. Ned, ku zdziwieniu Petera, poparł natychmiastowo przyjaciółkę, dodając jedynie, aby szatyn nie zapomniał jej wyprasować. Młody Parker był ciekaw, czy ich zgoda zależy od pogody, okoliczności, w których za parę chwil znajdzie się Peter, czy też stanu, w którym możliwe, że znajduje się Michelle. W każdym razie miło było widzieć ich, gdy normalnie rozmawiają, nie skacząc sobie przy tym do gardeł.

— I jak wyglądam? — zapytał, odwracając się przodem do przyjaciół oraz ciotki May. Wyszczerzył zęby w udawanym uśmiechu. Nie chciał, aby starsza kobieta widziała ból, który ogarniał jego serce.

Uśmiechnęła się ona do niego, tak jak on do niej, a następnie wyszła z pokoju, ponieważ łzy wezbrały się w jej niebieskich oczach. Wiedziała bowiem, że przegra sprawę, a mały chłopiec, którego otrzymała jeszcze razem z Benjaminem pod opiekę, zostanie zabrany, a potem oddany obcej rodzinie. Ta wizja od dwóch tygodni spędzała jej sen z powiek. Wyrzuty sumienia sprawiały, że pogrążała się coraz bardziej w uzależnieniu, lecz nie piła codziennie, a co trzeci dzień. Było to gorsze, ponieważ zapijała się aż do nieprzytomności.

Gdy zamknęła za sobą drzwi, Peter zdjął z twarzy maskę szczęścia, spoglądając na dwójkę najdroższych mu osób. Siedzieli przy sobie cicho, obserwując każdy jego ruch, bowiem wspólnie zdiagnozowali, iż Peter od czasu do czasu dostaje ataków paniki. W istocie, była to diagnoza iście niemądra, ponieważ wyznaczona przez dwoje nastolatków, którzy o jej syndromach wyczytali w Internecie, ale także trafna, gdyż Parker rzeczywiście cierpiał na zaburzenia lękowe.

— Wyglądasz, jak na pogrzeb, czyli dobrze — powiedziała Michelle, przerywając nieprzyjemną ciszę, która ciążyła całej trójce. Kiedy to zrobiła, chłopcy w głębi duszy odetchnęli z ulgą.

— Idealnie do sytuacji — dodał Ned, wstając, a następnie poprawiając zagięty kołnierz koszuli, którą założył Peter. Michelle pokiwała głową również wstając. Od nadmiaru wrażeń zachciało jej się wymiotować, a w pokoiku Parkera było za gorąco. Zatem otworzyła okno, wystawiając przez nie swoją opaloną twarzyczkę. Peter spojrzał na nią zlękniony, lecz kiedy odeszła od okna, wrócił do miarowego oddychania oraz egzystowania. Od czasu, gdy kochali się ze sobą po raz pierwszy i ostatni, szatyn stał się dla niej sto razy bardziej opiekuńczy niż wcześniej. Był na każde jej skinienie palca, a kiedy robiła coś, co mogłoby choć trochę zagrażać jej życiu, zapominał o tym, że żyje i powinien oddychać. Jeszcze nigdy nie był w takim stanie oddania i troszczenia się o kogoś. Ned zaś patrzył na wszystko przychylnym okiem. Miał bowiem przeczucie, że Parker zachowuje się w taki sposób nie bez przyczyny. Mógłby sobie rękę uciąć, iż instynkt pajęczy przyjaciela podpowiada mu pewną teorię, lecz on odrzuca ją za każdym razem. Edward nie wnikał, wolał się nie mieszać. A przynajmniej nie w tym momencie.

— Mam nadzieję, że ten prawnik cokolwiek zrobi — zaczął Peter, siadając na łóżku oraz obserwując drepczącą Michelle. — Sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem, pozwalając May, aby go wybierała. Co jeśli wydała część pieniędzy, a tę drugą przeznaczyła na adwokata? Nie chcę jej osądzać, czy coś, ale dobry prawnik jest drogi, a moje oszczędności też nie były jakieś ogromne.

flying without wings; peter parkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz