Epilog

641 51 35
                                    

Związek Viktora i Yuriego rozkwitał z dnia na dzień, z roku na rok. Przez pierwszy rok starali się utrzymać swoją relację w tajemnicy przed większą publicznością, potem oficjalnie przyznali się do swojego związku podczas jednego z wywiadów łyżwiarza. A dwa lata później doszło do oświadczyn na oczach tysięcy widzów.

Rodzina Katsukich otwarcie przyjęła Nikiforova do siebie. Wiedzieli o relacji ich syna (lub brata jak to w przypadku Mari) i jego idola, wcześniej niż sami zainteresowani, dlatego nie byli zdziwieni, gdy dowiedzieli się o tym oficjalnie od pary zakochanych. Nie mieli problemów z tym, że ich jedyny syn nie będzie miał własnych dzieci. Gdy ta informacja wyszła na świat zdania na ten temat były podzielone. Pojawiły się zarówno gratulacje i życzenia szczęścia na nowej drodze życia, jak również hejt skierowany w stronę japońsko-rosyjskiej pary. Katsukiemu na początku było z tym ciężko, ale w końcu z pomocą Nikiforova nauczył się z tym żyć.

Przez pierwsze trzy lata związku mieszkali w apartamencie Viktora w Sankt Petersburgu. Dzięki temu rosyjska legenda koniec swojej kariery spędziła pod opieką Yakova. Po oficjalnym odejściu z łyżwiarskiego świata para już narzeczonych przeniosła się do Hasetsu, gdzie osiedli w małym domku na obrzeżach miasta. Yuri zwolnił się z "Asahi Shimbun" i razem z Viktorem założyli szkółkę łyżwiarską (zwiększając obroty u Nishigorich). Po dwóch latach szczęśliwego małżeństwa adoptowali dwójkę dzieci - Angelikę i Johna.

Makkachin umarł dwa lata po zamieszkaniu w Japonii. Każdy, kto znał pudla, mocno to przeżył. Viktor i Yuri nie wyobrażali sobie życia bez zwierzaka, więc adoptowali dwa psy, które jak się okazało później rozmnożyły się. Zamiast dwóch pudli, mieli wesołą gromadkę liczącą pięć brązowych i jedną białą kulkę futra.

Mimo kilku krótkich rozstań, kłótni i złości zawsze do siebie wracali i wiedli spokojne życie z ukochaną osobą u boku. Dożyli późnej starości. Zginęli w wieku osiemdziesięciu lat podczas wypadku samolotowego, lecąc w odwiedziny do Phichita. Pogrzeb odbył się miesiąc później. Nie było to aż tak smutne wydarzenie jakby można było się spodziewać. W końcu opuścili ten świat razem, ramię w ramię i na pewno teraz są szczęśliwi w Niebie.

Ich historia, ta pisana osobno jak i ta, którą tworzyli już razem, pozostała w pamięci wszystkich bliskich im osób, podobnie jak napis na płycie ich wspólnego grobu.

"Urodzili się by stworzyć historię."


Note▪

Tak, to koniec tej historii...

Witam Was bardzo serdecznie w epilogu "A może zdjęcie?", który oficjalnie kończy to opowiadanie. Stwierdziłam, że takie wyjaśnienie, co się z nimi działo będzie najlepszym zakończenie. Mam nadzieję, że pomimo trochę smutnego zakończenia to się Wam podobało.

Z całego serduszka dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki i komentarze, ale przede wszystkim dziękuję za to, że po prostu byliście tu razem ze mną! Naprawdę było to świetnym kołem napędowym. Osobiście jestem dumna z tej książki, mimo że wyszedł z tego prawie sam fluff, a nie to, co było moim pierwotnym pomysłem. Trochę ciężko mi się żegnać z tą historią, ale jak już kiedyś wspominałam nie chce z tego robić telenoweli, więc nie pozostaje mi nic innego ;-;.

Co do oświadczyn naszej kochanej japońsko-rosyjskiej pary to mam pomysł na to wydarzenie, więc możecie spodziewać się dodatku w najbliższym czasie (nie wiem kiedy, więc nie podaje konkretnej daty).

[Ciekawostka] Cała książka (bez przypisów) liczy 25205 słów. Zdziwiłam się widząc tę liczbę, szczerze powiem. Nie sądziłam, że jestem zdolna napisać coś tak długiego (a przede mną "Medalion", który na pewno będzie dłuższy).

Bez większego przedłużania. Jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję za wszystko i do zobaczenia w kolejnej książce :3

A może zdjęcie? [Vctuuri]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz