Rozdział 8 - Cisza przed burzą

2.8K 86 57
                                    

Czy byliśmy na coś skazani? Czy podejmując niektóre decyzje, mieliśmy świadomość co nas czeka? Czy godząc się na coś, zawsze wiedzieliśmy, że ciągniemy za sobą problemy? Że zawsze jest druga strona medalu? Że za moment dobra, czekają nas chwile zła?

Nigdy nie byliśmy pewni, czy podejmowane przez nas decyzje są dobre. Czy zgadzając się na coś, nie podajemy komuś naładowanej broni. Czy wypowiadając jakieś słowa, nie skazujemy się na niebezpieczeństwo.

A czy ja wchodząc w życie tego chłopaka, pakowałam się w niebezpieczeństwo? Zdecydowanie tak. A czy miałam tego świadomość? Zdecydowanie nie.

Nadal stałam w parku przed starszym mężczyzną, który mierzył mnie wrogim spojrzeniem. Spojrzeniem, które mroziło krew w żyłach. Spojrzeniem, przez które po ciele przechodził nieprzyjemny dreszcz. Ale ja stałam. Stałam przed nim i wytrzymywałam to spojrzenie. Widziałam również w jego oczach te iskierki pożądania. Ale to nie było w porządku. Te iskierki nie były dobre i to mnie martwiło. Chciałam stąd iść jak najszybciej. Przerwać tą wymianę spojrzeń i wrócić do domu. Ode chciało mi się również biegać. Cały poranny czar prysł i ja chciałam jak najszybciej stąd zniknąć.

Po mężczyźnie od razu było widać, że nie miał wcale dobrych zamiarów. Nie miał dobrych, a może i miał złe. Dlatego chciałam, aby zostawił mnie w spokoju i porostu odszedł. Aby mnie zostawił w spokoju i odpuścił sobie to wszystko. Ale dlaczego ja tego nie mogę zrobić? Poprostu się odwrócić i odejść? No właśnie, mogę odejść.

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Posłałam mu ostatnie poważne spojrzenie i energicznie odwracając się zrobiłam krok w przód. Niespodziewanie wpadłam na twardy tors. Moja pierwsza myśl? Było ich dwóch. Obeszli mnie od boku i nie dam rady uciec. Jestem w kropce i będę mieć problemy. Jednak wtedy poczułam ten znajomy zapach. Zapach spokoju i błogiego stanu. I wtedy moje serce spowolniło.

Otrząsnęłam się i spojrzałam w górę, napotykając te jaskrawe tęczówki. Piękne jasnoniebieskie oczy, które sprawiały, że czułam się dobrze. Buzowała w nich złość i zaciętość. Ta typowa pewność siebie i nonszalancja, którą zobaczyłam przy pierwszym spotkaniu. Pamiętam ją bardzo dobrze i pamiętam również z jaką siłą ją okazywał. W tym momencie było podobnie. Podobnie bo nie tak samo, a jeszcze gorzej.

Chłopak był cały spięty. Każdy jego mięsień był napięty, jakby miał się zaraz na niego rzucić. Naprawdę się denerwował. To nie były żarty. Jego ciężka i stanowcza postawa, oraz te kurewsko jasne oczy.

Ale te piękne tęczówki nie patrzyły na mnie. Chłopak mierzył wrogim spojrzeniem, mężczyznę za mną. Nie mrugnął, nie ruszał się. Po prostu stał i posyłał mu wściekle spojrzenie. Ja stojąc pod tym okropnym spojrzeniem, czułam się niekomfortowo. Czułam zagrożenie, choć wiedziałam, że to spojrzenie nie jest skierowane na mnie. Wiedziałam, że to nie mnie katuje, a i tak się obawiałam.

- Masz się od niej odwalić. - usłyszałam nagle jego niski i zachrypnięty głos. Był zły. Był bardzo zły. Ale dlaczego?

Mężczyzna zaśmiał się gorzko. Nie widziałam go. Stałam tyłem, więc nie widziałam jego wyrazu twarzy, a mimo to przeraził mnie. Przeraził mnie sam jego cierpki śmiech. - Oj Aro. Poniżasz się tylko. - parsknął suchym śmiechem mężczyzna. Chłopak przede mną spiął się jeszcze bardziej, choć myślałam, że już bardziej się nie da. Nie chciałam aby się na niego rzucił. Nie było takiego sensu.

Spuściłam głowę, wbijając wzrok w jego klatkę piersiową. Kątem oka widziałam również jak zaciska pieści, do tego stopnia, że jego dłonie się trzęsły. Przeraziło mnie to i nie widziałam co mam zrobić. Atmosfera była naprawdę nieprzyjemna i nie chciałam, aby doszło do tragedii. Chciałam aby chłopak się uspokoił i po prostu odszedł. Żebym mogła spokojnie wrócić do domu i nie martwić się już o swoje życie.

Above all (chroń mnie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz