Rozdział 13

708 56 5
                                    

— Skoro poszli razem do Hogsmeade, to chodźmy za nimi ich śledzić. — Ta dziwna ekscytacja Adama nie przemawiała do Balbiny.

Wręcz zaczynała się martwić, że powoli popadał w małą obsesję na ich punkcie. Przez cały tydzień namawiał ją na zeswatanie Marie z Oliverem, aż w końcu, chcąc się od niego w jakiś sposób uwolnić, a raczej od jego ciągłego marudzenia jej nad głową, zgodziła się na to. Zdawała sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą nastąpić, kiedy Farrel się dowie, i nie mogła ukryć tego, nawet przed sobą, że okropnie się tym stresowała.

Dlatego miny i zachowania Adama w tamtym momencie nie pochwalała.

— Zwariowałeś chyba — stwierdziła, masując się palcami po skroni. — Nie możemy ich tak osaczać. Rozumiem, że chcesz, aby byli razem, ale w taki sposób to nie wyjdzie.

— Daj spokój, Balbina. Nie chodzi mi o to, aby chodzić krok w krok za nimi, ale może... przypadkiem... spotkamy się razem Pod Trzema Miotłami i będziemy obserwować ich z sąsiedniego stolika...

— Mówiłam ci już, że jesteś psychicznie chory?

— Wiele razy, ale jakoś mnie to nie rusza — zaśmiał się cicho, podchodząc bliżej niej.

Była już do tego przyzwyczajona. Ten jego specyficzny ruch brwiami, ta dobrze znana jej już mina i dłoń, zawsze znajdująca się koło jej głowy, kiedy tylko miała się o co oprzeć. Wiedziała, że coś jest na rzeczy, ale chyba... nie chciała nic z tym robić.

— A powinno — odchrząknęła, przez chwilę skupiając się na nim. Jego oczach, utkwionych w jej. — W każdym razie, nie idziemy do Hogsmeade, aby ich śledzić. Prosiłam cię, żeby Marie, o niczym się nie dowiedziała, a w taki sposób, zacznie coś podejrzewać. Ona nie jest głupia.

— W to nie wątpię. Dlatego pójdziemy razem do Hogsmeade, jako przyjaciele i nie będziemy im przeszkadzać. A jeśli nas zobaczą, to co z tego? Przecież mamy prawo tam być, tak samo, jak oni.

Balbina westchnęła.

— Dobrze. — I znów westchnęła. — Chodźmy już, zanim się rozpada. Widziałam rano, że zanosi się na jakąś burzę, a słysząc po wietrze za oknami, jestem pewna, że zaraz lunie.

Letsher nie ukrywał swojego zadowolenia. Jego uśmiech stał się nagle szeroki, a w kącikach jego oczu pojawiły się małe zmarszczki. Balbina widziała je z bliska i zastanawiała się, dlaczego tak dziwnie na nią działały. Przeszły ją dreszcze po plecach i wiedziała, że jeśli za chwilę się od niej nie odsunie, to coś w środku w niej wybuchnie.

— No dobra — powiedział Adam, otrzepując dłonie i odsuwając się od dziewczyny. — Poszukajmy tę dwójkę gołąbeczków.

I ruszyli w stronę Hogsmeade, gdzie Oliver i Marie już dawno temu się znaleźli. Krukonka owinięta po uszy szalikiem, nienawidząca zimna, wiatru i wszystko, co związane z nadchodzącą zimą, szła przed siebie, nawet nie zwracają uwagi na dziwne spojrzenie Gryffona. Bo ten w odróżnieniu od niej, miał na sobie jedynie czarną kurtkę, w dodatku rozpiętą.

— Aż tak ci zimno? — zapytał w końcu. — Bo jeśli tak, to może...

— Nie, spokojnie. Zaraz pójdziemy do Trzech Mioteł, a tam napiję się ciepłej herbaty. — Machnęła niedbale dłonią, po czym szybko schowała ją z powrotem do kieszeni od ciemnogranatowego płaszcza. — Po prostu nienawidzę chłodu, tego okropnego wiatru i ciężko znoszę zimno. Nie ma się czym przejmować.

Oliver pokazał jej swoje zrozumienie, obejmując ją ramieniem. Uznał, że w ten sposób będzie jej choć odrobinę cieplej. Nie wiedział tylko, że taki ruch spowodował u Marie napięcie wszystkich mięśni ciała i wirowanie każdej możliwej myśli w głowie. Bo przecież ona nigdy w życiu nie była przez nikogo w taki sposób dotykana. No chyba, że można było w to wliczać Balbinę.

Tylko nie połam nóg ~ Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz