Rozdział 10

733 49 10
                                    

Niedzielny poranek rozpoczął się tak, jak Adam przewidywał. Marie wraz z Balbiną, zaraz po śniadaniu, udały się do biblioteki, w celu odrobienia zaległych lekcji, zostając tam, aż do samego południa. Robiły tak prawie, co niedziele, pisząc zadania, których przez cały tydzień nawet nie ruszyły.

Tylko tym razem, było trochę inaczej. Farrel nie mogła się na niczym skupić, wciąż mając z tyłu głowy, nieprzyjemną sytuację z wczoraj. Nadal myślała o Oliverze. Z jednej strony chciała z nim porozmawiać, z drugiej sądziła, że lepiej to zostawić i nie drążyć tematu. Nie wiedziała, co ma z tym robić, więc, zamiast się uczyć, zawiesiła głowę, wpatrując się gdzieś w głąb biblioteki.

— Och, Marie, to pisanie za ciebie wypracowań z eliksirów, kiedyś mnie wykończy. Ostatni raz się na to zgadzam. — Westchnęła cicho Balbina, bazgrając piórem po pergaminie. — A to, że nawet mnie nie słuchasz, powoli zaczyna mnie denerwować — dodała, kiedy zauważyła zamyślenie przyjaciółki. — Ziemia do Marie. Kontaktujesz jeszcze?

— O co chodzi? — spytała, marszcząc brwi, gdy Balbina machała jej piórem przed twarzą.

— Nad czym znów tak myślisz, hę? Zamiast się skupić na nauce, to bujasz w obłokach. Zadanie od McGonagall samo się nie zrobi.

— Nie bujam w obłokach, tylko się zastanawiałam, co robić z Oliverem — wyjaśniła, otwierając podręcznik do transmutacji. — Chyba powinnam z nim porozmawiać, nie sądzisz?

— O twojej siostrze, czy o tym zakładzie?

— O tym i, o tym. Tylko nadal nie wiem, co mam robić. Myślisz, że powinnam  mu pomóc? —Oparła się łokciami o stół, oczekując jakiejś odpowiedzi. — Pomóż mi Balbina, ja naprawdę nie wiem, co mam robić.

— Zgódź się.

— Mówisz poważnie? — Chyba nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewała. — Mam mu pomóc, tak po prostu?

— A co ci zależy? Wystarczy, że coś mu tam opowiesz o Patricii, a on się od ciebie odczepi. — Zamoczyła pióro w kałamarzu, napisała jakieś krótkie zdanie na pergaminie, po czym dopowiedziała. — A jak się nie odczepi, to coś się wymyśli. Jemu i tak zależy tylko na tym, żeby Patricia go zauważyła, no nie?

Farrel zamilkła. Nie, dlatego, że nie wiedziała, co ma na to powiedzieć. Odpowiedź miała już na końcu języka, ale nie zdążyła nawet mrugnąć okiem, kiedy zauważyła, wchodzącego do biblioteki, Olivera. Spanikowała wewnętrznie, nie wiedząc, jak ma się zachować. W jednej chwili spojrzała na otwarty podręcznik, udając, że coś czyta, kątem oka, zerkając na Gryffona, w duchu licząc, że zaraz gdzieś zniknie między regałami.

— Marie, możemy porozmawiać? — zapytał, stojąc nad Krukonkami. Balbina spojrzała na niego ze zdziwieniem, podobnie, jak jej przyjaciółka, która była pewna, że do nich nie podejdzie.

— Jasne, że możecie — odparła od razu blondynka, zwalniając chłopakowi miejsce. — Siadaj, Oliver, nie będziesz przecież tak stał. Skończę to pisać w pokoju wspólnym, Marie. Spotkamy się tam przed obiadem, dobra?

I nie czekając na odpowiedź, wyszła z biblioteki, zostawiając ich samych.

Zapadła chwila ciszy. Czuć było tę niezręczną atmosferę między nimi. Marie wciąż nie odrywała wzroku od podręcznika, a Oliver stukał palcami o stolik, zastanawiając się, jak zacząć rozmowę. Jednak to Krukonka pierwsza nie wytrzymała presji, i zamykając książkę, tak, że głośno trzasnęła, zwróciła się w jego stronę.

— Pewnie chcesz wiedzieć, czy ci pomogę — powiedziała, zerkając na jego dłonie. Wciąż stukał palcami, co dało jej do zrozumienia, że Gryffon się czymś denerwuje. — Mówię tutaj, o mojej siostrze, co zapewne się domyślasz.

Tylko nie połam nóg ~ Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz