Rozdział 11

693 48 20
                                    

— Szukaliśmy w bibliotece, w Wielkiej Sali i na błoniach. Zanim przeszukamy cały zamek, zastanie nas tu północ. Co proponujesz? — spytał Adam, widocznie zmęczony poszukiwaniem. — Jestem pewien, że gdzieś się zaszyli, albo ciągle ich mijamy. Przecież to niemożliwe, żeby nigdzie ich nie było — dodał, ciężko wzdychając.

Oparł się o kamienną ścianę, zakładając na sobie ręce. Jego czarne włosy nieco zachodziły mu na równie ciemne oczy, a sweter, który miał na sobie, nieco napiął się mu na barkach. Balbina uznała, że wyglądał wtedy naprawdę dobrze, ale wiedziała, że nie na tym powinna się zastanawiać.

— Może zróbmy po prostu tak, że ja powiem Marie, a ty Oliverowi, z osobna. Szukanie ich jest zbyt czasochłonne, a muszę przyznać, że jestem już trochę zmęczona.

Adam zmarszczył brwi, niezbyt przekonany.

— Mam mu sam powiedzieć, że nie może być z Patricią, bo ta woli jakiegoś nędznego Ślizgona? — parsknął, kręcąc głową. — Nie ma takiej opcji.

— Będziesz musiał mu to powiedzieć. Naprawdę wolisz okłamywać swojego najlepszego przyjaciela, niż powiedzieć mu szczerą prawdę? — Westchnęła, przenosząc wzrok na niego. — Widocznie Patricia nie jest dla niego stworzona.

Wiedział, że ma rację. Tylko nie chciał, żeby to była prawda. Myśl, że musiałby powiedzieć przyjacielowi, coś, co z pewnością złamie mu serce, łamało jego. A był już tak bliski znalezienia mu dziewczyny.

— W takim razie, pomóż mi, znaleźć mu kogoś innego. Przecież nie może ożenić się z miotłą.

— Jaką miotłą? — spytała skołowana, już na początku gubiąc się w tym, co mówi.

— Swoją miotłą... Zresztą nieistotne. Chcę, żeby miał jakąś dziewczynę. W końcu. Zdajesz sobie sprawę, że on nigdy nikogo nie miał. On — podkreślił, nagle chwytając ją za ramiona. — Widziałaś go kiedyś bez koszulki? — zapytał, czym już zupełnie wybił Krukonkę.

— Nie. Nie widziałam i nie wiem, czy chcę widzieć. —Zrzuciła jego dłonie z ramion i zrobiła krok do tyłu. — Przypuszczam, że może wyglądać nieźle, ale co, to ma tak w zasadzie do rzeczy? W końcu nie na co dzień paraduje półnagi po szkole.

— Wiem, wiem, ale mógłby — zaśmiał się. — Żartuje, oczywiście. Ale, wracając. Pomożesz mi, prawda?

Balbina pomasowała się po czole, wyglądając, jakby się nad tym zastanawiała. W rzeczywistości, nie chciała się w to mieszać. Ledwo znała Olivera, nie wspominając już o Adamie. Gdyby coś potem poszło nie tak, mógłby wszystko zrzucić na nią.

— Proszę cię, Balbi... — Przybliżył się do niej, patrząc prosto w jej szare tęczówki. Dziewczyna poczuła jego oddech na policzkach i nieco się wzdrygnęła. Choć, nie raz była tak blisko jakiegoś chłopaka, wtedy poczuła się nieręcznie.

— Co będę z tego miała?

— A co chcesz?

— Ciężko powiedzieć... Teraz nic mi nie przychodzi do głowy...

— To wymyślisz w trakcie. Tylko się zgódź, proszę... — Błagał dalej, będąc przy tym, coraz bardziej przekonujący. — Nie mogę pozwolić, żeby Oliver był sam. Mam plan do końca tego roku szkolnego, znaleźć mu jego pierwszą dziewczynę.

— Tak na siłę ma z kimś chodzić... — mówiła, nadal bez przekonania.

— Nie na siłę. Skądże... No proszę cię, Balbina. Proszę, proszę, proszę...

— Dobrze, zgadzam się. — Zdążyła mu przerwać, nim się porządnie rozkręcił. — Pomogę ci. Tylko najpierw musisz powiedzieć Oliverowi, że Patricia ma kogoś innego.

Tylko nie połam nóg ~ Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz