Rozmowa z Oliverem sprawiła, że teraz, widząc Adama miała nieuchronne wrażenie, że patrzy na zupełnie obcego jej człowieka. Nie tego samego, którego znała od urodzenia, tylko na kogoś, kogo tak naprawdę w ogóle nie znała. Przyglądała mu się, niemal na każdej lekcji, próbując zrozumieć, dlaczego zachowywał się w tak paskudny sposób. Dlaczego ranił te wszystkie dziewczyny i dlaczego miał z tego taką frajdę. Dla niej było to coś absurdalnego, wręcz nienormalnego.
Bo przecież ona sama, nigdy nikogo nie mogłaby tak skrzywdzić. Wiedząc, że sama nie chciałaby, być tak potraktowana.
Źle się czuła z tą informacją, ale chyba jeszcze gorzej znosiła fakt, że jej własny kuzyn, mógłby skrzywdzić jej najlepszą przyjaciółkę. I choć Letsher nic złego — jeszcze — nie zrobił Balbinie, nie potrafiła pozbyć się z głowy myśli, że takie coś mogłoby mieć miejsce.
Chcąc otrącić od siebie te myśli i, jak na razie nie wspominać, o niczym Balbinie, poszła do biblioteki, uznając, że najlepiej będzie, jak skupi się na czymś, czego nawet nie chciała robić. A mianowicie pisanie listów do jej matki od zawsze sprawiało jej trudności. Wprawiało ją to w nudności i lekkie skurcze żołądka. Bo pisanie listów do kobiety, którą ledwo mogła nazwać matką, było czymś naprawdę nieprzyjemnym.
— Tak przeczuwałam, że cię tu znajdę. — Nim zdążyła się dobrze rozłożyć przy stoliku, dosiadła się do niej Balbina, z uśmiechem, którego dawno u niej nie widziała. — Jak tam twoja sobotnia randka z Oliverem? Nie miałam okazji, żeby cię wcześniej zapytać, a skoro w końcu jesteśmy same, to może mi opowiesz, jak tam spędziliście czas?
Marie się zdziwiła i to nie na żarty. Randka? Jaka randka? O co jej znowu chodziło?
— Nie byłam na randce z Woodem. — Zmarszczyła brwi, chcąc jej dać do zrozumienia, że nie podoba jej się sposób, w jaki zaczęła rozmowę. — Dobrze wiesz, że spotkałam się z nim, żeby go jakoś pocieszyć po tej akcji z moją siostrą.
— Tak, ja wiem — odparła od razu, próbując uspokoić atmosferę między nimi. — Mówiłam to w formie... żartu? — Bardziej spytała, niż stwierdziła. — Mniejsza o to. Po prostu jestem ciekawa, jak poszło wam spotkanie. Podobało ci się?
— Ciężko powiedzieć, szczerze mówiąc.
Balbina natychmiast się wyprostowała, obawiając się najgorszego.
— Mnie się podobało, ale jemu raczej niezbyt. Kiedy siedzieliśmy po Trzema Miotłami do środka weszła Patricia z... sama wiesz z kim. — Marie zaczęła tłumaczyć, nawet nie zdając sobie sprawy, jaką ulgę poczuła w tamtej chwili Balbina. — Widziałam po nim, że jest mu przykro. Ale szczerze, komu, by nie było. Sama czułam się tam trochę niezręcznie, wiedząc, co do niej czuł. Lub wciąż czuje, mniejsza.
— A pomijając sytuację z Patricią, to było fajnie? — Nie była pewna, czy tego typu słowo było odpowiednie. — Wiem, że z Oliverem jesteście trochę na dystans, przez Qudditcha, ale mam nadzieję, że wtedy, o tym nie myśleliście?
Ciężko było jej odpowiedzieć na to pytanie. Bo rzeczywiście, kiedy zwierzała się Gryffonowi ze swoich problemów z matką, zupełnie zapomniała, o tym, że przecież wciąż są rywalami na boisku. Tylko to, gdzieś z tyłu jej głowy nadal siedziało.
— Nie. Wydaje mi się, że nie — odparła, wreszcie rozkładając pergamin, aby zacząć pisać list. Tradycyjnie rozpoczęła od zwykłego przywitania. — I odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, to tak, podobało mi się. Przyjemnie się z nim rozmawia, nie jest taki chaotyczny, jak ty. — Uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc, że Balbina się za taki komentarz nie obrazi.
CZYTASZ
Tylko nie połam nóg ~ Oliver Wood
Fanfiction❁ Okropna matka, niedoceniająca własnej córki, skrywane wszelkie emocje, nadmierna chęć zadowolenia rodzica i... Gryffon, który zawsze pojawia się w odpowiednim momencie. ❁ ➛ Opowiadanie w trakcie pisania, ➛ wszelkie prawa zastrzeżone, ➛ całe uniwer...