Rozdział 14

688 53 11
                                    

— Mówiłam ci już, że mam cię dość? — Kolejne pytanie wyrwało się z ust Balbiny, a to nie zaskoczyło Adama z żadnym stopniu. Wręcz przeciwnie. Po długiej drodze, którą przeszli, spodziewał się tego.

Jego kroki zwolniły, a ciemne spojrzenie skierowało się na jej szare tęczówki. Krukonka poczuła, jakby przeszywał jej duszę. Jego wzrok był tak intensywny, dziwny i ekscytujący jednocześnie, że nie potrafiła oderwać od niego wzroku.

Do momentu, aż się odezwał.

— Parę razy w ciągu jednej godziny, owszem — parsknął, nic sobie z tego nie robiąc. Jakby ich zachowanie było normą. — Idzie się do tego przyzwyczaić.

Burknęła pod nosem. Wiedziała, że się z nią droczył. A potwierdził jej to fakt, że uśmiechnął się w sposób, który Balbina uwielbiała i nienawidziła naraz. Ten delikatny, pełen optymizmu uśmiech, sprawiał, że na moment zapominała, o całym istniejącym świecie. Nie wiedziała, dlaczego doprowadzał ją do takiego stanu, ale powoli zaczynała rozumieć, że im więcej czasu będzie spędzała z Adamem, tym bardziej będzie jej się mieszało w głowie.

A tego z pewnością będzie żałowała.

Bo kiedy szła z nim ramię w ramię do Hogsmeade, czując na sobie jego spojrzenie, zrozumiała, że jej umysł powoli tracił kontrolę nad jej ciałem. To wszystko było tylko kwestią czasu.

— Chociaż, wcale się nie dziwie — dodał po chwili Adam, na co Krukonka spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.

Uniosła głowę i wpatrywała się w jego ciemne, praktycznie czarne oczy, z zaciekawieniem. Czekała, aż zacznie kontynuować. Tylko że to nigdy nie nastąpiło. Adam zatrzymał się gwałtownie w miejscu, a po jego wcześniej rozpromienionej twarzy, nie zostało już nic.

— Widzisz ich? Wychodzą z Trzech Mioteł — powiedział, przytrzymując ją ręką, jakby myślał, że zaraz ruszy w ich kierunku. Balbina czuła ciepło jego dłoni na obojczykach. — Cholera, myślałem, że zdążymy ich spotkać w środku. Musieli szybko się wywinąć. — Zerknął na zegarek u lewej dłoni, po czym dodał. — Chodźmy za nimi. Zobaczymy, gdzie idą.

Ruszył w ich kierunku, ale Balbina szybko go przed tym powstrzymała, łapiąc za nadgarstek.

— Mieliśmy ich nie śledzić. Jeśli Marie się dowie...

— Wiem, wiem — przerwał jej, przewracając oczami. — Wścieknie się, a wy się pokłócicie. Rozumiem to, dlatego... Przestań się martwić. Po prostu chwyć mnie pod ramię i chodź, jakbyśmy znaleźli się tutaj przypadkowo.

I znów ten uśmiech. Balbina wpatrywała się w niego przez kilka sekund, które dla niej wydawały się, jakby trwały całą wieczność. Nie potrafiła wydukać z siebie ani słowa, nie umiała nawet ruszyć się z miejsca. Wiedziała jedynie, że coś dziwnego dzieje się w jej głowie, coś, co za wszelką cenę pragnęła uniknąć.

— Dobra — burknął i zrozumiał, że w ten sposób nie dojdą do porozumienia. — Nie będziemy za nimi szli. Po prostu chodźmy do pubu, mam ochotę na piwo kremowe.

— Odpuszczasz sobie? — Uniosła jedną brew, nie mogąc w to uwierzyć. To nie było w jego stylu. Przekonała się, o tym w ciągu ostatniego tygodnia. — Zapewne masz jakiś inny pomysł. To twoje zwykłe pójście na piwo kremowe ma jakiś haczyk, prawda?

Adam się zaśmiał.

— Haczyk, mówisz? Jaki miałoby to mieć haczyk?

— Ty mi lepiej powiedz. W końcu to ty chcesz ich śledzić.

Nie zdążył jej odpowiedzieć. Poczuł, jak krople deszczu spływają mu po jego kręconych włosach, aby po niedługiej chwili rozpadało się na dobre. Jego czarne pasma oklapły, a po zawijasach na głowie, nie pozostało już nic.

Tylko nie połam nóg ~ Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz