Rozdział 16

640 49 14
                                    

— A ty coś taki zadowolony? — Pytanie Adama wyrwało Olivera z transu, w którym się znajdował. Szeroki uśmiech natychmiast zniknął mu z twarzy, a wzrok skierował się na Gryffona, który, ku jego zdziwieniu, siedział na podłodze.

— Co ty robisz na ziemi? — zapytał Wood, zamykając za sobą drzwi do dormitorium. Jednak odpowiedzi się nie doczekał. Zamiast tego Adam prędko się podniósł, opierając się o balustradę łóżka.

— Wracasz z treningu? — Letsher dopytywał dalej, jakby specjalnie ignorował pytanie przyjaciela. — Chociaż... Nawet po treningach nie jesteś taki uśmiechnięty... O co chodzi? — Zmrużył wzrok, przyglądając się Woodowi.

— O nic takiego — westchnął, opadając plecami na świeżą pościel na łóżku. — Chyba nie wolisz, jak chodzę przygnębiony lub zmartwiony następnymi meczami?

Uśmiechnął się pod nosem. Jak miałby nie czuć zadowolenia, skoro po raz pierwszy w życiu zaprosił dziewczynę na spotkanie, a w dodatku ta nie odmówiła. Był przeszczęśliwy, nawet jeśli Marie nie do końca mu się podobała. Przecież nie o to chodziło. Dla niego i tak wyczynem było to, że zebrał się na odwagę, której wcześniej nie potrafił w sobie odnaleźć.

— Myślisz, że jestem głupi? — Zapytał Adam, podchodząc bliżej chłopaka. — Rozmawiałeś z Marie, prawda? Zaprosiłeś ją na spotkanie?

Oliver natychmiast uniósł brwi.

— A ty co, jasnowidz jesteś?

— Czyli tak. — Odpowiedział sam sobie. — Zgodziła się, a ty teraz nie możesz się doczekać spotkania. Jesteś pewien, że to Patricia ci się podoba? Może tak tylko sobie wmawiasz, bo jesteś od dawna zakochany w Marie?

— Jak zwykle gadasz od rzeczy — burknął, niemal natychmiast podnosząc się z łóżka. Nieco zirytowany kolejnymi nieprawdziwymi podejrzeniami przyjaciela, pokręcił głową, starając się na niego nie patrzeć. — Zaczynasz mnie denerwować.

— Bo mówię prawdę?

— Nie, bo znów mnie nakręcasz — wycedził. — To przez ciebie poprosiłem Marie o pomoc i się upokorzyłem. Przez ciebie też zacząłem na poważnie myśleć o Patricii, choć ona nigdy o mnie w ten sposób nie myślała. I ja, o tym wiedziałem. Gdyby nie ty, już dawno temu bym sobie odpuścił.

Adam podążał wzrokiem za wściekłym Oliverem, który był coraz bliżej wyjścia z dormitorium.

— Ah, rozumiem. Czyli to moja wina, że Patricia zdążyła znaleźć sobie kogoś innego. Gdybyś umiał do niej zagadać, to nic takiego nie miałoby miejsca. Może nawet bylibyście już razem.

— Mylisz się. Gdyby nie ty, odpuściłbym sobie. Od początku ci mówiłem, że nie szukam teraz dziewczyny. — Ton jego głosu zaczął się stopniowo podnosić, co Letsher zdążył już wcześniej zauważyć.

— Nie chciałem, żebyś skończył sam z miotłą. — Mimo że z jego ust zabrzmiało to dziecinnie, Adam mówił całkiem poważnie. Martwił się o przyjaciela i o to, że zmarnuje najlepsze lata młodości, grając tylko i wyłącznie w Qudditcha.

— Och, co ty masz z tą miotłą, człowieku. Czemu miałbym... Ach, mniejsza o to. Przestań się wtrącać w nie swoje sprawy, bo to nigdy nie wychodzi na niczyją korzyść. Zajmij się lepiej sobą.

Wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

Pozostanie samemu w dormitorium, zaczęło doprowadzać Adama do frustracji. Krążył od ściany do ściany, myśląc, o tym, co takiego zrobił nie tak, aż wreszcie wybiegł z wieży Gryffindoru, kierując się na błonia.

Tylko nie połam nóg ~ Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz