Uczta powitalna potwornie się dłużyła, szczególnie dla Marie, która zaczęła odczuwać zmęczenie i znudzenie, już po kilku minutach przemowy Dumbledore'a. Z głową opartą na dłoni, rozglądała się po sali, chcąc czymś zająć czas, kiedy kątem oka zauważyła znajomą blond czuprynę, siedzącą duży kawałek dalej od niej. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, dlaczego nie dosiadła się do niej.
Spojrzała na Penelope, która naprzeciw niej, prawie zasypiała na siedząco, a potem znów przeniosła wzrok na drugi koniec stołu. Ile dałaby, żeby wreszcie pójść do dormitorium.
— Spotkamy się w pokoju — powiedziała Marie, kiedy ona i Penelope stały przy wyjściu z Wielkiej Sali, gdzie zbierali się wszyscy pierwszoroczni. — Bo widzę, że ty będziesz miała dziś dużo roboty z tymi dziećmi. — Wskazała głową na grupkę uczniów, zagubionych i podekscytowanych jednocześnie.
— Czasem żałuje, że jestem prefektem — odparła, ciężko wzdychając, po czym z firmowym uśmiechem podeszła do nowych Krukonów, wszystkich wołając w jedno miejsce.
Farrel dziękowała Merlinowi, że jej nikt nie wybrał na prefekta domu. Gdyby miała teraz pogodzić Qudditcha, naukę i jeszcze patrole, chyba musiałaby wyczarować drugą siebie, żeby wszystko ogarniała za nią. Dlatego też szczęśliwa i ze spokojnym duchem, powolnym krokiem udała się do swojego dormitorium, gdzie, jak miała nadzieję, spotka Balbinę, której nie widziała od samego początku podróży do Hogwartu.
Pokój wspólny Krukonów był okrągły, ogromny i granatowy. Na podłodze znajdował się ciemnoniebieski dywan, a na sklepieniu było pełno, drobnych gwiazdek, które ozdabiały pomieszczenie. Na kamiennych ścianach wisiały jedwabne niebiesko-brązowe tkaniny oraz znajdowały się łukowo sklepione okna, przez które Marie uwielbiała oglądać błonia. Szczególnie jej ulubionym miejscem był odosobniony brązowy fotel, postawiony pod jednym z okien.
Marie powoli uchyliła drzwi od dormitorium, gdzie usłyszała głośny dźwięk trzaskania szufladami. Nieco zdziwiona weszła do środka, zamykając za sobą drzwi, a wtedy ujrzała blondynkę, z włosami do ramion, układającą ciuchy po półkach. Stała na środku pokoju, wymachując różdżką na prawo i lewo, a ubrania latały jej nad głową, lądując w otwartych szufladach.
— No nareszcie jesteś! — zawołała, patrząc na Farrel ze zmarszczonymi brwiami. — Długo cię nie było. Ile ty szłaś z tej Wielkiej Sali? — pytała, na chwilę przerywając swoją czynność, żeby uściskać przyjaciółkę. — Myślałam, że to ja się wlekłam, a jednak.
Balbina Ras nie była zbyt wysoka. Niższa od Marie, więc kiedy próbowała się do niej przytulić, musiała stanąć na palcach.
— Czemu nie przyszłaś do mnie, do przedziału? — zapytała z pretensją czarnowłosa, zakładając ręce na sobie. — Czekałam na ciebie, tak długo, że sam Wood mnie znalazł.
— No to chyba nie miałaś na co narzekać — uśmiechnęła się głupio, szturchając ją łokciem w ramię.
— Powiedzmy. Ale i tak jestem zła, że cię nie było. Gdzieś ty była całą podróż?
— Długa historia — machnęła niedbale dłonią. — Więc siadaj, bo muszę ci ją opowiedzieć.
Marie bardzo chętnie zajęła miejsce na swoim łóżku, które stało pośrodku, między dwoma innymi, i rozprostowała swoje obolałe nogi. Z przyjemnością oparła głowę o poduszkę, którą uniosła tak, by była na ścianie, i sama zaczęła się przyglądać Balbinie, która znów sięgnęła po różdżkę i wymachiwała nią na prawo i lewo, przy okazji wszystko jej opowiadając.
— Także, zaczęło się od tego, że zagadałam się z babcią na peronie — zaczęła, gdy ubrania ponowie znalazły się nad jej głową. — Wiesz, jaka ona jest. Magia ją fascynuje, więc kiedy tylko ma okazję, to chce o niej rozmawiać.
CZYTASZ
Tylko nie połam nóg ~ Oliver Wood
Fanfic❁ Okropna matka, niedoceniająca własnej córki, skrywane wszelkie emocje, nadmierna chęć zadowolenia rodzica i... Gryffon, który zawsze pojawia się w odpowiednim momencie. ❁ ➛ Opowiadanie w trakcie pisania, ➛ wszelkie prawa zastrzeżone, ➛ całe uniwer...