Rozdział 9

741 45 3
                                    

— Boże, Marie, jak dobrze, że tu jesteś. — Donośny głos Balbiny został zagłuszony przez jeszcze głośniejsze trzaśnięcie drzwiami. — Mówię ci, po raz ostatni umawiam się z kimś młodszym. Jeszcze nigdy się tak nie nudziłam. Ka-ta-strofa.

Westchnęła głośno, ściągając obuwie z obolałych stóp.

— Jestem taka zmęczona... Nie wiem, co ja sobie myślałam. Mogłam posłuchać Penelope. Jak zwykle miała rację — dodała, opadając ciężko na fotel, stojący w kącie pomieszczenia.

Przymknęła oczy, otwierając je dopiero wtedy, gdy zdała sobie sprawę, że Marie milczała.

— Ej, ty śpisz, czy co?

Podniosła głowę, chcąc zobaczyć, o co chodzi, a wtedy ujrzała swoją przyjaciółkę, leżąca na łóżku, bezczynnie wpatrującą się w sufit.

— Merlinie, co się stało? Jesteś na mnie zła?

Dziewczyna nawet na nią nie reagowała. Myślami skupiła się tylko na tym, co wcześniej zrobił Oliver i na tym, co od zawsze powtarzała jej matka. Złość, która się w niej nagromadziła, powoli opadała, a na jej miejscu pojawiał się ogromny smutek i zwątpienie.

— Marie, o co chodzi? Jeśli jesteś na mnie zła, przez to, że poszłam z Rogerem, to przepraszam. Mówiłam, że ci to wynagrodzę. Już napisałam część twojego wypracowania na eliksiry...

— Nie o to chodzi — mruknęła, przewracając się na lewy bok.

— To, co się stało? Flint coś ci zrobił? Jeśli tak to mów, od razu pójdę sobie z nim wyjaśnić to i owo.

— Nie o to chodzi, Balbina! — Zerwała się nagle, zdając sobie sprawę, że zbyt nerwowo zareagowała. — Po prostu... Daj mi chwilę spokoju, za bardzo mnie teraz przytłaczasz.

— Chyba nie myślisz, że cię posłucham — powiedziała, niemal natychmiast siadając na jej łóżku. — Twój gniew na mnie nigdy nie działał. Znasz mnie nie od dziś, nie zamierzam cię zostawiać w takim stanie. Powiedz mi teraz, co się stało, albo już nigdy nie dam ci spokoju — zażądała, ale wtedy Marie odwróciła się do niej tyłem. — Rany, kobieto! Przestań się tak zachowywać, dobrze wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.

Zamyśliła się na moment. Choć wiedziała, że nie chce, o tym z nikim rozmawiać, to wiedziała również, że Balbina była jedyną osobą, której mogła cokolwiek powiedzieć. Przy niej miała tę pewność, że nikt więcej się o tym nie dowie, a co najważniejsze, że nigdy jej nie wyśmieje.

— Mogę cię o coś zapytać? — Odwróciła się w stronę blondynki, wygodnie siadając na łóżku. — Tylko musisz odpowiedzieć szczerze, nawet jeśli będzie miało mnie to zaboleć.

— Dziewczyno... Rozmawiasz z najszczerszą osobą, jaką można poznać. Pytaj mnie, o co zechcesz.

— Dobra. — Wzięła głęboki wdech, żeby się nie rozpłakać. — Czy ja, aż tak słabo gram w Qudditcha? Mam na myśli... Czy moja matka ma rację, kiedy wmawia mi, że powinnam sobie odpuścić? Może faktycznie się do tego nie nadaję...?

— Słucham? — żachnęła się, wstając nagle z łóżka. Stanęła przed Marie, nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna znów się nad tym zastanawiała. — Tyle razy ci mówiłam, że nie możesz jej słuchać. Znów ci coś napisała? Jeśli tak to spal ten list. Wszystko to, co tam napisała, jest cholerną nieprawdą. Jesteś jedną z najlepszych zawodniczek w tej szkole, jak możesz słabo grać? Szczerze? Jesteś lepszym kapitanem niż sam Wood, a obie wiemy, jak on sobie ceni ten tytuł. Zabraniam ci nawet myśleć, że jesteś w tym słaba.

— Spokojnie, tym razem ona się do tego nie przyczyniła. Muszę ci to opowiedzieć od początku, żebyś zrozumiała, o co mi chodzi.

— W takim razie mów. — Znów weszła na łóżko, tym razem się na nim kładąc. Założyła ręce za głowę, uważnie słuchając tego, co mówiła do niej Farrel.

Tylko nie połam nóg ~ Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz