Prolog

1.5K 84 27
                                    

Za oknami padał śnieg. Ponure, bure ulice otoczone z obu stron szpalerami identycznych, szarych domów pokrywały się powoli cienką warstwą białego puchu. Nawet tu ‒ w Cokeworth, na najsmutniejszej ulicy świata, śnieg dodawał krajobrazowi odrobiny bajkowości.

Uliczne światła świeciły mętnym, nikłym blaskiem, w nielicznych oknach wciąż paliły się świece lub żarówki. Kilka sylwetek pojawiło się za zaparowanymi szybami, by przetrzeć je i obdarzyć zimowy widok spojrzeniem pełnym złudnej nadziei.

Ciepłe światło kominka padało na jej spokojną, uśpioną twarz. Wiedział, jak wspaniały jest to widok ‒ jednak nie patrzył. Oczy utkwione miał w trzaskającym ogniu, w żarzących się drwach, w białoszarym popiele otaczającym świeżo dołożone pieńki i szczapki. Zegar wybił północ ‒ i ucichł. A on, na dnie swojego czarnego serca, po raz pierwszy poczuł, że także dla niego nadeszło Boże Narodzenie. Pachniało świerkiem, pachniało życiem, którego nigdy nie miał i mieć nie mógł. Odruchowo, bezwiednie wyciągnął dłoń, pogładził jej włosy. Otrząsnął się z zamyślenia, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł czując, że jeszcze jedno spojrzenie, jeszcze jeden wdech, a coś w nim pęknie na zawsze.

Wyszedł i teleportował się na cmentarz, na mały zapomniany cmentarz i popatrzył na szarą płytę z jej nazwiskiem. Kolejna wina. Kolejna śmierć wbita niczym cierń w jego poorana przez życie duszę. usiadł na ławce i przymknął oczy.

A śnieg sypał i sypał, zakrywając czerń jego płaszcza i spływając jak łzy po długim nosie.

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz