XXVI Nadchodzi koniec

869 76 28
                                    

I to wielkimi krokami, dziewczyny! Tylko 4 rozdziały do końca tomu i, tym samym, wielkiej kulminacji, w postaci rozwiązania konfliktu między siłami dobra i zła. I nie tylko tego. Ale co ja Wam będę tu spoilery sadzić? And the thanks goes to (as often) DarkLordsBeta.

Dopiero w piątek wróciła do Hogwartu. Snape nie oponował. W ogóle starał się z nią nie rozmawiać. Od momentu, w którym mogła sama się poruszać, znów trzymał ją na dystans. Może tak było lepiej? Hermiona w każdym razie czuła się teraz mniej bezużyteczna. W poniedziałek, jeśli tylko przez weekend udałoby im się skontaktować z Harrym, wszystko miało się rozwiązać. Czuć było w powietrzu rosnące napięcie. Cały zamek wydawał się być wnętrzem ogromnej, ciężkiej burzowej chmury. Hermiona nie przestawała się zastanawiać, jak doszło do ataku na Norę, czy na pewno nie było żadnych znaków które ona, lub Snape mogliby dostrzec. I im dłużej myślała, tym bardziej upewniała się, że nie potrafiła tego przewidzieć. Paradoksalnie, ta świadomość tylko podsycała w niej paskudne poczucie winy. Tak strasznie chciała powiedzieć Ronowi i Ginny, że jest jej przykro, że gdyby tylko mogła, powstrzymałaby Voldemorta. Ale nie było to w jej mocy. I a to nienawidziła się najbardziej. Co raz wyraźniej zaczynał rozumieć, jak przez te lata czuł się Snape, co przeżywał i dlaczego otoczył się takim murem. Inaczej by zwariował, zginął, albo zapił się na śmierć. Poznawszy na własnej skórze, jak wyglądało życie tego mężczyzny, przestała się dziwić jego beznamiętnemu podejściu do wielu kwestii. W tym także do niej. Niby była między nimi pasja, ale ta pokazywała się głównie w łóżku. Nidy dbał o nią, ale nigdy wprost nie powiedział jej, czy chodzi o zadanie, o rolę, którą miała w nim odegrać, czy rzeczywiście zależało mu na niej, jako na człowieku.

Ale były też i plusy.

McGonagall czuła się już znacznie lepiej, wróciła do nauczania i brała czynny udział we wszystkich przygotowaniach. Pani Weasley dochodziła do siebie, ale Hermiona zastanawiała się, jak uda im się zorganizować wszystko na czas pod samym nosem Alecto i Amycusa, ale ten problem szybko został rozwiązany. Snape postanowił zaryzykować i wykorzystać to, co miał w zanadrzu przeciwko ich dwójce.



‒ To już postanowione, Granger ‒ powiedział zimno. Wiedziała, że nie lubi, gdy robi mu wymówki, że każdy jej przejaw troski odbiera jako namolność, brak profesjonalizmu i Merlin wie, co jeszcze. Że patrzy wtedy na nią z mieszaniną kpiny i irytacji oraz czającego się w oczach zniecierpliwienia.

‒ Oczywiście jest to twój własny pomysł?

‒ Kingsley o wszystkim wie, jeśli o to ci chodzi ‒ wycedził. Zapinał mankiety swojej czarnej szaty.

Westchnęła. Nie chciała rozstawać się w gniewie. Nie teraz. Nie, kiedy w każdej chwili...

‒ Przestań już tragizować.

‒ Kiedy wrócisz? ‒ zapytała, starając się przybrać jak najbardziej pojednawczy ton głosu.

Nie odpowiedział.

‒ Snape?

‒ Nie wiem. Nie sądzę, żebym wracał tu przed bitwą. ‒ Patrzył na nią beznamiętnie.

Hermiona stała sztywno, nie do końca wierząc w to, co słyszy.

‒ I mówisz to tak po prostu?

‒ Tak po prostu. ‒ Skrzywił się.

‒ Severusie...

‒ Skończ, Granger.

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz