IX Tajemniczy przyjaciel

828 79 35
                                    

Następne dni były trudne. Chyba najtrudniejsze.

Jego poczucie winy, jego złość i nienawiść towarzyszyły jej nawet, kiedy nie było go w pobliżu.

Ale przecież chciała, żeby tak było, przecież sama, wbrew niemu zainicjowała taki bieg zdarzeń.

Miała też własny ból, własne wątpliwości.

I wiedziała, że on je słyszy.

Śledziła to, jak prowadził lekcje w Hogwarcie, jak starał się ignorować, co się zdarzyło na spotkaniu u Czarnego Pana.

Był zły na nią za to, że słyszała jego myśli. Był zły na siebie, że zdecydował się wciągnąć ją w tę wojnę.

I tak bym w niej była, Snape, tak, czy inaczej.

Ale nie po tej stronie, Granger.

A no nie.

Ale czy to było źle? Czy to było gorsze? Czy wtedy nie miała szans na śmierć? Na tortury? Na znacznie gorszy los: bez protektora, którym mimo wszystko był, bez roli, którą miała odegrać.

Na jej łóżku leżały nowe szaty: trzy identyczne, czarne komplety, bliźniaczo podobne do jego własnych: proste, zakrywające całe ciało, z wysokim kołnierzem i białymi mankietami wystającymi spod rękawów. Czuła się dziwnie, zapinając blisko trzy tuziny guzików. Dobrze, że miała pod ręką magię. Bez niej codzienne, proste czynności byłyby koszmarem.

Pod szatą spodnie. I buty: wiązane, czarne, za kostkę, na niskim słupku, ochronne: damskie wersje ochronnego obuwia Mistrzów Eliksirów.

‒ Oddam ci pieniądze, jak tylko będę mogła dostać się do Gringotta.

Skinął głową, ale na jego twarzy malowała się obojętność.

Popatrzyła na niego.

‒ Dobrze się czujesz?

Prychnął.

‒ To ja powinienem spytać o to ciebie.

Wzruszyła ramionami.

‒ Więc spytaj.

Posłał jej cierpkie spojrzenie.

Nie słyszała dziś jego myśli. Nie wiedziała, co zrobi, jeśli spróbuje go dotknąć.

To zawsze było dla niego, w najlepszym wypadku, niekomfortowe. Zwykle po prostu doprowadzało go do szału.

Była zdenerwowana.

Dziś miała stanąć nie przed kilkorgiem, a przed wszystkimi członkami Zakonu. Dziś mieli poznać większość prawdy. Niezbędna jej część.

Szli tam razem.

Ramię w ramię.

Powiedział, że nie zostawi jej w tej sytuacji, że nie powinna zostać obarczona odpowiedzialnością, za jego konflikt z zakonem.

I tak pewnie zostanie. Ale nie dbała o to. Wolała, by został na Spinner's End ‒ tu nie istniało niebezpieczeństwo, że ktoś rzuci zaklęcie, albo klątwę, że puszcza komuś nerwy...

‒ Jestem dużym chłopcem, Granger ‒ zakpił widząc jej zachmurzoną minę.

Łajza ‒ pomyślała. Najczęściej nie potrzebował ich połączenia, by wiedzieć, co akurat dzieje się we wnętrzu jej głowy.

‒ Najpierw wejdziesz ty ‒ powiedział. ‒ Tak unikniemy największego zaskoczenia a ja, prawdopodobnie, zabłąkanej Drętwoty.

‒ Skąd będziesz wiedział...

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz