IV Policzek

893 78 61
                                    

Uderzenie nadeszło niespodziewane, niewidoczne. Nagłe. Jego siła wyrwała z niej krzyk, pozbawiła ją powietrza i powaliła na podłogę. Wiedziała, że powinna wstać, ale na śliskiej posadzce, zaplątana w czarną, obszerną szatę Śmierciożercy, ogłuszona, z rwącym policzkiem i uchem, w którym słyszała jedynie pisk i szum, była kompletnie zdezorientowana, oślepiona.

Snape nie podawał jej ręki. Wiedział, że nie może. Nie było między nimi połączenia myśli, bo trzymali tę rzecz w sekrecie. Czuła się samotna, przerażona, kaptur opadł jej na twarz razem z włosami i otoczyła ją ciemność.

Oddech.

Jeszcze jeden.

Dobrze.

Podparła się rękoma. Usiadła.

Wierzchem dłoni otarła łzy i ślinę, które pociekły niekontrolowane pod wpływem bólu. Znała to zaklęcie. Używał go nie raz, nie dwa, najczęściej na niej, by publicznie ja ośmieszyć. Nie miała Mrocznego Znaku. Była szlamą. Pozwolił jej żyć i dopuszczał przed swoje oblicze tylko z jednego powodu: była przyjaciółka Harry'ego Pottera, jedynym i zarazem najlepszym kontaktem, na jaki Snape mógł liczyć. Sama w sobie, znaczyła dla niego mniej niż nic ‒ nosiła wręcz w sobie ujemny ładunek, który wyraźnie ciążył Lordowi z każdym dniem co raz bardziej. Był zniecierpliwiony. Wściekły i pełen skrajnej nienawiści. Czy gdy wykona swoje zadanie zabije ją?

Snape obiecywał, że na to nie pozwoli, że ja ochroni.

Oczywiście, jeśli tylko nie przeszkodzi to w jego zadaniu...

Czy wiedział o tym, że ona domyśla się tego warunku?

Zaakceptowała to. Była gotowa ponieść konsekwencje swoich wyborów i cenę za życie Harry'ego i reszty przyjaciół.

Ale była to gorzka świadomość, uczucie drążące dziurę w jej młodej duszy już od wielu długich miesięcy. Niby już nie raz mierzyła się z niebezpieczeństwem śmierci: pośrednim, bezpośrednim... Jednak nigdy nie było ono tak... przewlekłe.

Wstała na nogi. Uniosła twarz tak, by Czarny Pan mógł zobaczyć czerwono-siny policzek.

Snape nawet nie drgnął, nie spojrzał w jej stronę.

A czego innego się spodziewała?

Pochyliła głowę, zgięła kręgosłup w ukłonie.

Wdech, wydech.

Uspokoić myśli...

Zdała sobie teraz sprawę, że te dwa lata nie były na wyrost, że nadal nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi emocjami tak dobrze, jak powinna. Że odsłaniała się tak często, w tak prostych sytuacjach, że ich przetrwanie i powodzenie planu graniczyło z cudem.

Ale on był spokojny. I wyrozumiały. To ją zaskakiwało. Pamiętała co innego z opowieści Harry'ego o lekcjach Oklumencji, jakie u niego pobierał. Być może w tej sytuacji ogromna role odgrywał jego osobisty stosunek do chłopaka...

Jaki był więc jego osobisty stosunek do niej?

Zagubiła się w swojej głowie, zamknęła w puszce przemyśleń, byle tylko nic nie ujawnić, byle tylko nie wypłynął na wierzch jej umysłu żaden niepożądany obraz...

Voldemort uśmiechał się okrutnie, ale ona nie mogła tego widzieć: oczy spuściła ku posadzce.

Kolejne policzek, wymierzony tym razem w drugą stronę twarzy; pokaleczyła się własnymi zębami, coś chrupnęło, gdy próbowała zamknąć szczęki. Wypadła jej plomba, albo ułamał się ząb...

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz