XVII Gorycz i wódka

952 84 28
                                    

Noszę żałobę po Daft Punku :(

Derezzed z Tron Legacy zrobiło ten rozdział. Pojawiły się prośby, by nie urywać w tym punkcie. Jeszcze wam to jakoś wynagrodzę ;)




Papieros dymił, dopalając się wolno w mglistym, mętnym półmroku, który osnuwał parapet. Snape opierał się o jego zimną, kamienną płaszczyznę i wbijał wzrok w opary, nasłuchiwał tykania zegara.

Granger spała. Dysponował na to potężnym, przytłaczającym dowodem: w głowie wreszcie nie słyszał jej nieznośnej paplaniny.

Zaklął po cichu.

Wiedział, że nie tak miało to iść, że nie powinien się angażować osobiście w zadanie.

Bo była przecież zadaniem.

Wykonać, odhaczyć ‒ pójść dalej.

Zapomnieć.

Upił nieco wódki. Starożytnej wódki, ze starożytnych czasów, taniej i podłej. Wódki ojca. Wódki, którą otwierał tylko gdy nadchodziło najgorsze.

Zerknął przez ramię na stojącą na blacie kuchennego stołu niemal pełną butelkę alkoholu.

Jego życie było tak doskonale zapętlonym splotem beznadziejności, że z rzadka zaledwie dostrzegał, że zaczyna się w nim naprawdę srogo pieprzyć. Dotąd zdarzyło się to raz, czy dwa. Teraz nadchodziło kolejne porządne tąpnięcie.

Burza z gradobiciem. Zderzenie płyt tektonicznych. Huragan.

Kataklizm.

Krzywołap zamiauczał i otarł się o jego nagie kostki.

Snape znów zaklął. Odruchowo chciał trącić zwierzaka butem, ale w porę zatrzymał się wpół ruchu.

Kot jednak, wyczuwszy zagrożenie, miauknął z wyrzutem i pomaszerował w głąb ciemnego korytarza.

Pieprzony zwierzak.

Daj mu żyć... ‒ usłyszał w umyśle, a potem poczuł jej chłodne ramiona obejmujące go w pasie.

‒ Kotu?

‒ Sobie.

Uśmiechała się.

Odwrócił się do niej, szczelniej okrywszy się szlafrokiem.

Jakby dla ochrony, jakby chciał odtworzyć między nimi tę tarczę, ten mur...

Severusie...

Dotknęła dłońmi jego twarzy. Miała cholernie zimne opuszki palców, zupełnie jakby to ona a nie on przez ostatnią godzinę z okładem starczała przy oknie, zamiast leżeć pod ciepłym kocem na kanapie... Tymczasem to on tkwił tu, przyklejony do szyby własnymi wyrzutami sumienia, własną wściekłością i nienawiścią do samego siebie, próbując to naraz przetrawić, utopić i użyć jako broni przeciwko sobie...

Tfu.

‒ Nie musisz.

Nie umiem.

Przestań.

‒ Granger...

Wyminął ją.

Jej palce pachniały nimi: mieszanką ich zapachów tak intymnych, że samo wdychanie woni dawało mu bolesną pewność, że tego, co się wydarzyło nie da się zapomnieć lub odczynić.

‒ Severusie ‒ powiedziała, usilnie starała się brzmieć stanowczo, pewnie, spokojnie.

Ale brzmiała dokładnie tak, jak powinna: jak zdezorientowana, rozdygotana i zraniona młoda kobieta.

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz