XXIII Wtargnięcie

852 80 8
                                    

Świadomość była dla niego największą torturą. Minerwa musiała postradać rozum, skoro tego nie widziała. A może on go utracił, gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi latami, pomiędzy pierwszą wojną a drugą, zawsze jedną nogą w grobie, zawsze gotowy umrzeć, wiecznie bez własnego życia, celu, czegoś, co definiowałoby go jako człowieka, nie ludzką maszynkę do rozgrywek z losem.

Skrupulatnie i cierpliwie zbijał własną trumnę, ostatnie dwadzieścia lat swojego życia spędził właśnie na tym. Strzepnął popiół do popielniczki.

Poprzedniej nocy nie był sobą, zdecydowanie gdzieś zatracił samego siebie. A może właśnie taki był, pod wszystkimi tymi warstwami masek, które na siebie nałożył? Przyglądał się swojemu odbiciu w szybie okna, jakby widział te parszywą twarz z przerośniętym nosem po raz pierwszy w życiu. Obdarzył się szyderczym grymasem i prychnięciem.

Usłyszał za sobą szuranie.

‒ Miałaś nie wstawać ‒ warknął.

Krzywołap zamruczał i otarł się o gołe łydki swojej pani.

Hermiona uśmiechnęła się blado. Opierała się o ścianę, kurczowo ściskając dłonią krawędź blatu stolika.

‒ Nie było cię w łóżku ‒ zauważyła.

Znowu prychnął.

‒ Granger, czy ty sądzisz, że nie mam nic innego do roboty poza nieustannym niańczeniem cię?

‒ Dziękuję ‒ powiedziała spokojnie, a dźwięk tego słowa, w połączeniu z pogodna twarzą dziewczyny, wprawił go w niemałą konsternację.

Chciała zrobić jeszcze krok naprzód, ale nogi się pod nią ugięły i gdyby nie zaklęcie, które szybko rzucił Snape, wylądowałaby na podłodze.

Mistrz Eliksirów zaklął.

‒ Wracaj do łóżka, Granger, bo przysięgam, że oddam cię w kościste łapy Madam Pomfrey.

Pomógł jej się wyprostować i poprowadził ja w stronę łóżka.

Milczeli chwilę, siedząc obok siebie. Hermiona od wczoraj starała się siadać, czasem forsowała się do chodu. Snape widział, że dziewczyna nie może wytrzymać bezczynności, ale kompletnie nie wiedział, czym ją zająć. Nie pomagało sprawdzanie wypracowań z Eliksirów, które podtykał jej niechętnie od samego rana. Tak, próbował nawet i tego, chcąc zmusić ją do pozostania w łóżku. Hermione rozpierał strach, lęk i niepokój.

‒ To ja miałam zaprowadzić Harry'ego do Malfoy Manor ‒ powiedziała wreszcie. ‒ A wy mieliście przeprowadzić atak. Miałeś to wszystko koordynować, a ja...

‒ Miałam dopilnować, żeby Potter pozostał żywy przynajmniej do mojego przybycia, tak, Granger ‒ przerwał jej Snape.

‒ Cholera.

‒ Eufemizm ‒ mruknął.

W nerwach odsunęła szufladę jego nocnej szafki, w poszukiwaniu papierosów.

Snape był jednak szybszy i złapał je zanim zdążyła wziąć paczkę do ręki.

Spojrzała na niego błagalnie.

Pokręcił głową.

‒ Musisz odpoczywać, Granger, leczyć się. Palenie i regeneracja wykluczają się, wiesz o tym, nie jesteś głupia.

‒ Czasem sądzę, że jestem, Severusie.

Kolejne prychnięcie.

‒ Kto wie...

‒ O twoim stanie? Wszyscy, którzy muszą wiedzieć ‒ powiedział chłodno.

Za każdym razem, gdy poruszali ten temat, miał ochotę wyjść i nie wracać, byle nie patrzyć na nią, na stan, do którego ja doprowadził. On, swoimi poczynaniami, swoim egoistycznym...

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz