V Dworzec King's Cross

880 85 35
                                    

Podziękujcie za moją wenę pewnemu staremu duetowi z lat 60/70 ubiegłego wieku.

Simon&Grafunkel zrobili mi te 2 rozdziały!

I przy okazji. Przyzwyczaiłam Was już chyba, że nie stosuję typowych romantycznych zabiegów, tak samo będzie i ze zdolnościami naszej pary do słyszenia siebie nawzajem. Bo tak serio... czy tym, co głównie by słyszeli byłyby miłosne świergoty... No raczej nie. Więc here we go, z całą bezlitosnością sytuacji.

Dni mijały szybciej, niż by tego sobie życzyła: teraz, gdy już otrzymała odpowiedź od Zakonu i zbliżała się data spotkania, czas pędził jak szalony, podczas gdy ona oddałaby wszystko, żeby choć trochę zwolnił.

Pod nieobecność Snape'a zreperowała zęba, wyleczyła siniaki, ale szum w głowie pozostał z nią jeszcze na kilka tygodni.

Snape klął i pomimo użycia kilku zaklęć diagnostycznych oraz upartego oglądania jej źrenic codziennie rano, nie zostawał teraz na noc w Hogwarcie. Czuła się z tym trochę nieswojo. Znów jej pilnował. Teraz miał ku temu inne powody. Przez kontakt fizyczny, którego ciężko było uniknąć podczas powtarzających się obdukcji, które jej zapewniał, nieustannie słyszeli nawzajem swoje myśli.

Dbał o nią. To było coś nowego. Dwa lata z dala od domu, od przyjaciół od wszystkiego, co znała i kochała, a on stopniowo...

Właściwie co?

Była ważna dla planu.

To oczywiste.

Jednak Hermiona nie była głupia.

Ani ślepa.

Nie mogli przed sobą ukrywać wszystkiego nawet w połowie tak dobrze, jak zazwyczaj. A i tak ostatnio niezbyt im to wychodziło.

Zauważyła więc, że znaczyła też coś dla niego osobiście.

To było straszne ‒ rozpatrywać takie sprawy przy akompaniamencie jego drwiących komentarzy. Starała się więc nie myśleć: o nim, o swoich uczuciach.

Najlepiej o niczym, bo łatwo było o kompromitację.

Przywykła do tego, że Snape słyszy każdy jej głupi komentarz.

Cholera... znowu muszę kupić podpaski...

‒ Dopisane do jutrzejszej listy zakupów.

Co mi tu wyskoczyło... Czemu to zawsze musi być w takim niewidocznym miejscu?!

‒ Możesz oszczędzić mi informacji w jakim?

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...

‒ Granger, czy ty nie możesz tak po prostu zasnąć? ‒ zza ściany jej sypialni.

Oczywiście udawanie, że tego nie słyszy nie miało większego sensu ‒ poza zapewnieniem jej minimum komfortu psychicznego. O tym akurat Snape chyba nigdy nie słyszał, a przynajmniej nie zaznał tego w życiu zbyt wiele.

Nie lituj się nade mną głupia dziewczyno, lituj się nad sobą.

To było przerażające.

A potem nadszedł ten dzień: świt po bezsennej nocy. Snape też nie spał. Słyszała, jak skrzypi materacem za ścianą.

Wyszli w tym samym czasie ze swoich pokoi. Zmierzyli się zmęczonym wzrokiem.

Krótkie „dzień dobry". Jego chłodne, cierpkie. Jej zaspane, pełne rezygnacji.

Potem śniadanie w milczeniu.

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz