Chciałyście, to macie. Szczypta erotyki, ostrzegam. Ale szczypetka.
Woda szumiała pod prysznicem. Snape słyszał to siedząc w swoim pokoju, na łóżku i próbując czytać.
Ale nie mógł.
Pierwszy raz w historii nie był w stanie skupić się należycie na lekturze.
Zaklął więc i trzasnął książką o nocny stolik w wyrazie złości i poczucia bezsilności wobec nie tyle strumienia wody, co potoku myśli własnych i Granger, zalewających jego umysł.
Ani chłód, ani wizyta na cmentarzu, gdzie pod nagrobkiem z nazwiskiem Gryfonki pochowane były zwłoki tej mugolki, nawet lodowaty prysznic ‒ nic nie potrafiło wytrącić z jego myśli delikatnego dotyku jej ust na swoich. Nic nie potrafiło zmyć hańby jego reakcji.
Pamiętał to tak wyraźnie, tak dokładnie...
Ujął jej twarz w dłonie i odpowiedział na jej pocałunek wkładając w to cały głód, cała tęsknotę, całą nagromadzoną przez ostatnie miesiące desperację.
Gdy jego dłonie zeszły niżej, a język dostał się głębiej a ona nie odepchnęła go ale wręcz przywarła, szukając kontaktu, sam odsunął się gwałtownie. I wyszedł. Zniknął w śnieżycy bez płaszcza.
Gdy wrócił ‒ spała skulona w fotelu przed kominkiem. Musiała długo na niego czekać.
I znów zapragnął jej dotknąć i znów poddał się pokusie ‒ pogładził jej włosy.
Doszedł więc do wniosku, że nie wyrzucił jeszcze tych bredni z głowy, a ona i tak śpi i tak jest zbyt późno na te rozmowę.
Poszedł na cmentarz, by przypomnieć sobie dobitnie kim jest, co wielokrotnie uczynił i będzie musiał jeszcze nie raz zrobić.
Był mordercą, nie materiałem na kochanka dla młodej, niewinnej kobiety.
Teraz, niemal o świcie, w Boże Narodzenie, po nieprzespanej nocy, słuchał jak Granger oddychała ciężko w strumieniach pary i gorącej wody.
Czy próbowała zedrzeć z siebie jego dotyk?
Imbecyl ‒ usłyszał.
Prychnął na głos.
Wyszedł z sypialni i poszedł zrobić sobie wczesne śniadanie.
Słyszał jej myśli ‒ bo jaki miał wybór?
Nie były takie, jakich się spodziewał. Były znacznie gorsze.
A co najbardziej go w tej sytuacji dobijało ‒ ona słyszała jego.
Więc nie mogło być pomyłki. Oboje tego chcieli. Nie mógł przyjść do niej i wycedzić, że to był błąd, że oszalała, że jej nie pragnie.
Bo pragnął.
Najbardziej ze wszystkiego na świecie, chciał teraz wejść na górę, otworzyć cholerne drzwi do jej pokoju, wejść do łazienki i w piekielnie gorących potokach wody kochać się z nią na śliskiej podłodze...
Tyleż nierealne i niewygodne, co wyprodukowane przez jego otumaniony umysł.
Gdy czajnik gwizdał, Snape dopalał już pierwszego, porannego papierosa.
Hermiona podeszła i ‒ tak, jak on wiele tygodni temu ‒ wyciągnęła z jego palców niedopałek, by zaciągnąć się nim kilka razy.
Dostrzegał w tym coś magnetyzującego; fakt, że paliła razem z nim wydawał mu się tak zbrodniczy i fascynujący zarazem...
Zdał sobie teraz sprawę dlaczego.
Była to pierwsza ich wspólna rzecz, papieros był pierwszym, co ich połączyło, a przekazywanie go sobie miało w jakimś sensie gorzki a zarazem intymny charakter.
Spojrzał w jej stronę.
Stała w szlafroku, przyglądając się mu poważnie. Resztka peta kopciła swobodnie w popielniczce.
Chciał go zgasić, ale zatrzymała jego dłoń.
Zostaw. Lubię patrzyć, jak dymi. To wyciszające.
Skinął głową.
Wolał się nie odzywać. Wystarczająco już przekazywały jego myśli i wyobrażenia.
‒ Severusie...
Pokręcił głową.
Potrzebował czasu, potrzebował cholernego czasu, żeby się z tym rozprawić...
‒ Nie mamy czasu ‒ zauważyła.
Jakże bystro, Granger.
Żachnęła się.
‒ Snape... daj spokój.
‒ Nie powinnaś tego chcieć ‒ wycedził.
‒ Nie rozumiem dlaczego.
‒ Granger, nie osłabiaj mnie.
Westchnęła.
‒ Jeśli powiesz mi, że jesteś stary, brzydki i zostałeś Śmierciożercą jeszcze zanim przyszłam na świat, to...
To, co, Granger?
‒ To przyznam ci rację.
Uniósł brwi.
‒ I i tak będę chciała, żebyś zrobił to wszystko, o czym myślałeś gdy brałam prysznic ‒ wyszeptała.
Zaklął i odwrócił się do niej tyłem.
‒ I nie mów mi, że mam czas ‒ kontynuowała, kładąc dłonie na jego napiętych z nerwów ramionach. ‒ Nie mów, że znajdę sobie kiedyś miłego chłopaka, z którym będę chciała mieć dom, dziecko i psa. ‒ Bo to by było twoje pierwsze kłamstwo, w które nie uwierzę.
Parsknął gorzkim śmiechem.
Miała rację. Miała cholerną rację. Zastanawiał się teraz, gdzie podziała się ta jej naiwność, co stało się z gryfońskim marzycielstwem.
‒ Już nie jestem po prostu Gryfonką, Severusie ‒ odpowiedziała.
Nie mógł jej tego powiedzieć, bo nie wiedział, czy dożyją wojny, a co dopiero jej końca.
Mieli marne szanse. Ona miała marne szanse.
‒ Teraz myślisz z sensem ‒ powiedziała.
Odwrócił się do niej. Na jego twarzy malowała się mieszanka pogodzenia i rezygnacji.
Nie myślał już o niczym, nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo jest to niewłaściwe. Po prostu zanurzył ręce w jej wilgotnych włosach i pocałował ją powoli, starannie i bez pospiechu.
Tyle jeszcze czasu mieli.
Były przecież Święta, psia mać.
CZYTASZ
OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONE
FanficDruga część trylogii OBLIVIATE. Dwa lata po akcji pierwszej części, ktoś odwiedza grób i zostawia na nim list, który ma zmienić losy nadchodzącej wojny. Misterny plan Severusa, wielkie ryzyko i ciągła niepewność, jak zakończy się największy konflikt...