XXVII Mimo wszystko

787 75 17
                                    

Rozdział nie jest długi, ale też taki nie miał być. Przed nami jeszcze rozdział 28, 29 i epilog.


Długo milczeli. Ale też równie długo rozmawiali. Hermionie tak bardo brakowało przez te lata szczerej rozmowy z którymkolwiek z przyjaciół, że chłonęła tę chwilę tak, jak się dało. Była noc, ciemna i bezgwiezdna, jedna z ostatnich które im pozostały, których byli pewni, że nastąpią. Potem czekała ich próba, czekała ich walka i ‒ być może śmierć. Część z nich z pewnością.

Kogo już więcej nie zobaczą? Kogo pożegnają, by już nigdy więcej nie ujrzeć jak się śmieje, nie usłyszeć głosu? Czy będzie to ktoś bliski, czy tylko dalszy znajomy? I dlaczego, na Merlina, los nie oszczędzi im tego bólu?

Hermiona opowiadała mu o Severusie: wreszcie kompletnie szczera. Mówiła o długich miesiącach uwięzienia, o wzajemnym braku zaufania, o strachu, którego doświadczyła, o wątpliwościach, które oboje mieli co do siebie nawzajem. Opowiadała mu o człowieku, którego poznała, którego wnętrze udało jej się zgłębić, dzięki zaklęciu, klątwie, czy Merlin wie, czemu jeszcze. Opowiedziała Harry'emu o miłości Snape'a do jego matki, o tym, że to właśnie ona doprowadziła do spotkania ich dwojga, że nawet mimo związku z Jamesem, jakaś część nadal kochała go i pragnęła go chronić.

Harry opowiedział jej o żałobie, którą przeżyli, o pogrzebie, na którym ja opłakiwali, o długim procesie uświadamiania sobie, że odeszła. O pustce, jaka po niej została, o tym jak bardzo ważna zawsze dla nich była, o tym jak uczyli się wyobrażać sobie z Ronem, co powiedziałaby na taką czy inną decyzję ich dwojga. O tym, jak uczyli się tego nie robić. Opowiedział jej o wsparciu, o przyjaźni i pomocy, jaka otrzymali od Lupina, Minerwy oraz państwa Weasley'ów. O Inferiusie – Burbage, o tym jak bali się, że i ona wróci do nich któregoś dnia w takim stanie i uldze, gdy zobaczyli jej ciało spokojne i martwe przed Norą.

Hermiona opowiedziała mu o uczuciu, które do niego żywi, o tym, jak wiele ryzykuje ten człowiek każdą swoją decyzją, o tym, jak go podziwia, jak go szanuje i jak bardzo mu ufa. O tym, jak przewrotną jest jej wiara w zestawieniu z kłamstwami, którymi cały czas musiał ją karmić dla własnego, Zakonu, ale i jej bezpieczeństwa. O tym, że wcale nie czuje się jak szpieg, nie czuję się na to wszystko gotowa, ma poczucie, że każda sytuacja, której była częścią, kończyła się jej ogromną, druzgocąca porażką. Że nie zrobiła dość, nie starała się dość, że przez nią w końcu wszystko stanie się katastrofą. Mówiła o swojej tęsknocie za światem sprzed wojny, za sobą, za tym kim była i jakie to było proste. Mówiła mu, że nie wie, czy będzie w stanie znowu żyć, zaadoptować się w społeczeństwie, wiedząc, czego doświadczyła i czego była świadkiem...

Harry opowiadał jej o srebrnej łani, która prowadziła ich przez te wszystkie lata, pomagała znajdować drogę, gdy ją gubili, dawała wskazówki, otuchę. Opowiedział jej o wątpliwościach, kłótniach, rozpaczy i beznadziei. O tym, że czasem mieli już tak bardzo dość siebie nawzajem, strachu i napięcia, że chcieli się poddać zostawić wszystko i uciekać. Opowiedział jej o tym, jak Ron zaczął spotykać się z Lavender, o jego poczuciu winy, o tym, jak ukrywał ten fakt miesiącami przed resztą świata. Bał się, że wszyscy go potępią, sam potępiał siebie... A teraz jej się oświadczył. Po śmierci ojca. Po informacji, że ona, Hermiona, też już nie jest sama.

Pytała jak to przyjął.

Harry wzruszył ramionami.

‒ Chyba nikt do końca w to nie wierzy, Hermiono ‒ uśmiechnął się krzywo. ‒ To jest dość... surrealistyczna wizja. Nawet teraz, po tym wszystkim.

Pokiwała głowa. Miał na myśli atak na Norę, pierwsze dotkliwe straty...

‒ Ale chyba czuł się bardziej... usprawiedliwiony. Znasz Rona, zawsze stara się być fair.

‒ Bardzo się cieszę ‒ powiedziała, uśmiechając się smutno. ‒ Przekażesz mu?

‒ Plan nie zakłada mojego powrotu do... gdziekolwiek dotąd byłem...

Westchnęła. No tak. Ona nie miała niczego wiedzieć.

‒ A wy? ‒ zapytał Harry. Miał nietęgą minę.

‒ My? ‒ uniosła brwi.

Wzruszył ramionami.

‒ Płakałaś. I to dość... obficie.

Zaśmiała się, gdy ruchem głowy wskazał koszulkę na swoim ramieniu, jeszcze do niedawna mokrą od łez.

‒ Wybacz... tak dawno tego nie robiłam, że ostatnio staje się to dość... Nagminne.

‒ Nie płakałaś?

‒ Nie. ‒ Pokręciła głową. ‒ Snape nie należy do najbardziej wylewnych ludzi, jakich znam, Harry.

‒ Ale jak jest...

‒ Między nami?

Westchnęła.

‒ Nie wiem, Harry. To jest chyba jedna z tych tajemnic, które Severus zabierze ze sobą do grobu.

Chłopak zamrugał.

‒ Zakładasz, że...

Pokiwała głową.

‒ Tak, Harry. Zakładam, że gdy Czarny Pan dowie się o jego zdradzie, zabije go.

Chrząknął.

‒ Ty serio tak o nim mówisz?

‒ O Voldemorcie? Kwestia przyzwyczajenia.

‒ Nie. O Snapie. O jego śmierci. Z takim spokojem.

‒ Nie jestem spokojna, Harry. Ale już chyba dość histeryzowania, prawda? ‒ Spróbowała się uśmiechnąć.

Umilkli. Było już naprawdę późno.

‒ Jak wygląda nasza część planu? ‒ zapytał wreszcie Harry.

Hermiona przymknęła oczy.

‒ Wcześniej miałam ci e zaprowadzić do Malfoy Manor. Ta wersja dawała nam pewność, że Czarny Pan osobiście pojawi się na polu bitwy. Tutaj... tutaj takiej pewności nie mamy. Oboje ze Snapem przypuszczamy, że nie będzie chciał przepościć takiej okazji, ale nadal: to są jedynie nasze przypuszczenia. Nasza ocena sytuacji, więc...

‒ Rozumiem, rozumiem.

‒ Okej...

‒ Więc według scenariusza...

‒ Gdy pojawi się Czarny Pan, mam cię mu przyprowadzić. Przekonaliśmy go, że mi ufasz, że jestem twoją najlepszą przyjaciółką i jeśli cie o coś poproszę...

‒ To ci zaufam, Hermiono ‒ powiedział spokojnie.

‒ To deklaracja? ‒ uniosła brwi.

Harry skinął głową.

‒ Wiem, co się stało po ataku na Norę. Wiem, jaką scenę urządził Shacklebolt. I chciałem ci to już dawno powiedzieć, tylko nie było okazji: nigdy cię nie podejrzewałem o zdradę, Hermiono. Ani ja, ani Ron nie mieliśmy wątpliwości.

‒ Mimo wszystko?

‒ Mimo wszystko, Miona. Takich rzeczy, jakie razem przeżyliśmy, łatwo się nie wymazuje.

‒ Ano nie ‒ uśmiechnęła się blado. ‒ Chociaż, gdybyś wiedział i widział to, co ja...

‒ Ale nie widziałem ‒ zauważył. ‒ Więc może występuję według ciebie z bardzo naiwnego i ograniczonego punktu widzenia, ale takie jest, było i będzie moje zdanie, Hermiono. Więc nawet jeśli prowadzisz mnie na śmierć, pójdę za tobą.

Hermionie do oczu napłynęły łzy.

‒ Wiesz, że tak może być?

Skinął głową.

‒ Wiem.

‒ I mimo wszystko...

Położył dłoń na jej ręce i uścisnął ją lekko, po przyjacielsku.

‒ A ile ty zrobiłaś dla nas?

Nie odpowiedziała.

Nie potrafiła tego podsumować, ani ocenić. Nie chciała rozliczeń. Nie teraz.

‒ Jestem z tobą, Harry ‒ zapewniła. ‒ Bez względu na wszystko.

OBLIVIATE: Wojna - Sevmione ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz