Poznaje fajną gryfonke

133 35 0
                                    

Wszedłem do jakiegoś pustego przedziału, siedziałem i zastanawiałem, się czy moja siostra umie jeszcze myśleć, znalezienie dwóch z trzech isygni śmierci będzie graniczyło z cudem, a z peleryną niewidką będzie najłatwiej ten idiota James jej nawet nie pilnuje, kamień skrzeszeń leży gdzieś w lesie, a czarna różdżka, nawet jak Potter jej nie zniszczył jest pewnie gdzieś schowana i dobrze pilnowania, ale jeśli by je naprawdę znalazła, zostanie panią śmierci będzie mogła ich skrzesić...
Moje rozmyślenia przerwała dziewczyna, która weszła do przedziału, miała na sobie szatę Gryffindoru, miała że sobą też torbę,  długie falowane blond włosy, błękitne oczy, na oko w moim wieku, nie kojarzyłem jej a kojarzę większość uczniów w moim wieku.
— Cześć, mogę się dosiąść?— spytała z uśmiechem na twarzy, co było dziwne, gryfoni rzadko zbliżają się do ślizgonów.
— Jasne...—  powiedziałem lekko niepewnym głosem.
— Jestem Lucy, jestem tu nowa przeprowadziłam się z Ameryki, a ty jesteś?— spytała siadając naprzeciwko mnie, wiele by to wyjaśniało.
— Aron, widać że jesteś nowa gryfoni i ślizgoni, się nie lubią, ale możesz tu zostać.— odpowiedziałem odzajemniając uśmiech.
— Słyszałeś że podobno córka Voldmorta uciekła z Azkabanu, ministerstwo mówi że to są tylko plotki, ale kto wie?— na sam dźwięk tego imienia pogorszył mi się humor ale dalej się uśmiechałem.
— To pewnie tylko plotki, jak taka dwudziestolatka co nawet szkoły magi nie skończyła mogłaby uciec z Azkabanu.— skłamałem że to plotki.
— Skąd wiesz że nie skończyła nawet szkoły?— spytała podejrzliwie, byłem przygotowany na to pytanie.
— Mieszkam z najlepszym przyjaciela, dzieciaka, szefa aurorów.— powiedziałem.
— No wsumie to brzmi logicznie, który jesteś rok?— spytała.
— Szósty.— odpowiedziałem.
— Ja też, nie mogę się doczekać aż dojedziemy.— powiedziała, rozmowę przerwała nam pani z wózkiem z słodyczami.
— Chcecie coś?— spytała starsza pani
— Nie.— odrzekła Lucy.
— Fasolki wszytkich smaków i dwa soki dyniowe.— powiedziałem, pani dała mi fasolki i soki, a ja zapłaciłem, pani z wózkiem odeszła.
Lucy przeszukuje torbę.
— Zapomniałem wody, dobra wytrzymam do Hogwartu.— powiedziała, jaki przypadek że akurat kupiłem dwa soki dyniowe, ale się z nią podzieliłem może ukłamała mnie, ale okej.
— Masz jak chcesz.— podałem jej butelkę.
— Dzięki nie trzeba.— odrzekła.
— Nie zbiednieje od jednego soku, masz.— odpowiedziałem
— Dzięki.— wzięła butelkę i napiła się z niej, a ja położyłem butelkę koło siebie, wziełem fasolki i otworzyłem je.
— Chcesz?— spytałem.
— Jasne.— podałem jej fasolki, wzięła se jedną, wzięła ją do buzi, jej twarzy wygląda jakby miała zaraz wymiotować, wypluła ją, a ja się uśmiechnełem.
— Na jaki trafiłaś?— spytałem.
— Zgniłe jajko.— powiedziała zaczęliśmy rozmawiać na temat fantastycznych zwierząt i tak minęła nam cała droga do Hogwartu.

 Aron Lastrange i czas zmian | HP syn Voldemorta Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz