Próbuję Cię chronić

1.1K 51 4
                                    

PS. Polecam przypomnieć rozdziały

Minął tydzień od wypadku Martina. Czas tak szybko leciał, a ja wracam już do domu z tej nieszczęsnej wycieczki. Nie mogliśmy z niej zrezygnować, bo wszystko było już od miesięcy ustalane w szkole a nauczyciele kazali nam nie martwić się zaistniałą sytuacją. Nie powiem było prawie idealnie z naciskiem na prawie. Miałam wyrzuty sumienia, bo gdyby Walker nie uparł się, że przyjdzie po mnie nic mu by się nie stało i spędziłby czas na inaczej niż leżenie w szpitalu. Jazda autobusem mijała szybciej niż sam wyjazd co bardziej mnie stresowało przed powrotem do domu. Nauczycielki dostały informację, że chłopak odzyskał przytomność dzień po wypadku i wraca do sił. Dokładnie nie powiedziano nam, jakie ma obrażenia lub jak w ogóle doszło do wypadku. Sama nie chciałam w to za bardzo wnikać, bo nawet nie umiem sobie wyobrazić co musi przeżywać. Myśląc, że odwiedzimy go to aż nerwy brały górę. Czy będzie na mnie zły? Jak to wszystko znosi? Do tego dochodzi sprawa wyprowadzki przez co w mojej głowy jest bałagan myśli. Dopiero zamknęłam najgorszy okres mojego życia a tu nie widać lepszego początku. Moje rozmyślania nagle zostały mi przerwane.

-Ocknij się Vi prawie jesteśmy na miejscu. Zadzwoniłaś po kogoś, żeby przyjechał?- Zapytała Sam

-Tak pisałam do mamy powinna przyjechać.

Dopiero teraz dostrzegłam, że w autobusie zaświeciły się żółte lampy a wszyscy wybudzali się z drzemki. Zaczęłam zwijać mój koc, którym byłam okryta całą drogę, bo klimatyzacja w autobusie nigdy nie działa tak jak powinna. W autokarze zaczął się robić duży szum a lada chwila wjechaliśmy na teren szkoły. Po odebraniu walizki zaczęłam się rozglądać za autem mojej mamy jednak nigdzie nie widziałam ani auta, ani jej. Dopiero usłyszałam, że ktoś mnie woła odwróciłam się dostrzegając nie moją mamę a Martina.
-Victorio dobrze, że cię znalazłam twoja mama poprosiła mnie o przysługę więc jestem. Chodź zaparkowałam niedaleko- uśmiechnęła się kobieta
Moje nogi zaczęły aż dygotać sama nie wiem czy z zimna, czy z takiego zbiegu okoliczności. Moja mama podłapała dobry kontakt z rodzicami chłopaka przez ten cały czas mojej nieobecności, ale nie myślałam, że poprosi ją, żeby mnie odebrała. Moim planem było unikać kontaktu z rodziną Walkerów, ale no cóż, jednak nie wszystko idzie po moich myślach. Drętwym krokiem ruszyłam za kobietą i już czułam tę gęstą atmosferę w samochodzie podczas jazdy.
-Victorio rozumiesz, że możesz być zmęczona, ale nie będziesz miała problemu, jeżeli wstąpimy jeszcze do szpitala na minutkę? Muszę podwieźć parę rzeczy a akurat mam po drodze.
Oszołomiona szybko przytaknęłam, ale niewątpliwie mama Martina widziała moje zmieszanie na twarzy. Teraz jeszcze bardziej się stresowałam, bo wszystko działo się za szybko. Nie wiem, czy mam zostać w aucie i czekać na nią tą „minutkę" albo iść z nią i mieć z głowy pierwsze spotkanie. Moje myśli były pełne wątpliwości. Wolałabym już wrócić pieszo do domu niż jadąc do szpitala jeszcze z mamą chłopaka która może kryje przede mną swoje negatywne emocje. Kobieta zaparkowała pod budynkiem i westchnęła patrząc ślepo przed siebie, aż wreszcie spojrzała na mnie uśmiechając się lekko

-Masz ochotę wyjść czy zostajesz tutaj? Postaram się szybko wrócić.

-Niech Pani się nie śpieszy. Pójdę odwiedzić Martina.

-Na pewno się ucieszy z twojej wizyty, pomimo że niedawno odzyskał pełną świadomość. Jednak na szczęście prawie wszystko pamięta i siły szybko odzyskuje.

-Jak to prawie? Czyli mnie może nie pamiętać?

-Spokojnie nie pamięta tylko dokładnych zdarzeń wypadku. Policja już go przesłuchiwała i nadal nie umieją dojść do powodu wypadku. Zebrali jeszcze informacje od świadków, że z naprzeciwka było auto, które niby specjalnie wykonało manewr w stronę auta Martina. Jednak bez jego informacji nie jesteśmy w stanie zebrać wszystko w całość. Dobrze chodźmy, nie będę cię zagadywać musisz być zmęczona.

Ruszyliśmy w stronę wejścia a na recepcji kobieta została już rozpoznana i zawołana przez pielęgniarki. Wręczyła mi torbę i dokładnie wytłumaczyła gdzie i jaki numer pokoju mam się udać a sama odeszła do gabinetu lekarza. Serce biło mi tak szybko, że za chwilę mnie będzie ktoś zbierać z podłogi. Błądząc wśród korytarzy wreszcie znalazłam dany numer pokoju i z lekkim zawahaniem się zapukałam. Powtórzyłam czynność, bo nikt nie odpowiadał. Uznałam, że chłopak musi spać dlatego weszłam do pokoju zastając puste łóżko. Postawiłam torbę obok szafeczki i zaczęłam się rozglądać po malutkim pokoju. Nie było tam żadnego innego pacjenta więc nawet nie miałam kogo zapytać czy dobrze trafiłam. Książki, które były staranie poukładane w stos też mi nie pasowały żeby należały do Martina. Chciałam już zabrać rzeczy i wyjść aż usłyszałam ten głos

-Co ty tu robisz?

Odwróciłam się w stronę chłopaka i nie umiałam nic powiedzieć przez gule w gardle. Gapiłam się na niego i nic nie mówiłam. Walker opierając się na dwóch kulach również patrzył na mnie obojętnym spojrzeniem, że nie wiedziałam co zrobić. Chłopak był poobijany i wyraźnie schudł przez pobyt w szpitalu. Ubrany był w szare dresy i dużą koszulkę a na ramieniu miał ręcznik. Włosy miał mokre a pojedyncze kropelki spadały z końcówek. Olewając mnie ruszył utykając na łóżko. Tęga atmosfera, która narastała zmusiła mnie do mówienia

-Wróciłam z wycieczki a twoja mama po mnie przyjechała i oto jestem. J-jak się czujesz?

-Chyba nigdy nie widziałem cię takiej skrępowanej. Jest w miarę dobrze czekają mnie rehabilitację i tyle. Masz-rzucił w moją stronę ręcznik. Potrzebuję pomocy żeby wytrzeć włosy
Podeszłam do Walkera i delikatnie wycierałam włosy, nie powiem miał je znacznie dłuższe niż kiedyś. Cała sytuacja jest dla mnie tak absurdalna, bo myślałam, że porozmawiamy na poważnie a ja mu wycieram włosy. Zawiązałam mu turban na głowie i się odsunęłam. A on wziął znów ręcznik i sam powtórzył wszystko od nowa. Uśmiechając się głupkowato w moją stronę.
-Żartujesz sobie ze mnie? Ty wcale nie potrzebujesz pomocy.
-Chociaż się normalnie odzywasz, wyluzuj nie jestem kaleką ale mam trudności nadal z niektórymi czynnościami. Szkoda, że wcześniej nie przyszłaś, bo potrzebowałem żeby ktoś umył mi
-Nawet nie kończ, bo nie przyszłam tu wysłuchiwać twoich głupich odzywek
-Plecy Vi, PLECY.
-Dobra weź przestań, bo stąd wyjdę. Powiedz mi lepiej co się stało wtedy. Mam dość tych wyrzutów sumienia więc bądź ze mną szczery.

-Ta sprawa nie ma nic związanego z tobą, nie musisz się o niż winić

-To jednak pamiętasz? Okłamałeś mamę i policje?

-Nie jest to takie proste, za jakie się wydaje. Prawda okłamałem, ale dla dobra innych i tyle.

-Dobra innych? Przecież mogłeś zginąć a ty kryjesz kogoś kto odpowiada za ten wypadek. Niby dla kogo ma wyjść to na lepsze? Niech czasem rozum przyjdzie ci do głowy, bo zaczynam wątpić, że jakikolwiek jeszcze ci został. Wszyscy się tym przejęliśmy a ty to wszystko zostawiasz bez rozwiązania?

-Masz racje jestem idiotą ale jak powiem prawdę będzie gorzej. Sam to ogarnę, nie jestem małym dzieckiem Vi. Robię to, by chronić...
-Chronić kogo winowajcę?
-Ciebie


50 gwiazdek i next?

Vanitas/MarnośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz