20| księżyc i gwiazdy

355 67 21
                                    

  — Tak, mam myśli samobójcze za każdym razem, gdy widzę twarz Deku — warknął wściekle Katsuki, gromiąc Eijiro spojrzeniem. — Co z tobą nie tak?! Cały czas zrzędzisz i trujesz, a teraz jeszcze to! Czego się tak cholernie boisz?! Wyduś to z siebie wreszcie! — krzyknął, dysząc ciężko. Kirishima nie patrzył mu w oczy.

  — Że mnie znienawidzisz — wyszeptał po chwili, tak cicho, że to chyba wiatr przywiał jego słowa do teraz nieco zaskoczonego Bakugo.

  — Szczerze wątpię.

  — Ja nie.

  Taa, i to by było na tyle, skwitował w myślach Katsuki, gratulując sobie umiejętności prowadzenia konwersacji. Cudownie to rozegrał, nie ma co.

  — Dobra, wiesz co, mam tego dość — powiedział po chwili ciszy, gdy Eijiro tęsknym wzrokiem wpatrywał się w barierkę i Bakugo zdał sobie sprawę, że on naprawdę myśli nad skokiem, być może już podjął decyzję. — Nie znienawidzę cię, nieważne, jak kurewsko paskudna by nie była ta twoja wielka tajemnica.

  — Nie możesz mi tego obiecać — mruknął Kirishima jeszcze ciszej, oczywiście jeśli było to możliwe przy i tak już minimalnej ilości decybeli.

  — A właśnie że kurwa mogę — warknął Katsuki, poirytowany jego oczywistym brakiem wiary. Odsunął się od barierki i ruszył w stronę Eijiro, w końcu stając naprzeciwko niego. — Zawsze cię będę kurwa kochał. Obiecuję. — Po czym przylgnął do warg mężczyzny, przyciągając go do siebie, jakby bał się, że ten ucieknie.

  — ,,Będę cię kochał" i ,,nie znienawidzę cię" to dwie różne rzeczy, wiesz? — rzucił Eijiro, gdy w końcu się od siebie odsunęli. Chyba był w lepszym humorze, skoro zbierało mu się na śmieszkowanie, czy czym tam ta wypowiedź miała być.

  Katsuki już miał zabłysnąć jakąś ciętą ripostą, ba! jego usta zdążyły ułożyć się w duże: ,,o", gdy nagle od strony uchylonych drzwi na dach rozległ się huk, a chwilę później głośne tupanie, gdy ktoś zbiegał po schodach na dół.

  — Podsłuchiwał — powiedział z niedowierzaniem Eijiro, zaraz ruszając z miejsca w stronę barierek, a nim Katsuki zdążył jakkolwiek zareagować, już się przez nie wychylał. — Ma kaptur — oświadczył grobowym tonem, po czym przeklął brzydko (co w jego przypadku zawsze wywierało dużo większy efekt niż w przypadku Bakugo), zaraz odwracając się do mężczyzny. — I ucieka. Nie dogonimy go.

  Katsukiemu zrozumienie całej sytuacji również nie zajęło długo, a jej sens wywołał u niego intensywne rumieńce wściekłości na twarzy. Ktoś ich szpiegował. Usłyszał złożoną obietnicę, usłyszał o zamiarach Eijiro i jego tajemnicy... Cudownie, teraz wystarczyło tylko czekać, aż po całej Lidze rozejdzie się właściwie nie mijająca się z prawdą plotka, że wielki wiceszef Red Riot rzucił swoją narzeczoną dla swojego nowego asystenta-kochanki Ground Zero. Naprawdę bajecznie.

  — Co zamierzasz z tym zrobić? — zapytał więc Bakugo, a Kirishima uniósł brwi.

  — Ja?

  — No bo chyba nie ja.

  Cisza. Widocznie Eijiro nie miał pojęcia, jak na to odpowiedzieć, zresztą słusznie, zważywszy na to, że Katsuki odpowiedzi otrzymać nie chciał.

  — Chodźmy stąd — powiedział po chwili, gdy obaj tylko tak stali, gapiąc się to na siebie nawzajem, to na chodnik przed blokiem, a zimny wiatr smagał mrozem ich policzki.

  Eijiro skinął głową i nim odszedł od barierki, ostatni raz z tej wysokości spojrzał na jasno świecący księżyc i gwiazdy. Zniknął w półmroku, a Katsuki za nim, mając szczerą nadzieję, że jego noga już nigdy więcej tu nie postanie.

  W końcu od wyruszenia po akta dzielił ich tylko jeden dzień.

_____

  Eijiro chyba starał się wynagrodzić Katsukiemu nieudany wypad, bo w drodze powrotnej i gdy kładli się spać, był wręcz nadto entuzjastyczny, miły i pozytywnie nastawiony do świata. Kurczowo trzymał się świadomości, że została im nieco ponad doba, nim na krótko będą musieli się rozstać... Z samego rana jego nastrój w ogóle się nie zmienił, tak że Katsuki nawet nie zdziwił się, gdy dostał śniadanie do łóżka i całusa na dzień dobry, co nawet w liceum było rzadkością.

  — Nie musisz się tak starać — mruknął Bakugo, powoli przeżuwając tost z dżemem truskawkowym i uważnie obserwując swojego chłopaka, który tylko machnął dłonią w lekceważącym geście.

   — Chcę. Już nawet dzwoniłem do Shigarakiego, że biorę sobie wolne, mamy cały dzień dla siebie! — Eijiro uśmiechnął się szeroko, ignorując zaskoczenie malujące się na twarzy Katsukiego i dalej beztrosko szukając czegoś w szafce nocnej. — Możemy grać w gry albo oglądać filmy, albo trochę poćwiczyć, jeśli z ręką jest lepiej, i żadnych spacerów oczywiście... Mam! — Po czym dramatycznym gestem wyjął z szuflady paczkę prezerwatyw i położył ją na blacie.

  Bakugo zmrużył oczy. Tak, to zdecydowanie było zbyt entuzjastyczne podejście.

  — Co cię znowu męczy?

  Eijiro zamarł w pół ruchu, a jego uśmiech zbladł nieco, ale nie zniknął całkiem, czego spodziewał się Katsuki.

  — Absolutnie nic.

  — Nie pierdol głupot, gadaj.

  — Nie, serio. Niczym. Dzisiaj ostatni dzień, chcę po prostu wykorzystać go jak tylko mogę — oświadczył Eijiro poważnym tonem, ale zaraz uśmiechnął się lekko. — To co, kończ śniadanie i zaczynamy!

  Katsuki nie uwierzył w to, że naprawdę wszystko było w porządku (zwłaszcza że przecież jeszcze parę godzin temu jego chłopak chciał popełnić samobójstwo, co teraz najwyraźniej z przyjemnością ignorował), ale pomyślał też, że właściwie co mu szkodzi na jeden dzień odłożyć na bok te wszystkie zmartwienia i tajemnice? Wziął ostatniego kęsa i wstał.

_____

  Katsuki nie spodziewał się, że ten dzień naprawdę będzie idealny, ale, musiał przyznać, był. Ani jednego smutnego spojrzenia, kąśliwej uwagi, ponurego mruknięcia. Żadnego Red Riotowania. Eijiro od rana do wieczora tryskał radością i na każdym kroku przypominał Bakugo, dlaczego ten zakochał się w nim na zabój. Było tak cudownie, tak idealnie, że...

  — Drżysz — powiedział cicho Katsuki, gdy późną nocą zasypiał, używając torsu Kirishimy jako poduszki.

  ...że coś musiało się zepsuć.

  — Trochę mi zimno.

  — Nieprawda, jesteś cały spocony — burknął Bakugo, podnosząc się do siadu i próbując przez zalegający w pokoju półmrok dojrzeć wyraz twarzy Eijiro. — Znowu to samo?

  — Nie, to... zaraz mi przejdzie. Pójdę się... napić wody. Tak — mruknął mężczyzna, wstając i szybko wymykając się z pomieszczenia, gdy Katsuki z głośnym westchnieniem opadł na łóżko, przymykając oczy. Leżał tak przez chwilę, przez dostatecznie długą chwilę, by zrozumieć, że skoro Eijiro wciąż nie wraca, coś musi być nie tak. Może rozlał wodę i teraz, ciapa jedna, próbuje ją zmyć?

  Bakugo niechętnie zwlókł się z materaca i, ledwo powłóczając nogami, wyszedł z sypialni.

  — Oi, co się tak guzdrze... Eiji? — Zamarł w pół kroku, z niedowierzaniem wpatrując się w Kirishimę, który jedną ręką opierał się o blat, a drugą zasłaniał twarz. W słabym świetle rzucanym przez lampę w kuchni wyraźnie widać było, że drży, co on robi?, on...

  Pojedyncza łza przemknęła się między palcami, a zaraz po niej kolejna. Z ust wyrwał się stłumiony szloch. Eijiro płakał.

  Katsuki zamarł w bezruchu, zastanawiając się, czy kiedykolwiek w ogóle widział go płaczącego. Nie miał pojęcia, co robić. Pocałować go? Nie, to głupie... Pocieszyć jakoś? Jak, skoro nawet nie wiedział, o co chodzi? W końcu podszedł niepewnie i delikatnie przytulił go do siebie, nieporadnie gładząc po plecach.

  — Jestem — powiedział cicho, a Eijiro chyba to wystarczyło, bo wtulił się w niego, jak dziecko kurczowo trzymając się jego koszulki i już nie powstrzymując łez.

  Jutro się rozstaną, ale tylko na parę dni. Później już wszystko będzie dobrze.

Najciemniej Jest Pod Latarnią ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz