15| niechciana opieka

376 65 8
                                    

  Bakugo obudził nie tyle hałas wydawany przez włączony telewizor, co jego jasne światło, które nagle zaczęło świecić mu prosto w twarz, tak że raziło mimo zamkniętych powiek. Gdy otworzył oczy, najpierw zobaczył więc zatrważający wynik meczu, a dopiero później sylwetkę najwyraźniej oburzonego Kirishimy, który z głośnym hukiem uderzył pięścią w stół, czemu mocy dodał wrzask komentatora, relacjonującego na żywo kolejny nieudany atak reprezentacji Japonii w piłce nożnej.

  — Kurwa mać, strzelaj! — wrzasnął Kirishima po kolejnej przepuszczonej okazji, a Bakugo cudem powstrzymywał się od śmiechu, widząc, jak bardzo wczuł się w sytuację.

  — Na pewno cię usłyszał — sarknął Bakugo, uśmiechając się złośliwie, a Kirishima chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że mężczyzna od paru minut nie śpi, bo spojrzał na niego ze zdumieniem w oczach.

  — Jak długo...?

  — Wystarczająco. Takich ciamajd to ze świecą szukać. — No chyba że zna się Deku.

  — Beznadziejni są — przytaknął Kirishima, widocznie nieudolnie próbując się uspokoić. — Jak się czujesz? — zapytał po chwili, może po to, by odwrócić uwagę ich obu od poczynań nieudolnych zawodników.

  I wtedy dopiero Bakugo przypomniał sobie, dlaczego właściwie leży na kanapie w salonie zamiast w tymczasowo swoim pokoju, a na dodatek jego lewe ramię jest całe w bandażach, głowa najpewniej też.

  — Zaskakująco dobrze — stwierdził w końcu, ze zdumieniem zauważając, że, zważywszy na to, w jakim stanie był po starciu z bandą zmarłej już Kendo (tak złym, że po wszystkim zemdlał przez utratę krwi), lekki ból w głowy i odrętwienie w lewym ramieniu są tak naprawdę niczym.

  — Czyli nie będzie trzeba zabierać cię do szpitala, dobra nasza — uznał Kirishima w widocznie lepszym humorze, który zaraz jednak mu się zepsuł, gdy spojrzał na ekran. — O Boże...

  W przeciwieństwie do niego, Bakugo nie zamierzał się dekoncentrować, zacisnął więc mocno powieki, by zebrać myśli.

  — Kto mnie opatrywał? Bo chyba nie ty?

  — Czemu niby nie ja?

  — O Boże, jakim cudem jeszcze żyję? — Bakugo uśmiechnął się pod nosem, gdy Kirishima posłał mu oburzone spojrzenie.

  — Żartujesz sobie? Przecież jeszcze chwilę temu czułeś się dobrze!

  — Jak teraz sobie pomyślę, co mogło się ze mną stać... — Wzdrygnął się niby, a Kirishima spojrzał na niego spode łba.

  — Przede wszystkim mogłem cię tam zostawić, powinieneś być mi wdzięczny — syknął, a teraz to z kolei Bakugo spochmurniał. — Gdybyś tylko posłuchał, do niczego by nie...

  — Gdyby nie ja, nie dalibyście sobie rady — przerwał mu natychmiast Katsuki, przypominając sobie o kontuzji na moment po tym, jak chciał założyć ręce. — Nie wystawiaj mi jakichś durnych kazań, Twice też oberwał.

  — Tyle że on nie ma przestrzelonego ramienia, jest przydatny — warknął Kirishima, już zupełnie nie zwracając uwagi na ekran, gdzie piłkarze jeden po drugim przed całym światem robili z siebie pajaców. — Choć może to i lepiej, wreszcie nie będziesz sprawiać problemów.

  — Co? Że to niby ja sprawiam problemy?! — niemal krzyknął Bakugo, z rozdrażnieniem zauważając, że kolejna zwykła rozmowa zmieniła się w kłótnię.

  — A kto teraz jest bezużyteczny przez własną głupotę, ha?!

  — Gdyby nie ja, nigdy nie dalibyście sobie rady!

Najciemniej Jest Pod Latarnią ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz