8| milcząca podróż

375 59 13
                                    

  Serce Bakugo waliło jak oszalałe, gdy drzwi do jego tymczasowej sypialni wydały głośny huk po tym, jak zatrzasnął je ze zbyt wielką siłą. Był wściekły. Był wściekły na Kirishimę, na Deku, na Aizawę, Todorokiego, Ashido Minę, Togę, Dabiego i Twice'a, ale najbardziej na siebie.

  Dlaczego, dlaczego wpadł na ten głupi pomysł z treningiem? Naprawdę tak śpieszno mu do grobu? Pieprzony Kirishima!

  Uderzył pięścią w ścianę i syknął, gdy jego knykcie w rezultacie się o nią otarły. To jednak nie przeszkodziło mu w zrobieniu tego jeszcze raz, a potem następny, tak że po chwili z dłoni spływały mu kropelki krwi. Nie przejął się tym jednak, wciąż ciężko dysząc i dygocąc ze wściekłości. Znalazł sobie moment na rozdrapywanie starych ran! Miał pracę, pra-cę!

  Usiadł na łóżku z impetem, a sprężyny jęknęły w proteście. Ukrył twarz w dłoniach, przechylając się do tyłu, aż jego plecy również uderzyły w materac. Musiał ochłonąć, ale w tym mieszkaniu, w mieszkaniu Kirishimy, a pokoju Miny Ashido, denerwowało go wszystko. 

  Zgasił światło i zamknął oczy, ale minęło jeszcze parę długich godzin, nim zdołał zasnąć.

_____

  Następnego ranka Bakugo i Kirishima w ogóle ze sobą nie rozmawiali. W ciszy jedli śniadanie i zbierali się do wyjścia, zawierając milczącą umowę, by udawać, że nic się między nimi nie stało. Było jak zawsze, bo ich wspólne chwile to przeszłość.

  — Pojedziemy autobusem — oznajmił Kirishima, gdy szli krętymi korytarzami Ligi w kierunku wyjścia, którego Bakugo sam z pewnością nie potrafiłby zlokalizować. — Nie mogą namierzyć mojego auta.

  Katsuki skinął głową, wsuwając ręce do kieszeni. Nie bardzo obchodziła go ta organizacyjna strona planowanego zabójstwa, w końcu to była działka Kirishimy. Nie chciał być od niego zależny, ale był zdania, że i tak morderstwo to dość kontrowersyjne zadanie dla świeżaka. Czyżby Shigaraki podejrzewał, że ma coś wspólnego z branżą? 

  Nie, nie miał absolutnie żadnych podstaw.

  Bakugo nie zdziwił się specjalnie, że Kirishima, a raczej Red Riot, wywoływał poruszenie w każdym większym pomieszczeniu Ligi, przez jakie przechodzili. Z niektórymi ludźmi rozmawiał, z innymi tylko wymieniał uściski dłoni. Paru Bakugo musiał przedstawić się jako Ground Zero, jego osobisty pomocnik. Doznanie niesamowicie irytujące, ale dało niesamowitą ulgę, gdy wreszcie się skończyło i obaj wyszli na zewnątrz, po raz pierwszy od kilku dni.

  Bakugo podejrzewał, że gdyby siedziba Ligi nie była skryta wśród wyższych budynków, a więc i w cieniu, oczy zabolałyby go od nagłego rozbłysku światła słonecznego. W tym przypadku wielkiej różnicy jednak nie było, jedynie zimny wiatr wywołał u niego lekkie dreszcze. 

  — Trochę zimno — zagadnął Kirishima, widocznie będąc już znużonym niezręczną ciszą między nimi.

  — Trochę — przytaknął Bakugo, choć korciło go, by zamiast tego zwyzywać go od mięczaków. 

  — Um... a jak tam samopoczucie? Zdenerwow... rozumiem — przerwał Kirishima w połowie słowa, widząc wściekłe spojrzenie Bakugo. — Przepraszam.

  — Cokolwiek.

  Dalej szli w milczeniu, co jakiś czas zerkając na siebie kątem oka. Bakugo zauważył, że powoli wynurzają się z gąszczu podstarzałych budynków, kierując do tej bardziej cywilizowanej części miasta. Już miał odetchnąć z ulgą, że przynajmniej ten etap udało się wykonać bez żadnych incydentów, gdy tuż przed nimi z piskiem opon zatrzymało się rozklekotane auto, które niestety wydało się mu znajome.

  — Żyjesz! — zdziwił się ten sam pryszczaty nastolatek, który kilka dni temu służył Bakugo za szofera.

  — Znasz tego gościa? — zapytał półgębkiem Kirishima, dłonią sięgając już do kieszeni spodni, gdzie, podobnie zresztą jak Bakugo, trzymał pewnie broń.

  — Niestety. 

  — A czy to nie... o matko, ee, dzień dobry! — pisnął chłopak, zakrywając usta dłońmi, gdy tylko zauważył Kirishimę. — Pan Red Riot, tak? Przepraszam za zawracanie głowy, ee, sir

  Bakugo musiał powstrzymać się przed wywróceniem oczami, bo domyślił się prędko, że nawet przy tym chłystku musi udawać posłusznego pieska. Co nie zmieniało faktu, że ciągły teatrzyk działał na niego jak płachta na byka. 

  — Więc idź — warknął Red Riot, marszcząc brwi i prostując się, by podkreślić swój autorytet.

  Nastolatek czmychnął w mgnieniu oka, kolejny raz przy pisku tak już zdartych opon, że obaj mężczyźni zdziwili się, jakim cudem samochód jeszcze jeździ.

   — Co to za dzieciak? — zapytał Kirishima od razu, gdy ten zniknął za zakrętem.

  — Podwiózł mnie tu — wyjaśnił szybko Bakugo, ucinając temat. Nie chciał z nim rozmawiać, chodzenie obok bez grymasu na twarzy było dla niego już wystarczająco trudne.

  Na przystanek autobusowy dotarli w pół godziny, mając w zamiarze, wedle tego, co powiedział Kirishima, przejechać jedynie te kilka przystanków, które dzieliły dom Staina i siedzibę Ligi. Czekać również nie musieli długo, a Bakugo zaczął się zastanawiać, czy to idealne rozegranie w czasie jest przypadkiem, czy też dokładnie rozplanowanym działaniem Kirishimy. W oba przypadki dość trudno było mu uwierzyć. 

  — Będziemy przejeżdżać obok domu twoich rodziców — zauważył Eijiro, zerkając na rozpiskę. — Nie będziesz miał nic przeciwko, że nie wpadniemy z wizytą? Boję się reakcji twojej matki, gdy mnie zobaczy. — Roześmiał się sztucznie, chcąc jakoś rozładować atmosferę. Nie przewidział, że wzmianka o rodzinie tylko jeszcze bardziej rozjuszy Bakugo.

  — Starucha nie ma nic do gadania — warknął, wpychając dłonie do kieszeni. Doskonale pamiętał jej wrzaski, gdy dowiedziała się, że zerwali. Biadoliła, że teraz jej syn nikogo sobie nie znajdzie, a on, rozżalony i wściekły, chętnie podjął kontynuowanie sprzeczki, która zmieniła się w awanturę. To, że miała wtedy rację, nie bardzo go obchodziło.

 — Nie utrzymujecie dobrych stosunków? — domyślił się Kirishima, wchodząc już do autobusu i zajmując siedzące miejsce przy oknie, a Bakugo za nim. 

  — Czy kiedykolwiek utrzymywaliśmy? 

  — No wiesz, nigdy nie było tak źle.

  Bakugo zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to przesłuchanie. Nie chciał rozmawiać o swoich rodzicach, ani w ogóle o swoim życiu. Od kiedy niby Kirishimę ono obchodziło?!

  — To nie twoja sprawa — warknął więc, sprawiając, że jego towarzysz wyraźnie się zmieszał.

  Resztę podróży spędzili w ciszy, która w pewnym stopniu dawała Bakugo poczucie mściwej satysfakcji. Udało mu się zmusić tego nowego Eijiro do kapitulacji! 

  — Nasz przystanek — zakomunikował Kirishima beznamiętnym tonem, podchodząc do przodu, by zapłacić kierowcy. Bakugo poszedł za nim, z wyrazem twarzy niemal równie beznamiętnym. Gdyby nie wspólny cel podróży, mogliby uchodzić za nieznajomych. 

  Dom Staina był tylko kolejnym nudnym, szarym domeczkiem na nudnym i równie szarym osiedlu. Każdy prędzej spodziewałby się napotkać tu emerytów, ewentualnie kawalerów bez perspektyw na przyszłość; na pewno nie byłego przestępcy. A mimo to drzwi opatrzone numerem dwadzieścia dziewięć były wejściem do jego mieszkania, które za chwilę miało stać się miejscem śmierci.

  Zadzwonił dzwonek.


Najciemniej Jest Pod Latarnią ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz