25| starcie

272 54 24
                                    

  Bakugo nie sądził, że odezwanie się będzie tak trudne. Nie wiedział czy lepiej od razu zacząć wrzeszczeć, czy trochę poczekać, może nawet pozwolić Kirishimie się wytłumaczyć... idiotyzm.

  — Może usiądziesz? — zaproponował w końcu Eijiro po chwili niezręcznej ciszy, wciąż z roztargnieniem przekładając tego dziwnego pilota z dłoni do dłoni.

  — Postoję — warknął Bakugo, zaciskając dłonie w pięści. Jak on mógł być tak... bezczelnie normalny w obliczu powstałego między nimi napięcia. Pewnie w ogóle się tym nie przejmował, tak samo, jak nie przejmował się Katsukim!

  Kirishima skinął głową, ale odmowa widocznie trochę to zdenerwowała. Jakby nie przeczuwał, że Bakugo, stojąc czy nie, zrobi mu prawdziwe piekło.

  — Dobra... miejmy to już głowy — westchnął w końcu, krzywiąc się lekko. — Katsuki, to...

  — Dla ciebie Bakugo — warknął blondyn, ignorując to dziwne spojrzenie, jakim w tym momencie obdarzył go Eijiro. Wyglądał teraz jak pierdolony zraniony szczeniaczek i to wcale nie pomagało w przyśpieszeniu procesu znienawidzenia go, który Bakugo usilnie starał się wdrożyć w swoje codziennie życie.

  — Proszę, daj mi wyjaśnić... — zaczął cicho, opuszczając głowę, co tylko bardziej rozwścieczyło Katsukiego. Tchórz nawet nie chciał utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego!

  — Nie, kurwa, NIE! — przerwał mu natychmiast, mimo że nie przyszedł do niego tak naprawdę po nic innego jak po informacje, których rozpaczliwie potrzebował. Teraz jednak kumulowane w sobie przez miesiąc emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i ciekawością. Musiał wylać z siebie tę całą gorycz, póki czuł, że jeszcze całkiem przez nią nie zwariował.

  — Katsuki, błagam...

  — Miałeś kurwa mnóstwo szans! Gdy prosiłem cię, żebyś mi powiedział, to, cholera, chowałeś się ze wszystkim jak nastoletnia dziewczynka, więc nawet nie waż się teraz o nic mnie błagać!

  — Wiem! Zdaję sobie z tego sprawę, ale...

  — Żadne ale! Jesteś pierdolonym tchórzem i zwykłym mordercą! Brzydzę się tobą! — Kirishima znów się skrzywił, jakby każde kolejne słowo Bakugo było kolejnym precyzyjnie wymierzonym w niego ostrzem, którego nie był w stanie odeprzeć.

  — Żałujesz? — zapytał cicho, tak że Bakugo musiał się na chwilę zamknąć, żeby móc to usłyszeć. Zaraz skarcił się w myślach za bezwiedne dopasowywanie się do jego zachowań. Cholerne przyzwyczajenia. — Tego wszystkiego? Tego, że się we mnie zakochałeś i... i że byliśmy szczęśliwi? — Przy ostatnim słowie głos mu się załamał i musiał odchrząknąć, by odzyskać nad nim panowanie.

  Bakugo nie żałował. Nienawidził siebie za to, ale nie żałował tych chwil, gdy jeszcze był beztrosko nieświadomy istnienia wszystkich sekretów swojego chłopaka. Nie żałował, ale w tamtym momencie, gdy wściekłość i żal rozsadzały go od środka, a on miał wrażenie, jakby zaraz mógł dosłownie wybuchnąć, był nastawiony na zrównanie powodu swoich problemów z ziemią. Chciał zranić Kirishimę w tym samym stopniu, w jakim on zranił jego, nawet jeśli tak naprawdę nie miał pojęcia, czy ten kiedykolwiek go kochał.

Bo w końcu jego Eijiro nigdy nie był do końca jego.

  — Tak.

  Kirishima zamarł. Przez chwilę nic nie mówił, wpatrując się w pilota, na którym zaciskał teraz lekko drżące dłonie. Gdy w końcu się odezwał, mówił cichym, zachrypniętym, ale spokojnym głosem:

  — W porządku. Rozumiem, masz pełne prawo mnie nienawidzić. — Czy i on zdawał sobie sprawę z tego, że ich być może fałszywa jak wszystko inne obietnica dotyczyła czego innego? — Mimo to, chciałbym ci wszystko wyjaśnić. Jesteś w stanie posłuchać mnie przez parę minut? Potem dobrowolnie oddam się w ręce policji. — Jego ton był aż nazbyt oficjalny, jakby rozmawiał z jednym z ważnych klientów Ligi, a nie ze swoim żałosnym byłym, który nawet nie potrafił sobie znaleźć kogoś, kto nie okazałby się być zwykłą świnią.

Najciemniej Jest Pod Latarnią ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz