Tamtego dnia od rana wszyscy przygotowywali się na opuszczenie domu. Zbieraliśmy pożywienie, zorganizowaliśmy najpotrzebniejsze opatrunki itp. Gdzieś koło południa skończyliśmy. Kirigiri mocno naciskała by już iść, więc po niedługim odpoczynku wyruszyli. Tuż przed wyjściem Hina chciała jeszcze chwilę ze mną porozmawiać.
- Na pewno dasz sobie radę? Mogę zostać jeśli bardzo chcesz. - Widać było jak bardzo się mną przejmowała.
- Na spokojnie, dam sobię radę. To tylko tydzień.
- Na wszelki wypadek. - Wyciągnęła z torby stary telefon. - Mam praktycznie taki sam, usunęłam wszelkie inne kontakty i zostawiłam tylko numer z mojego telefonu. Zadzwoń jeśli działoby się coś złego. - Dosłownie wcisnęła mi komórkę w dłoń.
- Ał... Czy reszta wie o tych komórkach?
- Specjalnie je przed nimi ukryłam, bo nie miałabym pewności co z nimi zrobią... Muszę już iść, do zobaczenia za tydzień! - Odpowiedziała pełnym energii głosem po czym zatrzasnęła drzwi.
Wcześniej dostałem dokładną instrukcję rozporządzania żywnością, tak by starczyło na miesiąc lub więcej.
- Oh, zapomniałbym, że muszę dać coś do jedzenia Mondo.
Wcześniej Toko dała mu coś do jedzenia i teraz moja kolej. Ruszyłem do kuchni, a komórkę którą dostałem odłożyłem na blacie.
Nigdy nie byłem wybitnym kucharzem i potrafiłem przygotować tylko parę prostych dań. Zrobiłem coś prostego ze składników którym najszybciej kończył się termin ważności.
Wolnym krokiem ruszyłem w stronę salonu, w którym znajdował się osoba która spowodowała tragedię na skalę światową. Przed chwyceniem za klamkę zawachałem się. Nie miałem pojęcia jak się zachowa, ale stawiałem na to że nie powstrzyma się od zbędnych komentarzy na temat mojego wyglądu lub po prostu rzuci jakąś prostą obelgą. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi.
Spojrzałem w miejsce gdzie ostatni raz widziałem jego osobę. Czy on w ogóle ruszył się z miejsca? - To była pierwsza myśl jaka mi się nasunęła podczas patrzenia na niego. Był w tej samej pozycji, siedział skulony pod ścianą trzymając się za tył głowy.
Podszedłem bliżej i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem pusty tależ, ten sam na którym Toko niosła parę godzin temu śniadanie.
Kucnąłem przed nim podsuwając mu tależ z jedzeniem.
- To twoje.
- Dzię...ki - Rozpoczął swoją wypowiedź zdziwionym tonem, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność, by zakończył ją w szorstki i pogardliwy sposób.
Gdy próbował przysunąć talerz bliżej siebie zauważyłem dość mocno rzucający się w oczy szczegół. Ręka którą trzymał się za tył głowy była różowa od krwii.
- Co Ci się stało? - Zapytałem spokojnie, wskazując na jego rękę.
- A co ci do tego? Nie masz nic lepszego do roboty niż tworzenia kółeczka wzajemnej adoracji? - Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś ostrzejszego z jego strony.
- Gdyby to zależało ode mnie, mógłbyś mieć opłamane obydwie ręce i miałbym to w nosie, ale obiecałem że przytrzymam cię przy życiu. - Nigdy nie myślałem o nim w ten sposób i mimo wszystko nie życzyłem mu źle. Próbowałem trochę go zgasić, żeby nie był taki agresywny w stosunku do mnie.
- Oh - Był wyraźnie zaskoczony, że wypowiedziałem coś takiego w jego stronę, jednak próbował tego tak bardzo nie okazywać. - Ja... uderzyłem się o kant stołu kiedy ten zjebany panicz mnie popchnął do tyłu. Gdyby nie to, pewnie nie byłby już w jednym kawałku. - W jego głosie można było wyczuć frustrację i gniew.
- Poczekaj chwilę. - Ruszyłem spokojnym krokiem do kuchni po opatrunki. Byłem lekko zestresowany, nigdy nie potrafiłem sam siebie dobrze opatrzeć, a co dopiero kogoś innego. Zabrałem ze sobą to co wydawało mi się najpotrzebniejsze i wróciłem do Mondo.
- Odwróć się, postaram się coś z tym zrobić.
- Daj mi to, sam sobię poradzę. - Powiedział próbując wyrwać mi opatrunki z ręki.
- To było polecenie, nie proźba. Znaj swoje miejsce, kundlu. - Zagroziłem. Nigdy nie przeszło mi przez myśl że powiem coś takiego.
Nie odezwał się ani słowem i odwrócił się tyłem. Rana nie wyglądała na poważną i jako iż ja nie znałem się na tego typu rzeczach po prostu owinąłem bandaż wokuł jego głowy, zachaczając o miejsce które miało nie miłe spotkanie z pobliskim stołem.
- Gotowe, masz jakieś specialne życzenia, czy mogę już iść? - Spytałem w arogancki sposób.
Owada nie odezwał się, widać było że w tym momencie był mocno zmieszany i nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć, więc wyszedłem z pokoju.
Przez resztę dnia myślałem nad tym jak się zachowywał. To nie było nic w stylu złego geniusza, który czerpie radość z cierpienia innych, tylko bardziej coś w stylu umęczonej duszy czy coś takiego. W sumie nie mogłem określić do końca co to było. To po prostu nie był on ani z ostatniej rozprawy ani z przed jego sfałszowanej egzekucji...
___________________
Dżizusie z rewolwerem, już myślałam że nigdy tego nie napiszę, ale i tak nie jestem z tego do końca zadowolona :/
A oto fun fact TW SAMOBÓJSTWO: Tak w połowie planowania fabuły przyszedł mi tak ciekawy pomysł: A co jeśli Taka nie wytrzymał ciągłego obrażania dawnego przyjaciela i do tego stopnia było mu wstyd za to co mu powiedział, że chciałby odebtać sobie życie? Nie byłoby to nic brutalnego, ale na stówę łamałoby mi serce. Zrezygnowałam z tego na rzecz tego co planuję zrobić teraz. Poza tym takie rzeczy sprawiają że niektórzy ludzie czują się bardzo niekonfortowo, więc nie ma opcji żebym tak zakończyła tę opowieść.
CZYTASZ
[ZAKOŃCZONE] "Ostatnia rozprawa to kłamstwo!" ishimondo
FanfictionUWAGA, ZALECA SIĘ NAJPIERW ZAPOZNAĆ Z ORYGINALNĄ GRĄ PRZED PRZECZYTANIEM TEGO TWORU! Podczas pisania tej książki używałem żeńskich zaimków, z którymi już się nie utożsamiam, ładnie proszę o zwracanie się do mnie w zaimkach męskich. Niestety nie wiem...