- A więc, będziecie uczestniczyć w zabójczej grze. Ten kto przeżyje, w nagrodę odzyska tego tu - wskazał na Makoto - i jeszcze dwoje waszych przyjaciół. Są w sumie dwie zasady, nie możecie zaatakować mnie albo mojej pani, ponieważ wtedy zostaniecie zdyskwalifikowani i jeśli któreś z was popełni samobójstwo, reszta również umiera. Czy wszystko jest jasne? - mówiąc to wszystko brzmiał, jakby mówił o czymś miłym i niewinnym.
Zaniepokojony, odruchowo spojrzałem na Mondo. Na jego twarzy malowała się pusta ekspresja. Po chwili wpadła mi do głowy okropna myśl, na tyle niepokojąca i realna, że wywołała u mnie większy niepokój i strach niż słowa Komaedy.
- Nie chcesz nikogo zabić, prawda? - zapytałem go szeptem. Ten nic mi nie odpowiedział, tylko wpatrywał się we mnie jego pustymi ślepiami. - Prawda Mondo? - pociągnąłem go za rękę w swoją stronę. On się uśmiechnął, uznałem za potwierdzenie moich obaw.
Spanikowałem, nie mogłem dopuścić do tego, żeby znowu kogoś zamordował, szczególnie jeśli chodzi o moich przyjaciół. Wyrwałem mu z ręki pręt i rzuciłem go na drugi koniec pokoju.
- Ishi ale ja... - przerwałem mu.
- Nie obchodzi mnie to - złapałem za jego ramię. - Choćbym miał umrzeć, ty już nikogo nie zabijesz.
- Czy chcesz powiedzieć, że tym razem chciał ukrócić życie nam? - powiedziała Hina, nie będąc specjalnie tym zdziwiona. - Może nawet chcesz jego, co? - wskazała na mnie.
- Dość, przestań! Bo wy się nawzajem pozabijacie - krzyknąłem zasłaniając przyjaciela.
- Taka, czy on kompletnie wyprał ci mózg? To morderca, zabił kilka niewinnych osób, a ty dalej go bronisz - podeszła do nas obu.
- Nikt mi nic nie wyprał, to mój przyjaciel i będę stać po jego stronie, nie ważne co - Mondo cofnął się trochę do tyłu, więc zrobiłem to samo.
- A co z razem, gdy cię pobił, co z tym? Okropnie cię skrzywdził mimo tego, że chciałeś dobrze.
- Przeprosił i szczerze żałował, nie widzę powodu by dalej go tym męczyć, a poza tym to nie dotyczy ciebie. Ja, jako "ofiara" mu wybaczyłem.
- Ishi przestań... - kolejny raz mu przerwałem.
- Nie, to ty przestań! Powiedz coś w swojej obronie, bo to wygląda jakbyś się z nią zgadzał - odwróciłem się do niego.
- Proszę cię, przestań. Nigdy nie mówiłem ci byś za mną ślepo podążał - powiedział zawiedzony.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Aoi wykorzystała to, że byłem odwrócony tyłem i odepchnęła mnie na bok. Przez ranę na nodze, upadłem na podłogę.
- Sorka Taka, ale to dla twojego dobra - spojrzała w moją stronę. - Więc, nienawidzisz Makoto, nie? - zwróciła się do Owady.
- Nie nienawidzę go, ale miałem swój powód by tak się zachować. Z resztą, Taka wszystko wie, jak przeżyjecie to od niego się dowiedz. Zabij mnie, to właśnie chciałaś zrobić od początku. Robiłaś wszystko, bym cię w tym wyręczył, więc może powinnaś zrobić to sama - westchnął.
- O czym ty mówisz? Nic ci nie zrobiłam, a wręcz ci pomagałam.
- Co z tym, że powiedziałaś mu... no wiesz.
- Nie było sensu już tego ukrywać, bo sam by się domyślił, a ty za nic nie chciałeś mu o tym powiedzieć.
- To była moja sprawa... - Aoi mu przerwała.
- Trudno, nie robiłam tego ze względu na ciebie, tylko na Takę.
- Ishi jest twoją wymówką za każdym razem, huh?
CZYTASZ
[ZAKOŃCZONE] "Ostatnia rozprawa to kłamstwo!" ishimondo
FanfictionUWAGA, ZALECA SIĘ NAJPIERW ZAPOZNAĆ Z ORYGINALNĄ GRĄ PRZED PRZECZYTANIEM TEGO TWORU! Podczas pisania tej książki używałem żeńskich zaimków, z którymi już się nie utożsamiam, ładnie proszę o zwracanie się do mnie w zaimkach męskich. Niestety nie wiem...