11

128 18 1
                                    

Ogarnięcie tego syfu trochę zajęło. Głównie męczyliśmy się z wyniesieniem blaszaka na zewnątrz, przy czym nieznacznie się skaleczyłem. Rana znajdowała się na wewnętrznej stronie prawej dłoni i nie była wielka, jednak niesamowicie upierdliwa. Za każdym razem kiedy próbowałem podnieść lub przesunąć cokolwiek, czułem przeszywający ból w okolicach skaleczenia. Po bolesnych dwóch godzinach wreszcie, jako tako udało się sprzątnąć przedpokój.

- Czy są tu jakieś opatrunki? - Spytałem, schylając się do plecaka, z którym prawdopodobnie chciał zwiać Mondo.

- Jeśli dobrze poszukasz, może coś znajdziesz. - Chłopak wzruszył ramionami.

Zacząłem grzebać w wspomnianym wcześniej plecaku. Po niecałych dwóch minutach udało mi się znaleźć trochę plastrów, jednak coś innego przykuło moją uwagę, a dokładniej komórka, którą dała mi Aoi.

- Dlaczego wziąłeś ze sobą moją komórkę? - Złapałem za przedmiot i pokazałem Mondo.

- Uh, może lepiej wytłumaczę wszystko od początku. - Przykucnął przy mnie. Wyglądał jakby był niebywale zestresowany, jednak chciał ten fakt ukryć. - Po tym co działo się w nocy, byłem wściekły przez to co zrobiła ta banda dupków, więc chciałem spróbować ich znaleźć, bazując na informacjach jakie usłyszałem podczas ich konsultacji na temat "szukania pomocy". Telefon zbrałem na wszelki wypadek gdyby Hina oddzwoniła, wtedy mógłbym zdobyć ich lokalizację i potem skopać im wszystkim dupska. - W tamtym momencie jego stres przemienił się w zwykłą wściekłość, której już nie zamierzał kryć.

- Dlaczego przynajmniej mnie nie poinformowałeś o tym? Oszczędziłbyś mi niepotrzech zmartwień albo... - Moje słowa przyśpieszały wraz z rosnącą paniką oraz okropną wizją tego, że gdybym nie spadł z łóżka podczas snu to zostałbym całkiem sam.

- Paniki? Pomyślałem o tym dopiero gdy mnie przyłapałeś. - Wydawał się spokojniejszy i zawiedzony sam sobą.

- A co gdyby coś ci się stało? Nie byłoby nikogo kto by ci pomógł i w najgorszym przypadku zginąłbyś samotnie w męczarniach. - Powiedziałem, nie zmieniając spanikowanego tonu głosu.

- Czy ty myślisz, że jakieś nędzne roboty są w stanie zrobić mi krzywdę? - Widziałem, że to co powiedziałem jakoś go dotknęło.

- Właśnie zobaczyłem na własne oczy. - Ciężko westchnąłem. - Słuchaj, naprawdę mogłeś zrobić sobie krzywdę tylko przez to że miotały tobą emocje i z tego co widziałem nawet za czasów zabójczej gry, masz z tym problem. Jeśli znowu najdzie cię jakiś niebywale głupi pomysł, zwróć się do kogoś, komu ufasz. W obecnej sytuacji masz kontakt tylko ze mną, jednak postaram się pomóc jak tylko mogę.

- ... - Wyglądało na to, że Mondo nie chciał sobie pomóc. To było dość łatwe do przewidzenia, przez to że ma kompleks na punkcie swojej siły. Nigdy nie chce pokazać jakichkolwiek słabości, a tym bardziej przyznać się, że je posiada.

- Dlaczego jesteś taki uparty? Przyznaj, że nie potrafisz nad sobą panować i daj sobie pomóc. - Powiedziałem stanowczym tonem.

- Nie masz racji. Zjebałem, to prawda, ale to nie znaczy jestem jakimś psychopatą bez pochamowania. Nie potrzebuję pomocy, a zwłaszcza pochodzącej od kogoś kto myśli, że jestem jakimś pojebem. - Wyglądał na wręcz urażonego tym co powiedziałem.

- Nigdzie nie powiedziałem, że uważam cię za niepoczytalnego. Wmawiasz mi coś czego nie powiedziałem, ba, nawet nie miałem tego na myśli. Ja tylko chcę, byś już nigdy nikogo nie skrzywdził.

- Wszyscy którzy dostali ode mnie lanie, dostali je bo sobie zasłużyli, nie żałuję żadnej z osób które zostały przeze mnie jakkolwiek skrzywdzone. - Był wręcz zbyt pewny tych słów, prawdopodobnie nawet ich dobrze nie przemyślał.

- Czyli specjalnie zabiłeś swojego brata i Chihiro oraz nie żałujesz tego co zrobiłeś? - Choć wiedziałem, że to nie prawda, nadal to powiedziałem. Myślałem, że to pomoże go złamać, jednak to był mój błąd.

Dostałem liścia i się przewróciłem. Mondo był naprawdę wkurzony. Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek, zostałem również kopnięty w brzuch. Czynność ta została powtórzona paręnaście razy. Nigdy wcześniej nie czułem tak mocnego bólu.

- Zastanów się tak z trzy razy zanim coś powiesz, żywy śmieciu. - W jego głosie była tylko czysta nienawiść skierowana w moją stronę. Wiedziałem, że za powiedzenie czegoś w stylu "przepraszam, trochę mnie poniosło" skutkowało by kolejnym kopnięciem.

Gdy tylko próbowałem się odezwać, zacząłem kaszleć. Po chwili, spojrzałem na rękę, którą zawsze odruchowo zasłaniam usta. Znajdowała się na niej krew. W tamtym momencie zrobiło mi się słabo. Spojrzałem trochę ponad moją dłoń, Mondo stał nademną nie wzruszony, jakby widział coś takiego dosyć często. Z braku siły, opuściłem rękę i przymknąłem oczy. Krew zaczęła wręcz wypływała z moich ust. W tamtym momencie czułem, że byłem bliski śmierci.

- Prze...praszam. - To jedyne słowo jakie udało mi się wymówić, przy tym ksztusząc się.

Nadal wpatrywałem się w twarz chłopaka, który doprowadził mnie do tego stanu. Mogłem patrzeć na to jak ekspresja na jego twarzy powoli zmienia się z satysfakcji tym co mi się stało aż do momentu gdy zdał sobie sprawę z tego w jak złym stanie jestem.

- Ishimaru, trzymasz się jakoś? - Podszedł do mnie. Wyglądał na dość mocno przejętego. Ja niestety nie miałem siły odpowiedzieć. - Ishi, ja przepraszam, odezwij się proszę. - Brak odpowiedzi. - Ishi, ja nie chciałem, błagam cię daj jakiś znak życia. - Był cały spanikowany i jego głos się łamał. - Miałeś rację, ja nie potrafię nad sobą panować, i jedyne co potrafię to krzywdzić ludzi wokół. Jestem nic niewartym gównem. - Złapał za moją zakrwawioną dłoń. - Nie mam nikogo innego, prócz ciebie, ale i tak musiałem zrobić ci krzywdę. - Był na krawędzi płaczu. Nigdy nie widziałem go w tak złym stanie. - Ishi, potem mogę zniknąć z twojego życia, tylko proszę powiedz mi, że przeżyjesz. To jedynę czego chcę, byś przeżył. - Jego oczy wypełniły się łzami, które kapały na moją dłoń i mieszały się z obecną na podłodze posoką. . .

[ZAKOŃCZONE] "Ostatnia rozprawa to kłamstwo!" ishimondoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz