Harry wszedł do toalety, pod koniec przerwy myśląc, że jeszcze zdąży przed dzwonkiem. Niestety gdy zaczął myć ręce zaczęła się lekcja, już miał się odwrócić i pobiec, lecz w lustrze za sobą zobaczył Nicka, który patrzył na niego z obrzydliwym uśmiechem. Wytarł ręce jakby nigdy nic i chciał wyminąć alfę i już myślał, że mu się to udało, lecz po chwili poczuł jak Grimshaw kładzie swoją obrzydliwą dłoń na jego ramieniu. Hazz chciał ją strącić, lecz alfa złapał go jeszcze mocniej, przez co młodszy zaskomlał z bólu.
- Puść mnie! - krzyknął zielonooki, próbując się wydostać z uścisku Nicka.
- Przestań krzyczeć - warknoł - Myślałem, że alfa stada lepiej zajmie się swoją omegą - zaśmiał się Grimshaw, pokazując na pierścień czystości.
- Przestać obrażać mojego alfę - powiedział wściekły. Jak on mógł obrażać jego przeznaczonego i przyszłą alfę stada?! - On mnie szanuje, w przeciwieństwie do ciebie.
- Widzę, że omega ma pazurki - zaśmiał się ponownie - Lubię takie - oblizał usta, a Harry myślał, że zaraz zwróci całe śniadanie.
- Z-zostaw m-mie - jąkał się coraz bardziej wystraszony, a łzy powoli zbierały się w jego oczach.
- Przykro mi, ale nie, od kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem w sekretariacie mam ochotę cię mocno wypieprzyć, aż zapomnisz jak się nazywasz omego - powiedział do ucha młodszemu. Harry nie powstrzymywał już łez, które już wytyczały drogę po jego policzkach.
- P-proszę n-nie - wyszlochał brunet
- Zamknij się wreszcie - warknoł i specjalnie zaczął dotykać brzuch omegi, która przez to zaczęła jeszcze głośniej szlochać, ponieważ nikt oprócz partnera nie miał prawa dotykać tej części ciała, gdzie później miały rozwijać się szczeniaczki.
Gdy alfa stracił na chwilę czujność, zielonooki kopnął go kolanem w krocze. Nick zginął się w pół z bólu, dzięki czemu Harry miał więcej czasu na ucieczkę. Prędko wybiegł z łazienki i pobiegł w stronę wyjścia ze szkoły, lecz na jego nieszczęście na polu rozszalała się burza, której młodszy potwornie się bał, gdy już miał zawrócić i schować się gdzieś w szkole, usłyszał Grimshaw, który ewidentnie nie ucieszył się z powodu ucieczki omegi. Nie zważając na szalejącą burzę i jak się jej bał, brunet wybiegł na dwór, by pobiec jak najszybciej przed siebie, niestety dalej nie znał okolicy, więc w pewnym momencie kompletnie nie wiedział gdzie jest, a łzy zasłaniały mu cały obraz. Nie za bardzo się tym przejął i biegł dalej, cały przemoczony i zmarznięty. Deszcz i łzy nie ułatwiały mu rozeznania się w terenie, a gdy słyszał kolejne grzmoty coraz bardziej przyspieszał przestraszony. W pewnym momencie wbiegł na ulicę, nawet się nie rozglądając, na szczęście kierowca nadjeżdżającego auta, szybko zareagował i zdążył wyhamować przed zapłakanym loczkiem. Jakie było jego zdziwienie, gdy rozpoznał samochód i osobę szybko wysiadającą z niego.
- L-lou? - zapłakał brunet.
- Hazz, czemu płaczesz? Czemu nie jesteś w szkole? Jesteś cały mokry, zaraz będziesz chory! Ktoś ci coś zrobił?! - pytania wylatywały z alfy jak z procy, lecz nie dostał na nie odpowiedzi tylko głośny szloch zielonookiego i nawet się nie zastanawiając mocno go do siebie przytulił, nie przejmując się lejącym nadal deszczem. Po chwili gdy zabrzmiał kolejny grzmot młodszy podskoczył wystraszony dalej szlochając. - Boisz się burzy wilczku? - zapytał szatyn, mocniej tuląc do siebie omegę. Na pytanie dostał lekkie skinienie głową. - Chodź wejdziemy do auta, bo ty już na pewno będziesz chory, a w domu opowiesz mi co się stało, okej? - zapytał i dostał kolejne skinienie głową.
W aucie niestety musieli usunąć osobno, co nie podobało się obydwóm, a najbardziej alfie, która czuła, że musiało się stać coś złego. Po dotarciu do domu Harry znów wtulił się w Louisa, chcąc poczuć bezpieczeństwo na co niebieskookie wogule nie protestował czując duży strach omegi.
- Hazz co się stało w szkole? - zapytał po chwili ciszy szatyn, dalej mocno tuląc do siebie młodszego.
- N-nick o-on c-chciał m-mnie z-zgwałcić - zaszlochał, a Louis, już planował jak zabić Grimshawa. - O-on d-dotykał m-mój b-brzuch - ponownie zaszlochał, tym razem trochę głośniej brunet.
- Co zrobił?!!! - warknoł alfa, teraz Grimshaw już na pewno nie dożyje jutra. Doskonale wiedział, że omegi nie lubiły, a wręcz nienawidziły jak ktoś oprócz partnera dotyka ich brzuch. Jak ten alfa śmiał dotykać miejsca gdzie będą się rozwijać jego szczeniaki!!? - Zabiję go! - warknoł coraz bardziej wściekły Louis. - Co jeszcze zrobił ten skurwiel?!
- M-mówił, że nie u-umiesz się mną należycie zająć, j-jak na przyszłą a-alfę stada - powiedział nadal płacząc Harry
- Ja już się nim zajmę, o wszystkim dowie się mój ojciec i debil zaraz wyleci z watahy, jak nie gorzej, przecież jesteś prawie luną stada! - krzyknął wściekły, lecz gdy zobaczył stan swojej omegi od razu złagodniał i podbiegł do niej, by mocno ją przytulić. - Ciiiii, nie płacz już Hazz, on już się do ciebie nie zbliży, jeśli mój ojciec nic z tym nie zrobi, choć w to wątpię, bo każdy w tym domu cię pokochał, to sam to załatwię - próbował pocieszyć wilczka.
- Nie chcę żebyś szedł do więzienia, chcę żebyś był ze mną tutaj - powiedział loczek i pociągnął noskiem, patrząc na alfę zaszklonymi oczami
- Zawsze tu z tobą będę - zapewnił go Louis - Kocham cię Harreh - powiedział tuląc mocno omegę
- Ja ciebie też Loueh - powiedział brunet i zaraz po tym uroczo kichnął.
- Mówiłem, że będziesz chory skarbie - zaśmiał się alfa, całując młodszego w nosek.
- Boję się burzy - skulił się, gdy usłyszeli kolejne grzmoty
- Nie masz się czego bać, jestem tutaj - mówiąc to tym razem pocałował omegę w czoło, lecz zdziwił się jak gorące ono było. - Kochanie masz gorączkę - zauważył starszy i usłyszał kolejne urocze kichnięcie Harre'go - Na zdrowie wilczku - zaśmiał się Louis - Chodź Hazz, pójdziesz do łóżka, przynajmniej do przyjścia mojego taty.
- Zaniesiesz mnie? - zapytał i spojrzał swoimi zielonymi oczami w te niebieskie.
- Oczywiście wilczku
---------------------------------------------------------
Lepsze rozdziały w trzeciej czy pierwszej osobie??
💚💙🙃
CZYTASZ
MÓJ WILCZEK
FanficLouis - przyszła alfa stada Harry - urocza, młoda omega z czekoladowymi loczkami, zielonymi oczami i dołeczkami w policzkach.