Louis postanowił, że nie będzie budzić Harry'ego, ponieważ ten dzień był bardzo emocjonalny dla wszystkich, a szczególnie dla bruneta, który przecież musiał mu jakoś powiedzieć o ciąży, co zapewne bardzo go stresowało i było to po nim widać, nawet jeśli nie znało się szczegółów to można było to zauważyć. Zielonooki praktycznie przez cały wieczór był zamyślony i dopiero po posiedzeniu o dzieciach, mógł pozwolić sobie na chwilę spokoju i emocje po chwili z niego zeszły.
Szatyn przez dłuższą chwilę wpatrywał się w śpiącego loczka, który cichutko pochrapywał, a nawet czasami wydawało mu się, że młodszy delikatnie się uśmiecha. Delikatnie przeczesywał czekoladowe kędziorki, nawijając je sobie czasem na palce i nawet nieświadomie wpatrywał się w jeszcze płaski brzuch loczka, który również nieświadomie przez sen położył na nim dłoń, chroniąc rozwijające się w nim dzieci.
Powoli zdjął ze swojego torsu głowę bruneta i podłożył pod nią poduszkę, a loczek zmarszczył brwi i nosek, przez to, że poduszka była chłodna w przeciwieństwie do torsu starszego.
Po cichu wyszedł z pokoju i zadzwonił do swojej mamy, by powiedzieć jej, że zostaną tu na noc i żeby się nie martwiła, później zamknął drzwi na klucz i wrócił na górę do zielonookiego.Położył się obok mniejszego ciała i przykrył ich szczelnie kołdrą, ponieważ dom jeszcze nie ogrzany, a nie chciał, by któryś z nich się niepotrzebnie przeziębił, brunet nie mógł być chory będąc w ciąży, ponieważ mogłoby się coś stać dzieciom, a szatyn nie mógł być chory, ponieważ musiał pilnować młodszego, jak przystało na prawdziwego alfę.
Po kilku minutach wpatrywania się w telefon, zachciało mu się spać, spojrzał jeszcze raz na zegarek w telefonie który pokazywał 23:30, więc postanowił pójść wreszcie spać wiedząc, że to były jego najlepsze urodziny w życiu.
Szatyna obudziło delikatne potrząsanie jego ramieniem i cichutkie wołanie, powoli otworzył oczy przecierając je rękami.
- Co się dzieje Hazz?? - zapytał i ziewnął, lecz po chwili podniósł się gwałtownie, ponieważ zauważył, że po policzkach młodszego spływają łzy - Czemu płaczesz skarbie? Coś się stało? Coś z dziećmi? Źle się czujesz? - zasypał loczka pytaniami, na które tylko dostał pokręcenie przecząco głową i cichutkie pociąganie noskiem.
- Burza - wyszeptał cicho brunet, a starszy dopiero teraz spojrzał za okno gdzie panowała paskudna zawierucha.
- Kochanie.. - również wyszeptał i przytulił do siebie młodszego, który mocno się w niego wtulił - Nie bój się słońce. Jestem tu. - mówił i kreślił kółka na jego plecach - Już dobrze? - zapytał po chwili troskliwie alfa i pocałował młodszego w czoło.
- Zimno mi Lou - powiedział Harry, ponieważ w pokoju faktycznie zrobiło się nieco chłodniej.
- Połóż się na mnie, dobrze? - zaproponował na co dostał skinienie głową.
Zielonooki położył się na starszym, ich nogi były splątane razem, a brunet ułożył swoją głowę w zgięciu szyi szatyna, który przykrył ich kołdrą, a później jedną rękę położył na plecach młodszego, a drugą gładził delikatnie jego policzek. Loczek zasnął ponownie prawie od razu, zaś szatynowi zajęło to o wiele więcej czasu, lecz po dłuższej chwili też wreszcie zasnął.
**
Następnego dnia po południu wrócili do domu i postanowili, że powoli zaczną się powoli pakować, by przeprowadzić się do drugiego domu i nie siedzieć na głowie Jay, która i tak miała dużo do zrobienia nawet jeśli już nie była luną stada, to i tak musiała pilnować swoich dzieci.Oczywiście Harry nie brał wogule udziału w pakowaniu rzeczy, ponieważ Louis kazał mu siedzieć i nic nie robić, ponieważ ma dbać o siebie i dzieci. Więc skończyło się na tym, że młodszy siedział lekko naburmuszony i patrzył na poczynania starszego.
- Lou mogę ci w czymś pomóc? - zapytał brunet po dłuższej chwili - Nudzi mi się - westchnął i delikatnie opadł plecami na łóżko.
- Hazz dobrze wiesz, że nie możesz nic dźwigać - szatyn spojrzał na młodszego.
- Ale przecież mogę składać ubrania i chować je do pudeł, nie muszę przecież dźwigać - powiedział i oparł się na łokciach, by móc spojrzeć na starszego.
- No dobrze.. - zgodził się nie chętnie - Ale gdy tylko, poczujesz się źle to masz mi od razu o tym powiedzieć, jasne? - zapytał alfa i podszedł do młodszego i pocałował go w czoło.
- Jak słońce - zaśmiał się cicho brunet, choć wiedział, że starszy ma rację i nie powinien się przemęczać.
- Okej, to pakuj powoli swoje ubrania - powiedział do loczka, który skinął głową, a sam po chwili wrócił do wykonania wcześniejszej czynności.
Zajęło im to trochę czasu, a Louis przez ostatnie kilka godzin zawoził pudła samochodem do ich nowego domu. Harry'ego zniechęcią zostawił na górze, by dokończył pakowanie ubrań, a przed wyjściem wycałował go po twarzy i prosił kilkanaście tysięcy razy, by ten do niego zadzwonił gdyby coś się stało. Wrócił do domu gdy było już po dwudziestej drugiej, a na polu przez to, że była zima, dawno zrobiło się ciemno. Po cichu otworzył drzwi wejściowe, ponieważ najprawdopodobniej jego młodsze rodzeństwo już spało i nie chciał ich obudzić, miał też nadzieję, że omega również poszła spać i nie czekała na niego, albo nadal pakował ubrania. W całym domu wszystkie światła były zgaszone, co tylko potwierdzało jego myśli. Powoli i po cichu wyszedł po schodach na górę, gdzie skierował się do ich pokoju, gdzie zastał śpiącego na podłodze Harry'ego z głową opartą na jednej z półek szafy, na kolanach miał położonych kilka ubrań, a wokół niego leżały zapakowane pudełka.
Delikatnie, by nie obudzić bruneta wziął go na ręce i położył go na łóżku, ściągnął mu spodnie i koszulkę, a ubrał go w swoją, w której młodszy dosłownie tonął, a później przykrył go kołdrą. Sam szybko się przebrał, tęskniąc już za zapachem omegi i lekkim zapachem ich dzieci, nawet jeśli w domu nie było go około dwie-trzy godziny, przytulił się do pleców młodszego, a ten czując zapach swojego alfy, obrócił się i w niego wtulił, co szatyn podsumował szerokim uśmiechem i od razu objął go, przyciągając do siebie.**
- Dużo wam jeszcze zostało do pakowania? - zapytała Jay syna, gdy gotowała obiad, a ten jej pomagał.
- Chyba nie, ale sylwestra chcemy spędzić tutaj, więc przeprowadzimy się dopiero po nowym roku - wytłumaczył Louis.
- Dziwię się, że tak długo wytrzymujesz bez pilnowania Harry'ego - spojrzała na szatyna - Mark, nie opuszczał mnie na krok. Z jednej strony było to bardzo urocze, ale z drugiej czułam się w tedy lekko przytłoczona, dobrze, że dajesz mu trochę przestrzeni - powiedziała kobieta i uśmiechnęła się.
- A propos Hazzy, chyba pójdę sprawdzić, czy Phoebe i Daisy go nie wykończyły - powiedział alfa i wyszedł szybko z kuchni.
- I tak długo wytrzymał - zaśmiała się do siebie Jay.
CZYTASZ
MÓJ WILCZEK
FanficLouis - przyszła alfa stada Harry - urocza, młoda omega z czekoladowymi loczkami, zielonymi oczami i dołeczkami w policzkach.