- Harry wstań na chwilę, mój tata przyszedł - powiedział Louis, próbując obudzić omegę, która zasnęła praktycznie od razu, gdy przyniósł ją do pokoju.
- Zimno mi Lou - powiedział zachrypniętym głosem brunet, gdy przeszły przez niego kolejne dreszcze.
- Wiem kochanie, chodź weźmiemy jakiś koc i przytulisz się do mnie. Dobrze? - zapytał alfa, na co dostał skinienie głową - No to wstajemy słońce
- Okej - zgodził się loczek i powoli wstał z ciepłego łóżka, przyjemnie pachnącego alfą.
Szatyn wziął koc i pociągnął młodszego za rękę do salonu, gdzie czekali na nich Jay i Mark. Gdy usiedli na kanapie zielonooki od razu wtulił się w Louisa, który okrył ich kocem i jeszcze bardziej przysunął do siebie omegę, która zamruczała z przyjemności.
- Co się stało BooBear?? - zapytała zmartwiona Jay, podchodząc do Harre'go i przyłożyła mu rękę do czoła - Dlaczego Harry ma gorączkę?! Dałeś mu jakieś leki Louis?!
- Nie... Myślałem, że sama minie - powiedział zawstydzony alfa, patrząc przepraszająco to na mamę to na Hazzę, któremu oczy prawie się zamykały, ponieważ przeziębienie zabierało z niego całe siły. Tym bardziej z niezbitą gorączką.
- Kogo ja wychowałam.. - wymamrotała kobieta - Zaraz mu coś przyniosę - dodała po chwili kobieta, po czym poszła szukać lekarstw dla Hazzy.
- To co się w końcu stało? - zapytał mężczyzna.
- Kojarzysz Nicka Grimshawa, pracuje w szkole w sekretariacie, gdzie uczy się Hazz i dziewczynki. Od początku podrywał Harre'go, ale w końcu uznaliśmy go za niegroźnego, lecz tym razem przegioł - warknoł niebieskooki, spoglądając na prawie usypiającego wilczka - On chciał go zgwałcić! Rozumiesz!? I jeszcze miał czelność sugerować, że nie umiem się nim wystarczająco zająć jak na przyszłą alfę stada przystało! - prawie krzyknął, lecz powstrzymała go mała dłoń, gładząca uspokajająco tę jego. Spojrzał na bruneta, który patrzył na niego tymi pięknymi zielonymi oczami, pełnymi miłości. - Kocham cię Harreh - wyszeptał szatyn
- Ja ciebie też - również wyszeptał młodszy.
- Jak on śmiał!! - krzyknął starszy alfa - Przecież Harry jest przyszłą luną stada!!
- Mark dlaczego tak krzyczysz? - zapytała zdziwiona Jay, która akurat weszła do salonu z lekarstwem dla Harre'go.
- Ta przebrzydła alfa z sekretariatu, próbowała zgwałcić Hazzę - warknoł Louis, przytulając do siebie mocniej omegę.
- Co za świnia! Jak on śmiał to zrobić naszemu Harremu! Żadna omega na to nie zasługuje! Jak ja go dorwę to mu nogi z dupy powyrywam! - powiedziała wściekła kobieta, po czym podeszła do loczka podając mu lekarstwo i całując w czoło.
- Spokojnie mamo, ja też mam taką ochotę, lecz decydujący głos należy do ojca - westchnął młodszy alfa, również całując bruneta w czoło.
Młodszy szybko połknął lekarstwa, które dała mu mama Louisa. Położył głowę na kolanach szatyna i splątał ich palce.- Trzeba jak najszybciej zwolnić go z pracy w szkole i od razu wywalić z watahy! Przecież to hańba mieć takiego zdrajcę! - zauważył ze złością starszy alfa.
- A dlaczego Harry ma gorączkę? - zapytała z troską Jay.
- Po tym "incydencie" wybiegłem ze szkoły, a była burza. Zgrzałem się biegnąc i byłem mokry od deszczu no i samo wyszło - powiedział cicho wilczek.
- Mamo, on był zmuszony do wybiegnięcia w burzę, której bardzo się boi, przecież przez to jeszcze bardziej będzie się jej bać - zauważył ze smutkiem i złością Louis, głaszcząc delikatnie omegę po policzku - Prześpij się jeszcze Hazz to był ciężki dzień.. - westchnął.
- Nie chcę mi się spać - wydął słodko wargi.
- No dobrze... - zgodził się szatyn
- Postaram się pozbyć tej przebrzydłej alfy z naszej watahy i .... - nie dokończył ponieważ po domu rozniósł się odgłos dzwonka do drzwi.
- Pójdę otworzyć - powiedział brunet.
Harry podszedł do drzwi i je otworzył, lecz po chwili bardzo tego pożałował, czując znajomy zapach i znienawidzoną osobę.......
CZYTASZ
MÓJ WILCZEK
أدب الهواةLouis - przyszła alfa stada Harry - urocza, młoda omega z czekoladowymi loczkami, zielonymi oczami i dołeczkami w policzkach.