Zapowiadał się kolejny piękny i słoneczny dzień, było jeszcze wcześnie a słońce już ogrzewało swoimi wesołymi promieniami ziemię. Bradley obserwował przez okno, ptaki skaczące po stojącym nieopodal drzewie i wsłuchiwał się w ich śpiew. Tej nocy starał się być jeszcze bardziej czujny, nie wiedział kiedy i czy w ogóle ktoś ich zaatakuję, ale wolał być ostrożniejszy. Nie znał planów nieprzyjaciele, ale teraz kiedy dowiedzieli się, że odnalazł już Cassi, zrobią wszystko by ich dorwać. Nie mówił na razie dziewczynie w jakim niebezpieczeństwie znalazła się przez niego, nie chciał jej martwić, a poza tym nie pomogłoby to im w żaden sposób.- Dzień dobry! Nie śpisz już?- zapytała nieco zaspanym, ale mimo to wesołym głosem Cassi- Chociaż może powinnam najpierw zapytać czy ty w ogóle śpisz?- dodała po chwili wywołując tym śmiech chłopaka.
- Hmm powiedzmy, że nie muszę- odpowiedział kładąc się koło niej, w przeciwieństwie do dziewczyny nie miał wcale tak dobrego humoru, a wręcz przeciwnie czuł się dziwnie podenerwowany- Jak się czujesz?
-Em jest lepiej, chociaż jestem jeszcze trochę zagubiona po tych wczorajszych rewelacjach. Zastanawia mnie tylko jedno, dlaczego akurat Strażniczki nie mogli wymyślić jakieś innej, lepiej brzmiącej, nazwy?- chłopak spojrzał na nią lekko poirytowany jej podejściem, z jednej strony cieszył się, że zaczyna akceptować całą sytuację, ale z drugiej mogłaby trochę poważniej podejść do sprawy, w końcu zagrożone jest jej życie.
- Cassi mówisz poważnie?! Wczoraj dowiedziałaś się, że twoję dotychczasowe życie było jednym wielkim kłamstwem, a ty mnie pytasz o takie rzeczy?!
-Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie- Cassi uwielbiała droczyć się z innymi i wprawiać ich w złość, a Bradley wyjątkowo uroczo się denerwował, marszczył czoło i zaciskał usta w wąską linię, usiłując sprawić wrażenie groźnego, co w połączeniu z jego anielską twarzą wyglądało naprawdę zabawnie. Dziewczyna zaczęła chichotać, a kiedy chłopak posłał jej zabójcze spojrzenia, powiedziała:
- Nie wiedziałam, że duchy też mają swoje humorki. Sądziła że są grzeczne i milutkie.- mówiąc to dźgnęła go palcem w żebra, na co Brad zareagował głośnym jękiem niezadowolenia, a w odwecie przewrócił Cassi na łóżko i opierając jedną rękę koło jej głowy, drugą zaczął ją łaskotać. Dziewczyna głośno się śmiała i starała się mu wyrwać, niechcący przewracając go, tak że wylądował na niej, patrzyli na siebie wciąż się śmiejąc, a potem chłopak powiedział
- Mylisz pojęcia kotku, nie jestem słodkim aniołkiem, tylko duchem.
- Wiesz nie często mam okazję, spotkać któreś z nich i porównać.
- Hmm widzę że humorek ci dzisiaj dopisuję, czyżby to po nocy spędzonej ze mną w jednym łóżku- Bradley zaczął śmiać się z własnego żartu, jednak po chwili Cassi ugasiła jego entuzjazm.
- Wiesz trudno mówić o wspaniałej nocy, kiedy ja spałam a ty ciągle się we mnie wpatrywałeś, wręcz czułam twój palący wzrok- chłopak zaczerwienił się lekko i zmienił pozycję, gdyż ciągle był nad dziewczyną opierając się na rękach. Nie sądził, że Cassi wiedziała o tym jak spędził całą noc, ale taka była prawda, leżał obok niej na łóżko i patrzył jak spokojnie śpi, wyglądała tak pięknie, że nie sposób było oderwać od niej wzroku.
Cassi tak naprawdę nie wiedziała o tym, nie można przecież poczuć czyjegoś wzroku, a już na pewno nie przez sen, jednak widząc zakłopotanie Brada zorientowała się że to prawda. Poczuła się głupio, zawsze wyjątkowo wierciła się w nocy i wyobrażała sobie jak musiała wyglądać z rozczochranymi włosami. A tak bardzo chciała wyglądać dobrze, zależało jej na opinii chłopaka, bardzo go polubiła stał się dla niej kimś ważnym- w końcu mieli własny sekret i misje do wykonania. Jednak wiedziała, że nie może być dla niej kimś więcej w końcu nie należał już do jej świata, a ona nie wybierała się jeszcze do jego.
Jednak nie dane było im długo cieszyć się swoim towarzystwem, Cassi usłyszała dzwonek do drzwi i rozmowę jej mamy z Bonni, dziewczyna nie miała nawet czasu zastanowić się co robi tak wcześnie w jej domu, zwykle nie odwiedzały się wcześniej niż o czternastej, tak szybko wybiegła z łóżka i z przerażeniem miotała się po pokoju, krzycząc do Brada:
-Zniknij szybko, znaczy... no wiesz- chłopak zachichotał i stał się niewidzialny- Już? Wiesz że ciągle cię widzę?
- Tak, to normalne.
-Ta rzeczywiście to normalne, że widzę duchy- powiedziała z sarkazmem i szybko pobiegła na dół, gdzie wpadła na Bonni.
- O cześć co ty tu robisz tak wcześnie? O Zayn? Cześć- dodała gdy zobaczyła wchodzącego za jej przyjaciółką chłopaka, była lekko zdziwiona jego obecnością w końcu było jescze wcześnie rano, a oni już byli razem? Jej przyjaciółka nigdy nie należała do szybko angażujących się dziewczyn, w końcu na zaufanie trzeba sobie zasłużyć, a ona spotykała się tylko z tymi którym ufała, Cassi nadal nie lubiła Zayna i zastanawiała się dlaczego Bonni wybrała właśnie jego.
- Martwiłam się! Wczoraj tak szybko wyszłaś i jeszcze widziałam jak biegniesz cała zapłakana. Powiedz co ten chłopak ci zrobił a nie daruję mu!- powiedziała z zaciętą miną, kiedy chodziło o jej przyjaciół, Bonni potrafiła być nawet okrutna, często przesadzała ale wynikało to raczej z troski o innych, Cassi nie wiedziała jak wytłumaczyć to wszystko dziewczynie, nie mogła jej przecież powiedzieć prawdy!
- Chodzi o Bradleya? Nic mi nie zrobił, po prostu nie powiedział mi czegoś, ale już sobie wszystko wytłumaczyliśmy- Cassi starała się uśmiechnąć, ale w duchu obawiała się że przyjaciółka pozna że kłamie.
- Na pewno? Czego ci nie powiedział? Boję się o ciebie, może nie powinnaś się z nim zadawać?- dziewczyne zirytowało wtrącanie się Bonni w jej sprawy nigdy tego nie lubiła, była już dużą dziewczynką i sama wiedziała co jest dla niej dobre i z kim powinna się spotykać! Poza tym ona nie miała prawa osądzać Brada jeśli nawet go nie znała. Jednak Cassi aby zyskać trochę czasu spojrzała wymawnie na podziwiającego jej dom Zayna i spytała:
- Możemy porozmawiać na osobności?- po czym obie z Bonni poszły na górę.
Zayn tylko czekał na ten moment, kiedy tylko dziewczyny zniknęły na schodach od razu udał się w kierunku sypialni państwa Flinghtonów, nie zauważył Brada, który widząc jego dziwne zachowanie poszedł za nim, stanął pod lekko uchylonymi drzwiami i przysłuchiwał się przyciszonej rozmowie chłopaka.
- I jak idzie?- spytał jakiś drugi, kobiecy głos, Brad kojarzył go ale nie mógł przypomnieć sobie kto to- Złapaliście go?
- Nie mogę działać tak szybko, muszę skonsultować się zresztą.- Zayna irytowała natarczywość kobiety, wiedział że bardzo zależało jej na wnuczce, ale tak naprawdę Cassi nie obchodziła go w ogóle i zależało mu tylko na dobrym wykonaniu zadania- Poza tym nie wiem gdzie on jest, widziałaś go?
- Tylko raz, ale przegnałam go! Nie będzie pałętał się po domu!
- Co zrobiłaś?! To mogło wszystko zniszczyć- chłopak niebezpiecznie zbliżył się do kobiety, podnosząc rękę, ale jej zaborcza postawa powstrzymała go.
- Nie zapędzaj się chłopcze, bo możesz tego mocno żałować!- Zayn skulił się lekko, wiedział jak jego ojcu zależy na nagrodzie jaka go czekała, a ta kobieta mogła im pomóc, dlatego szybko zmienił temat.
- Umowa się nie zmieniła? Dostajemy chłopaka i ją?
- Tak możesz z nią zrobić co chcesz i tak nic z niej już nie będzie. Ale zostawcie Cassi w
spokoju.- Cicho schodzą już! Postaraj się bardziej obserwować teren, a jak tylko się tu zjawi daj mi znać- Zayn szybko wyszedł z pokoju widząc jak kobieta kiwa głową, Brad wykorzystując moment zajrzał do środka, a stająca tam osoba potwierdziła jego najgorsze obawy. Babcia Cassi knuła spisek przeciwko nim.
Krótki, ale skoro wy się nie postaraliście to ja też nie;)
Przepraszam za długą przerwę, ale wyjechałam na ferię i oczywiście zapomniałam wziąść laptopa na którym miałam połowę rozdziału, a nie było sensu go pisać drugi raz.
Chyba nie ma sensu szantażować was gwiadkami, więc po prostu proszę o gwiazdki i komentarzę,chce po protu wiedzieć czy ktoś to czyta i czy jest sens dalej to pisać.
I tak w ogóle co sądzicie o rozdziale?
CZYTASZ
Nieumarły/ B.Simpson ff
FanfictionBo przecież każdy ma prawo kochać. Tylko czy ON ciągle jest kimś? "- Jak to jest być duchem? - To tak jakbyś był w tłumie ludzi, a ciebie każdy by ignorował. Wołasz o pomoc, ale nikt cię nie słyszy..."