Cassi musiała odreagować, sytuację dziejące się dzisiejszego dnia, były zbyt poważne, aby pozostać bez echa na jej nastroju, chwila wybuchu zbliżała się nieuchronnie i nie mogła jej w żaden sposób powstrzymać. Żałowała, że to akurat Brad padł jej ofiarą i choć czuła, że po części miała racje- to on był winien tej całej sytuacji, powinna wtedy zaprzeczyć, nie był jedynym winnym i faktycznie niewiele mógł wtedy zrobić, aby powstrzymać dziejące się już sytuację. Teraz do strachu i niepewności co jeszcze ją czeka, dołączyły wyrzuty sumienia.Weszła do domu z zamiarem szybkiego położenia się spać i przeczekania dość parszywego humoru, jednak usłyszała wołanie:
- Cassi to ty?
Niechętnie udała się do kuchni, gdzie zastała mamę i babcie, w duchu zastanowiła się czy przypadkiem kobieta nie zamierza się tu wprowadzić, a bywa u nich tak często, aby przyzwyczajać ich do tego powoli.
- Tak, przepraszam pójdę się położyć do siebie.
- Wszystko w porządku?
- Tak jestem po prostu zmęczona.
Wyszła i już kierowała się w stronę schodów, kiedy usłyszała głos babci
- Musimy porozmawiać
- Nie mam ochoty!- nie mogła jednak zaprotestować, kobieta już ciągła ją w stronę pustego pokoju, a kiedy weszły zamknęła drzwi na klucz.- Czego chcesz?
Babcia sprawdziła jeszcze czy aby na pewno okno jest zamknięte i dopiero wtedy zwróciła się w stronę wnuczki.
- Nie traktuj mnie jak wroga Cassi. Próbuję ci pomóc.
- A raczej zniechęcić mnie do Bradleya! Ale ja ci na to nie pozwolę!
- Zachowujesz się jak pyskata nastolatka. Już zawrócił ci w głowie?
- Nieprawda!- krzyknęła Cassi, chcąc uciec z pokoju, babcia jednak stanęła jej na drodze.
- Próbuję z tobą rozmawiać jak z dorosła i proszę cię abyś tak się zachowywała- na dziewczynę podziałały te słowa i posłusznie usiadła.
- No dobrze. Co chcesz mi powiedzieć?
Kobieta chwile popatrzyła na nią, chcąc mieć pewność, że ta się uspokoiła a potem zaczęła:
- Jak już się pewnie domyśliłaś, wiem kim jest twój przyjaciel, wiem też do czego jest zdolny. Nie przerywaj mi!- powiedziała widząc jak Cassi chce zaprzeczyć.- Wiesz też pewnie, że Amelia była taka sam jak ty, z drobną tylko różnicą, że ona od początku wiedziała o swoim przeznaczeniu, pamiętasz też jak to się dla niej skończyło. Jesteś na mnie zła, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale musisz zrozumieć, że zrobiła to żeby cię chronić.
- Nie można kogoś chronić okłamując go!
- Posłuchaj mnie do końca to zrozumiesz. Amelia nie ma schizofrenii, tak naprawdę lekarze do teraz nie wiedzą co jej jest, nie rodzice nie okłamali cię, sami jedynie to wiedzą i niech lepiej tak pozostanie. Tylko ja domyślam się, a w sumie jestem pewna kto jest temu winien. Jest nim Nieumarły, któremu pomagała.
- Babciu to niemożliwe. Oni nie mogli tego zrobić, nie mieli by nawet jak.
- Mylisz się, to nie pierwszy taki przypadek, kiedy oni pomieszali komuś w głowie. Widziałam na własne oczy jak Amelia w ciągu kilku dni z pełnej życia dziewczyny staję się zombi pogrążonym w depresji. Oni potrafią bez skrupułów mącić w głowach, stają się tacy jak tylko sobie zapragniesz, są mili, pomocni, udają, że im na was zależy, aż w końcu jesteście im oddane do końca, gotowe zrobić dla nich wszystko o co tylko poproszą, a kiedy już nie jesteście im potrzebne porzucają.
CZYTASZ
Nieumarły/ B.Simpson ff
FanfictionBo przecież każdy ma prawo kochać. Tylko czy ON ciągle jest kimś? "- Jak to jest być duchem? - To tak jakbyś był w tłumie ludzi, a ciebie każdy by ignorował. Wołasz o pomoc, ale nikt cię nie słyszy..."