-Jaki plan?- zapytał nie bardzo rozumiejąc otaczającą go rzeczywistość, czuł się pusty w środku, obdarty ze szczęścia i innych uczuć, czy cokolwiek miało jeszcze sens teraz, gdy zawiódł jedyną osobę, która w niego wierzyła?-Nasz plan. Musisz mnie zniszczyć- mówił cicho, zrezygnowany ale pewny swojej decyzji. Żałował tylko tego, że nie może być kimś inny, choć przez jeden dzień odpowiednim dla niej- dziewczyny, która zasługuje na wszystko co najlepsze.
-Jest tego warta?
-Tak. Zasługuję na szczęście i poczucie bezpieczeństwa, a dopóki ja jestem na tym świecie oni nie dadzą jej spokoju.
-Mały, ckliwy duszek. Ale wiesz co podziwiam cię, nie wiem czy ja zdobyłbym się na coś takiego.
-Dla odpowiedniej osoby jesteś w stanie zrobić wszystko i nawet nie myślisz o tym jak wiele może cię to kosztować.
-Wszystko nawet odejść- zapytał mimowolnie porównując te słowa do sytuacji jego i Bonni, co jeśli to najlepsze co może dla niej zrobić?
-Tak, ale musisz być pewien że ta druga osoba na pewno tego chce-Bradley wyczuł o czym demon myśli.- Nie możesz jej zostawiać, nie mają pewności, że tego właśnie chce.
-A czego innego może chcieć? Jestem demonem, który chciał porwać jej przyjaciółkę! Wątpię że zechcę ze mną w ogóle rozmawiać!
-Właśnie chciał, liczy się to co zrobiłeś, a nie to co początkowo chciałeś. Tej dziewczynie na tobie zależy i to było widać spróbuj jej to chociaż wyjaśnić.
-Sądzisz że Cassi na tobie nie?
Bradley pomyślał chwilę, a potem uśmiechnął się smutno.
-Kiedy umierasz ludziom po czasie przestaje na tobie zależeć, zapominają. Byłem duchem, gdy mnie poznała, jak mogło zacząć jej zależeć na kimś, kogo nie ma.
-Ale tobie to nie przeszkodziło.
Siedzieli przez chwile w ciszy, oboje pogrążeni we własnych myślach.
-Uczucia są do niczego- powiedział Bradley, kręcąc głową, Zayn chwile pomyślał nad słowami chłopaka.
-Też kiedyś tak myślałem, zazdrościłem swojemu ojcu tego, że nic nie czuję, nie cierpi, nawet nie ma wyrzutów sumienia, ale teraz zrozumiałem jak wiele traci. Nigdy nie zazna szczęścia, nie zakocha się, a te chwile, nawet krótkie są warte każdego cierpienia.
* * *
Za każdym razem, kiedy mamy jakiś problem ludzie radzą nam prześpij się, jutro będzie lepiej, spojrzysz na to z innej strony i wszystko wyda ci się łatwiejsze, taką też radę usłyszała Cassi tuż po tym jak udało jej się uspokoić. Jak na pisarkę jej mama miała bardzo słabą wyobraźnie albo sama nigdy nie miała poważnych zmartwień, gdyż noc była dla dziewczyny jeszcze gorsza.
Nie mogła spać, a otaczające ją cienie i wszechobecna cisza przerażały ją, w każdym kącie doszukiwała się demonów, a najmniejsze skrzypienie podłogi przyprawiało ją o szybsze bicie serca. Nie chciała niepokoić rodziców i tak mieli ją za wariatkę, a co do Bradleya miała mieszane uczucia. Z jednej strony nie chciała go w tym momencie widzieć, ale tak bardzo brakowało jej tego poczucia bezpieczeństwa, które jej dawał. Nawet myślenie o nim sprawiało, że w małej części czuła się lepiej, w końcu nie zostawiłby jej od tak na pastwę losu, prawda?
Czuła się zagubiona tak bardzo niepewna tego co ma myśleć, komu wierzyć, Rosalinda zawsze była trudna, ale była też jej babcią i przecież nie mogła chcieć działać na jej szkodę, tylko czy to co ona uważa za słuszne naprawdę takie jest?
CZYTASZ
Nieumarły/ B.Simpson ff
FanfictionBo przecież każdy ma prawo kochać. Tylko czy ON ciągle jest kimś? "- Jak to jest być duchem? - To tak jakbyś był w tłumie ludzi, a ciebie każdy by ignorował. Wołasz o pomoc, ale nikt cię nie słyszy..."