* Park Jimin *
Gdy Kookie, po raz ostatni tego dnia uścisnął moją rękę, odruchowo wtuliłem jego bezwładne ciałko do mojego i wziąłem jego zakrwawioną rękę w moją dłoń przy tym zdejmując koszulkę, żeby zatamować bardzo duży krwotok z jego malutkiej rączki. Tuliłem go do swojego ciała do momentu w którym przyszedł do niego lekarz z kilkoma pielęgniarkami i zabrali go na łóżku szpitalnym, na salę operacyjną.
Bardzo obwiniałem się o zaistniałą sytuacje, jeśliby ten drań nie zaczął mnie bić... jeśli Kookie nie przechodziłby obok mojego pokoju... za to wszystko jestem tak bardzo wkurzony na siebie i modlę się o to żeby operacja króliczka przebiegła bez żadnych konfliktów. Jeśli stało by mu się coś gorszego, to ten chuj by pożałował tego że nakłonił go do mojego ratunku. Te zdarzenia były zdecydowanie, jednymi z najgorszych... godzina, dwie, a za chwilę wybije trzecia..., jednak mój przyjaciel dalej pozostaje na sali operacyjnej. Ja natomiast siedziałem na moim łóżku, na którym tak wiele wydarzyło się dzisiejszego dnia... plamy krwi na prześcieradle przypominały mi tylko o jednym, więc zamknąłem szczelnie swoje powieki i przytuliłem do siebie kołdrę zaczynając cichutko szlochać. Wykończony negatywnymi emocjami, zasnąłem przy tym opadając głową na poduszkę... miałem nieprzyjemny koszmar... .
*Jungkook przyjechał na salę, po chwili zaczynając uchylać powieki. Ja wciąż leżałem na moim łóżku, lecz zbudziłem się ponieważ ktoś zaczął się szarpać na materacu obok mnie. Odwróciłem się tułowiem do osoby leżącej naprzeciwko, lecz ta widząc moją osobę nie zlękła się a przeciwnie zaczęła wołać moje imię... .
-Jimin, jak dobrze cię widzieć!- Kookie zaczął do mnie podchodzić aż w końcu usiadł mi okrakiem na kolanach- wiesz jak się bałem? Ale na szczęście jestem cały...
Ja tylko uśmiechnąłem się szyderczo i mocno ścisnąłem jego nadgarstki. Z ręki która była operowana zaczęła się mocno lać krew, ponieważ dalej była w niej igła od kroplówki. Szybko wyjąłem ją i zacząłem się przyglądać metalowemu narzędziu. Chłopak był strasznie wystraszony i zaczął płakać wyrywając się z moich objęć. Tym czasem ja coraz mocniej ściskałem jego nadgarstki, przy tym wbijając igłę w jego szyję. Z tej części ciała również zaczęła bardzo mocno lecieć krew i doszło do mocnego krwotoku. Chłopak ostatni raz spojrzał w moje oczy i wypowiedział słowa "Tak bardzo cię kocham". Po tym zdaniu jego serce przestało bić, a ja sam zacząłem wbijać sobie igłę we wszystkie żyły jakie się dało. Upuściłem bezwładne ciało chłopaka na ziemię a sam po chwili straciłem przytomność, znajdując się po drugiej stronie świata. *
-Panie Park, proszę się obudzić... przyjaciel już jest na sali... panie Park.- lekarz zaczął delikatnie uderzać w moje policzki, a po chwili moje oczy się otworzyły, mój oddech był strasznie nie równy i łzy zaczęły spływać z moich oczu. Usiadłem po turecku i powoli zacząłem obracać głowę w stronę drugiego łóżka na którym był mój ukochany Kookie... lecz co mnie zdziwiło? Był on podpięty do urządzeń pomagających mu oddychać, miał zamknięte oczy i był pogrążony w głębokim śnie. Podbiegłem do niego i zacząłem do niego mówić.
-Kookie, nie zostawiaj mnie... tak bardzo mi na tobie zależy, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu... proszę obudź się.- upadłem na kolana przy tym mocząc całą jego rękę moimi łzami.
-Panie Park, tak bardzo mi przykro... pański przyjaciel ma minimalne szanse na obudzenie się. Proszę wracać do łóżka i próbować zasnąć... regeneracja się panu przyda.- mężczyzna zaczął ręką głaskać moje włosy, lecz ja dalej klęczałem przy króliczku i nie dawałem za wygraną.
-Nie chce... rozumie pan?! Nie chce! Muszę przy nim być...- moje łzy coraz szybciej wydobywały się z moich oczu, a bezradny lekarz opuścił salę, zostawiając na mojej półce wodę i jakiś owoc.
Byłem przy nim dniami i nocami, czuwałem. Lecz on dalej nie raczył się obudzić. Mówiłem do niego czułe słówka i głaskałem go po miękkich włoskach.
Pewnego dnia już nie miałem sił, a moja psychika była wykończona czekaniem na powrót przyjaciela do żywych. Więc dzisiejszego dnia chciałem mu wyznać co do niego czuje. Wiedziałem że nie usłyszy tego co mówię więc nie obawiałem się konsekwencji związanych z moim uczuciem. Usiadłem na brzegu jego łóżka biorąc jego rączkę w te moje, przy tym całując go w czółko.
-Kookie, już od dawna chciałem ci to wyznać ale po prostu nie miałem odwagi, ale także bałem się, że mnie odtrącisz. Jednak teraz leżysz "martwy" na łóżku i nie ruszasz się... dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo cię kocham i nie chciałbym nigdy stracić... . Moje uczucie do ciebie z każdym dniem jest coraz mocniejsze i jestem dumny z ciebie, że tyle przeżyłeś i dalej walczysz. Po prostu kocham cię Kookie...- rozpłakałem się a do sali wpadł lekarz, dało się usłyszeć pisk monitora i prostą linię. Wyprowadzono mnie z sali, a króliczek zaczął kolejną walkę i życie.
CZYTASZ
raspberry lips | jikook
AcciónKruchy chłopiec, mieszkający z wujkiem, który go bije i dojrzały mężczyzna, który zamieszkuje sam, zaliczając każdą laskę. Tak naprawdę są dwoma przeciwieństwami, jeden bogaty, drugi zaś biedny. Czy ich drogi się zejdą? I czy będą kimś więcej niż do...