XV. Noo jist haud on!

1.4K 117 72
                                    

* szkockie przysłowie oznaczające niej więcej "teraz zatrzymaj się i nie spiesz"

Minęło kilka dni, a od ich pierwszego spotkania Hermiona widziała się z Ianem dwa razy. Obydwa były miłe, dały jej mnóstwo frajdy i pozwoliły na chwilę odciąć się od śledztwa oraz walki z Ministerstwem, która ‒ musiała to przyznać ‒ utkwiła w martwym punkcie.

Nie wiedziała właściwie, czego powinna się spodziewać. Że pójdzie jej łatwo i szybko? Nie, z pewnością nie tego. Zaczęła sobie nawet wyrzucać całą ideę. Bo pomysł z tymczasowym małżeństwem okazał się jak dotąd kompletnym niewypałem. Nie miała w Snape ani partnera, ani nawet sojusznika. Gdy współpraca z nią przestała być dla niego wygodną ‒ po prostu wymigał się, zostawiając Hermionę na lodzie. Postanowiła więc na razie żyć na fali sukcesu w tłumaczeniu inskrypcji ze skały oraz nowej znajomości zawartej z Ianem Bruisem. Miranda wprawdzie cierpko skomentowała jej zainteresowanie mężczyzną, ale czarownica nie zamierzała sobie zbyt wiele z tego robić. Ian nie wyglądał jej na mordercę, czy porywacza, co w samo w sobie nie stanowiło dowodu jego niewinności, jednak Hermiona miała na razie poważniejszego podejrzanego. A była nim starożytna magia.

Powoli, z dnia na dzień, rana zadana jej dumie przez Mistrza Eliksirów, goiła się. Hermiona odzyskiwała szczątki dawnej radości i pewności siebie. Może w kwestii Ministerstwa poniosła istotną porażkę ale ‒ jak się mówi ‒ bądź gotów przegrać bitwę, żeby wygrać wojnę*. Miała jeszcze sporo czasu by dopiąć swego. Najważniejsze to się nie załamać. Nie pozwolić im wszystkim wejść sobie na głowę i wgnieść się w ziemię.

Mirandzie mówiła, że spotkania z Bruisem maja charakter czysto profesjonalny, że próbuje wyciągnąć od niego jak najwięcej szczegółów na temat śledztwa... Jednak pani Clark była zbyt inteligentna, by Hermiona mogła ja okłamać. Jak dotąd nie zamienili choćby słowa na interesujący ją temat. Było tak z kilku powodów. Przede wszystkim Hermionie było głupio brać mężczyznę na spytki, przesłuchiwać go niemalże. Widziała, że był to dla niego temat niezbyt wygodny, ironizował niejednokrotnie, że zaginięcie Aili uderzyło w niego rykoszetem, tworząc z jego osoby podejrzanego raczej niż świadka. I tutaj wkraczał drugi powód: Hermiona mianowicie bardzo nie chciała wystraszyć Iana robiąc wrażenie podejrzliwej poszukiwaczki sensacji. Z jednej strony takie zachowanie uniemożliwiłoby jej dowiedzenie się czegokolwiek istotnego, z drugiej zaś, Hermionie sprawiłoby mnóstwo przykrości, gdyby nowo poznany brunet przestał się do niej odzywać.

Lubiła go.

Naprawdę lubiła...

Dawno już nie poznała nikogo wartego uwagi: inteligentnego, oczytanego, z podobnymi pasjami... Pozornie pochodzili z rożnych światów: ona córka lekarzy z wielkiego miasta, czarownica, bohaterka, niemal sława; on ‒ mieszkaniec zapadłej mieściny, na małej wysepce, który utknął ze stara matka i przed ekranem komputera tworząc kody do programów.

A jednak wspólne wieczorne spacery sprawiały, że na nowo chciało jej się żyć.

‒ Nie nosisz okularów? ‒ zapytała. Dzisiaj znów po pracy umówili się na przechadzkę. Ian zabrał ze sobą psa, suczkę o imieniu Lafi.

Pokręcił głową.

‒ Mam soczewki.

‒ No coś ty... Nie przeszkadzają ci?

Zaśmiał się.

‒ Co to za święte oburzenie? Jakieś własne, traumatyczne doświadczenia?

Zaprzeczyła.

‒ Własne nie, ale znajomi opowiadali mi niejednokrotnie, że to katorga.

Wzruszył ramionami.

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz