XXIV. It's a bare muir that ye gang throu and no find a heather cou

1.2K 116 25
                                    

 * szkockie powiedzenie oznaczające: to długa droga bez powrotu


‒ Więc chodzi o bardzo stary rodzaj magii. Bardziej intuicyjny, związany z inkantacjami, rytami i oczywiście krwią.

Miranda spoglądała na Hermionę przerażona.

‒ Czy stąd ta krew?

‒ Przypuszczam, że tak.

‒ A ten profesor, dyrektor, twój mąż?

Hermiona wzruszyła ramionami. Była połowa kwietnia. Dni rozbiły się co raz cieplejsze, chociaż tu, na Skye, tego ocieplenia prawie nie było widać. Chłodny, morski klimat niósł mnóstwo deszczy i okazjonalne, nocne przymrozki. Siedziały teraz obie w kuchni, zakutane w swetry i piły ciepłą herbatę.

‒ Nie wiem, nie widziałam go od Balu Noworocznego.

Miranda westchnęła.

‒ Naprawdę nie zamierzasz tam wracać?

‒ Naprawdę ‒ potwierdziła Hermiona z całą mocą.

‒ I jesteś zupełnie pewna tego Iana?

Hermiona skrzywiła się.

‒ Przecież powtarzam ci raz po raz, że Ailę zabrała magia, nie człowiek.

‒ Nie, nie, ja nie o tym. Jest mi naprawdę przykro z powodu tego, co przeszedł najmłodszy Bruis... Po prostu wiem, że choćbyś przywróciła ją do życia, sprowadziła z zaświatów, czy gdziekolwiek się przeniosła... To niczego nie zmieni w kwestii złej sławy, jaką jest otoczony.

Hermiona uśmiechnęła się sarkastycznie.

‒ Morderca i wiedźma. Chyba do siebie pasujemy, Mirando, nie sądzisz?

Kobieta parsknęła krótkim śmiechem.

‒ Poradzimy sobie ‒ zapewniła ją Hermiona, wkładając w głos całą pewność, jaką miała. ‒ I my z Ianem i ja ze śledztwem. Zaufaj mi. Nie na próżno nazywają mnie najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw... Nie przeczę, pomoc tego dupka bardzo ułatwiłaby sprawę, wiele rzeczy z pewnością by przyspieszyła. Ale sama widzisz, jak wygląda jego postawa... Z jakiegoś powodu nie potrafi znieść mojej obecności, sam mój widok...

Miranda zacmokała.

‒ Uwierz mi, kochana, że nie mówię tego egoistycznie: czekałam dziesięć lat na moja Ailę, mogę więc poczekać jeszcze trochę dłużej. Wiem też, że albo moja córka żyje i ma się dobrze, albo zginęła już dawno temu i tych kilka dodatkowych tygodni nie zmieni ani jednego ani drugiego... Ale do rzeczy... To co chce powiedzieć dotyczy właśnie wspomnianego przez ciebie mężczyzny... Żyję trochę dłużej od ciebie i zdążyłam wejrzeć w więcej serc niż tobie się to dotąd udało, więc posłuchaj tego co mam do powiedzenia: on nie tyle nie potrafi znieść twojej obecności, ale tego, co czuje z jej powodu.

‒ A co to za różnica? ‒ Hermiona zmarszczyła brwi.

Miranda Clark zaśmiała się serdecznie.

‒ Och, zasadnicza.

‒ Niby jak? Naprawdę nie rozumiem...

‒ I to jest ta rzecz, którą macie ze sobą wspólną. Nie rozumiecie. On jest zbyt ograniczony, żeby zrozumieć powodu swoich uczuć, a ty, by dostrzec, że je posiada.

Hermiona zamilkła, wpatrywała się w starsza kobietę osłupiała.

‒ Nie mówisz mi chyba, że...

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz