XXI. Lang may yer lum reek

1.3K 118 69
                                    

*szkockie powiedzenie oznaczające: życzę ci szczęścia w przyszłym życiu

Wzywam cię, Minerwo! Mocy dzikiego shiperstwa przybywaj!

Wielka Sala chyba jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie, albo to ona widziała teraz świat przez różowe okulary. To nie był ten tandetny, Świąteczny blichtr. Hogwart przygotowano specjalnie na uroczystość przeznaczona dla ostatniego rocznika, kadry nauczycielskiej oraz pracowników Ministerstwa i wielu znanych osobistości ze świata magii. Bal Noworoczny. Wydarzenie o krótkiej tradycji, zapoczątkowane przez Minerwę i dzięki jej twardemu uporowi nadal kontynuowane przez Severusa Snape'a. Było wydarzeniem nie tylko o charakterze rozrywkowym , choć taki oczywiście był główny zamysł tego przedsięwzięcia; były to jednak również swoiste otrzęsiny dla młodych, wchodzących w dorosłość czarodziejów, szansa na zapoznanie przyszłych pracodawców lub mistrzów, u których chcieliby dalej terminować. Chociaż Hermiona nie lubiła tego typu imprez, ta jednak kojarzyła jej się mocno z jej własnym Balem Bożonarodzeniowym z czwartego roku, budziła więc ciepłe, sentymentalne uczucia.

Stała teraz pośrodku rozjaśnionej blaskiem świec sali, zapełnionej ludźmi i myślała o tym wszystkim, o co walczyła, czemu poświęciła swoja młodość, co za dziecięcych lat oczarowało ja bez reszty, a teraz próbowało napluć jej w twarz. I tak gorycz mieszała się w niej z podniosłym zachwytem, tworząc najdziwaczniejsza chyba mieszankę uczuć, jakiej kiedykolwiek doznała. Była w tym tęsknota, ale i złość, była obawa, ale i nadzieja. Wiedziała już, jakie ma opcje: obie skrajne, obie ryzykowne i nie miała pojęcia, co wybrać.

Pierwsza z nich towarzyszyła jej od miesięcy: to o nią walczyła z Ministerstwem, z czasem, z samą sobą. Druga pojawiła się nagle, a jednak jej przyjście było łagodne i ciepłe, jak promienie letniego świtu. Bez względu na to, która z nich rozważała, czuła żal, tylko zawsze innego typu.

Ludzie przepływali wokół niej wytwornie ubrani, plotkujący, jak we śnie. A ona zastanawiała się, czy w nim pozostać...

‒ Hermiono ‒ z zamyślenia wyrwał ją kobiecy głos. Odwróciła się, straciła równowagę, nieprzyzwyczajona do chodzenia na obcasie. Zachwiała się, ustała.

‒ Profesor McGonagall...

‒ Drogie dziecko, pięknie dziś wyglądasz.

Hermiona uśmiechnęła się. Starała się. Przerobiła trochę wyjściową szatę Aili, którą pożyczyła jej Miranda: malinową, zwiewną, trochę podobną do tej, którą założyła, towarzysząc Wiktorowi Krumowi.

‒ Pani również wytwornie się prezentuje. Zawsze uważałam, że wbrew barwom domu, pani kolorem jest szmaragd.

Zaśmiała się.

‒ Albus często to powtarzał.

‒ Profesor Dumbledore był mądrym człowiekiem, z pewnością wiedział, co mówi.

Wiedział, że nie drażni się starego lwa, to na pewno - nauczycielka Transmutacji uśmiechnęła się szczerze, jej oczy powilgotniały.

‒ Jednak, nie o sobie tu przyszłam porozmawiać... Chciałam przedstawić cię paru osobom, bardzo ‒ pragnącym cię poznać dżentelmenom.

‒ Pani profesor, nie jestem zainteresowana... Ja...

‒ Tak, wiem, masz już kogoś, Severus nie omieszkał mi się wyżalić na twoją niewierność.

Hermiona zarumieniła się.

‒ Wyżalić?

‒ Och, znasz go, Hermiono, przyszedł i gderał coś o hipokryzji, którą sam wykazuje się na każdym kroku.

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz