XI. Facts is cheils that winna ding

1.6K 121 39
                                    

*szkockie przysłowie oznaczające: nie da się zaprzeczyć faktom


Nie potrafiła już teraz przypomnieć sobie, czego oczekiwała od małżeństwa, które zdecydowała się zawrzeć, jednak z całą pewnością nie TEGO.

Nie miało być przypadkowe, związane ze starą magią, to oczywiste. Nie spodziewała się miłości ‒ to oczywiste, jednak miała nadzieję na coś nieco prostszego do zniesienia niż jawna niechęć. To miał być wprawdzie tylko sposób a przetrwanie tego roku, sposób na zatrzymanie kwalifikacji, które chciano jej zabrać, jednak gdy Hermiona za coś już się brała, starała się zwykle dać temu przynajmniej cień szansy. Tak było nawet z Wróżbiarstwem, do którego od początku miała sceptyczne nastawienie. Nawet z Draco Malfoy'em. Nigdy nie oceniała książki po okładce, chociaż sama, jak na ironię, często padała ofiarą cudzych uprzedzeń, głównie ze względu na swoje mugolskie pochodzenie.

Przywykła. Jak i do tego, że czuje się przy innych ludziach niedopasowana. Na dłuższą metę, w każdej bliższej relacji, którą nawiązywała, gdy przechodziła ona do etapu wspólnego mieszkania, pierwszych planów, zawsze wszystko kończyło się kompletną katastrofą.

Może jakaś bardzo naiwna i bardzo infantylna część Hermiony Granger łudziła się nawet, że ten kwestionariusz podeśle jej kogoś sensownego, kogoś, z kim dzieliłaby jeśli nie łóżko, to przynajmniej styl życia i zainteresowania. A tu wydarzył się on. Severus Snape.

Postrach Hogwartu, maruda i zrzęda. Wprawdzie te dziesięć lat spokoju nieco zmieniło jego sposób bycia, jednak cierpkość i gorycz wciąż wyciekały z niego przy niemal każdej wypowiedzi. Teraz po prostu żartował, denerwował, testował jej cierpliwość. Może zresztą zmiana nie była tak głęboka, za jaką miała ją kobieta. Co wiedziała o jego życiu osobistym? O kontaktach z ludźmi równymi mu w czarodziejskim społeczeństwie? Że ich zastraszał? Może po prostu nie znosił dzieci. A może wystarczał sam fakt stresu, jaki fundowali mu codziennie swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem? W zasadzie... Widziała raz, jak śmiał się z wypowiedzi Lucjusza Malfoy'a. Zdarzało jej się dostrzec go przy stole nauczycielskim podczas uprzejmej konwersacji z Minerwą lub profesorem Dumbledorem. Wiedziała, że bardzo szanował Filcha, miał dobre stosunki z panią Pomfrey i Irma Pince, bibliotekarką o sępiej aparycji. Może po prostu nie lubił błaznów? A przecież wszyscy gryfoni do nich należeli. Może dobrze mu się przebywało z ludźmi o podobnych przeżyciach, podobnych poglądach na świat?

Przecież to były takie oczywiste kwestie...

Jak mogła tego nie zauważyć? Dotarła do niej okrutna prawda: oni wszyscy traktowali go nie jak człowieka z krwi i kości, ale jako taką symboliczną figurę, twór dziecięcej fantazji... Był materialny, tylko kiedy go widzieli i uosabiał wszystko, czego się obawiali: jak bogin. A jednak ten człowiek, poza prześladowaniem ich podczas lekcji, miał przecież jakieś inne życie: wojnę, na której walczył, bliskich, których stracił, zainteresowania, marzenia, pragnienia i lęki.

Być może winny temu był jego sposób bycia, bo pozostali nauczyciele w jakimś stopniu zachowywali dla nich swoje człowieczeństwo. On zdawał się jak najdalszy istocie ludzkiej, kompletnie nieczuły, zimny albo wściekły.

Jak czuł się on, traktowany z każdej strony jak parias?

Teraz był dyrektorem. Zyskał pozycję i szacunek. Nie dziwiła się, że postanowił wziąć udział w tej farsie. On tez straciłby wszystko, co miał, wszystko, co udał mu się wypracować: wykształcenie, pracę i pensję.

Kurczę...

Teraz nawet było jej go żal...

Co nie zmieniało faktu, że przebywanie z nim, ta parodia zaproponowanej mu współpracy, wyzuły ją ze wszystkich sił witalnych.

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz