X. Lea walcome aye ahin ye

1.6K 133 121
                                    

szkockie przysłowie oznaczające: Nie nadużywaj okazanej ci gościnności


Miranda była zaskoczona, gdy późnym popołudniem Hermiona wparowała do domu w towarzystwie wysokiego, odzianego na czarno mężczyzny.

Snape skinął głową.

‒ O proszę, kogo my tu mamy ‒ powiedziała, niepewny uśmiech na jej drobnych wargach to pojawiał się to znikał.

Popatrzyła podejrzliwie na Mistrza Eliksirów, mierząc jego szczupłą sylwetkę od stóp do głów. Potem posłała Hermionie pytające spojrzenie.

‒ Miranda Clark, właścicielka tego uroczego domu, która życzliwie zgodziła się wypożyczyć mi pokój.

Snape skinął drugi raz głową, tym razem jeszcze oszczędniej.

‒ A to jest Severus Snape, dyrektor Hogwartu... Nie trzeba mnie deptać, jej córka się u nas uczyła ‒ syknęła cicho ‒ bohater wojenny i mój...

‒ Mąż ‒ dokończył Snape z kpiarskim uśmieszkiem.

Miranda zamrugała.

‒ O i proszę... Czy nie mówiłaś ostatnio, że jesteś nadal panną? Z tego co pamiętam, a pamięć rzadko mnie zawodzi...

‒ To świeża sprawa ‒ wyjaśniła Hermiona.

‒ Wielka i szalona miłość ‒ drwił dalej Snape. Hermiona nie wiedziała, czy bardziej robi sobie żarty z niej, czy z Mirandy, w każdym razie irytowało ją to.

‒ Widzę, że z pana to taki żartowniś ‒ pani Clark nadal przyglądała się mężczyźnie badawczo. ‒ Uczniowie muszą mieć z panem niezły ubaw.

‒ Nawet pani nie wie jaki ‒ Hermiona z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.

‒ Jednak nazwisko... Dumbledore? Czy nie tak nazywał się...

‒ Wcześniejszy dyrektor Hogwartu, owszem ‒ przerwał jej Snape, wyraźnie już zniecierpliwiony paplaniną gospodyni.

‒ Och, a co się z nim stało, to był ponoć taki miły, pogodny człowiek...

Hermiona zaklęła w duchu, widząc wredny grymas na twarzy Mistrza Eliksirów. To nie było dla niego wygodne pytanie...

‒ Zmarł ‒ powiedziała szybko, by wyprzedzić ewentualne cierpkie słowa towarzysza.

‒ Och, a cóż mu się przydarzyło?

Grymas Snape'a tylko przybrał na diaboliczności, przez twarz przeszedł mu skurcz, który nie wróżył niczego dobrego i zanim Hermiona zdążyła zareagować...

‒ Ja go zabiłem ‒ powiedział pogodnie.

Miranda przyłożyła dłoń do ust.

‒ Na jego własną prośbę ‒ wyjaśniła Hermiona, rzucając jednocześnie czarodziejowi mordercze spojrzenie. ‒ Była wojna, wydarzył się wypadek, w grę wchodziło uratowanie całej Anglii przed czarnoksiężnikiem.

‒ Ach tak, tak, oczywiście ‒ pani Clark, która w międzyczasie wyraźnie pobladła, opadła ciężko na kuchenne krzesło.

‒ Idziemy ‒ powiedziała półgębkiem.

Snape milcząco przytaknął.

‒ U kogo ty się zagnieździłaś, Granger ‒ wypalił, gdy tylko zniknęli w jej pokoju. ‒ U największej gaduły...

‒ U bardzo życzliwej i troskliwej kobiety, która dziesięć lat temu straciła córkę tu, na wyspie. ‒ Wskazała palcem bliżej nieokreślony punkt za oknem.

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz