II. Keep the heid!

1.9K 133 58
                                    

(szkockie przysłowie oznaczające "głowa do góry")

Kłopoty zaczęły się już rok temu, zaraz po tym, jak dostała się na staż w Hogwarcie. To nie była oczywiście jej pierwsza praktyka ‒ zdążyła już wyszkolić się u Minerwy z Transmutacji, u Flitwicka z Zaklęć (nawet zastępowała go przez rok gdy wyjechał w ważnych sprawach rodzinnych do Hiszpanii). Po wojnie tak samo jak w szkole goniła za wszelką wiedzą: studiowała magiczne prawo, pomagała Hagridowi w Zakazanym Lesie wraz z Luną Lovegood ‒ Longbottom poznając szkockie magiczne stworzenia. To było intensywne dziesięć lat, lat skupionych na nauce i życiu zawodowym. Nie była w tej kwestii odosobniona: Luna wprawdzie wyszła za mąż ale, jak mawiała, dzieci mieć nie zamierza, bo znając jej osobowość pewnie powtórzy wyczyn swojej matki. Oboje z Nevillem praktykowali u Pomony Sprout, a Luna planowała do tego szalony wyjazd w poszukiwaniu niespotykanych gatunków magicznych stworzeń i roślin.

Hermiona dzieliła z nią głód wiedzy, ale z niejakim podziwem i zazdrością patrzyła na zapał i spontaniczność koleżanki: sama miała znacznie bardziej zdroworozsądkowe podejście do życia, nie ubiła pakować się w przygody (których doświadczyła dość podczas siedmiu lat nauki w Hogwarcie), wolała spędzać swój czas nad książką raczej niż w terenie. Była zmęczona wojną i, jak dotychczas, ta rzecz nie uległa zmianie.

Tak więc kłopoty...

Zakon poniósł ogromne straty. Podobnie cała reszta magicznej społeczności, czy ta walcząca po przeciwnej stronie barykady, czy starająca się zachować neutralność wobec toczącego się konfliktu. Pięć lat po wojnie Ministerstwo zorganizowało Powszechny Spis Ludności Magicznej Zjednoczonego Królestwa.

I co się okazało?

O ile odsetek czarodziejów w społeczeństwie brytyjskim od wieków pozostawiał wiele do życzenia, o tyle teraz z dumnego pół procenta spadł o kolejne oczko. Co zrozumiałe, urzędnicy wpadli w panikę. Zaczęli szukać przyczyn. Nikt nie zapominał oczywiście o wielkiej liczbie zabitych. To z pewnością miało ogromny wpływ ale...

No właśnie.

Zwykle, jak pokazywała demografia, po wojnie przychodził wyż demograficzny: ludzie zawierali małżeństwa, szukali stabilizacji, rodzinnego ciepła, starali się za wszelką cenę zapełnić pustkę po zmarłych bliskich. Teraz tak się nie stało i politycy byli w kropce. Koniec wojny zbiegł się z rewolucją kulturową w środowisku magicznym: stare rody straciły wpływy ze względu na swoje poparcie dla Voldemorta, młodzi, często pochodzący z mieszanych lub mugolskich rodzin ludzie nie chcieli trzymać się tradycyjnych ścieżek wyznaczanych im przez czarodziejski świat: ich koledzy spoza Hogwartu prowadzili ożywione życie towarzyskie i zawodowe, nie myśleli wcale o zakładaniu rodzin, za nic mieli przysięgi małżeńskie: zmieniali partnerów, przeprowadzali się, jeździli po całym świecie zdobywając doświadczenia.

Tego samego zapragnęło dorastające pokolenie czarodziejów, zapatrzone w Złotą Trójcę i pozostałych młodych bohaterów wygranej wojny: chcieli być jak oni wolni i nieskrępowani.

Nie było małżeństw. Kiedyś zawierano je zwykle rok lub dwa po ukończeniu Hogwartu. Nie było oczywiście prawnego przymusu, ale istniała za to ogromna presja ze strony rodziny i środowiska.

‒ Ależ oczywiście, że byliśmy w sobie zakochani! ‒ odpowiedziała Molly, gdy Hermiona zapytała ją kiedyś, jak wyglądały ich początki. Było to w czasach gdy jeszcze rozważała kontynuowanie związku z Ronem. Wszyscy tego od niej oczekiwali, wszystkim wydawało się to takie naturalne. Tylko nie jej. ‒ Nie powiem ci, że kochałam Artura na zabój... był na swój sposób uroczy: taki ciepły i rodzinny, miał w sobie niesamowitą ciekawość świata i był zdolny i z odpowiedniej rodziny... to się liczyło wtedy, wierz mi lub nie, kochanie, ale często było ważniejsze niż osobiste preferencje dziecka... My mieliśmy to szczęście, że nikt nas nie zmuszał, nikt nie wybierał nam partnera, ale oczywiście oczekiwano od nas, że znajdziemy kogoś na poziomie i dosyć szybko podejmiemy decyzję. Więc na co było czekać? Szła wojna, to były dziwne czasy... Wielkie uczucie nadeszło z czasem, ale to zawsze nadchodzi po latach. Największe nawet zauroczenie kiedyś przemija, a tym co pozostaje jest wzajemny szacunek, zaufanie i bliskość... Tego nie da się mieć od razu, zapamiętaj to moja droga.

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz