XII A bairn maun creep afore it gangs

1.6K 133 84
                                    

*szkocki przysłowie oznaczające: praktyka czyni mistrza

Jego wzrok mówił sam za siebie: miał ją za kompletną idiotkę.

Gdy zjawiła się kilka minut temu w Wielkiej Sali, Snape szybko − i w swoim mniemaniu dyskretnie − wyprowadził ją do pobliskiej, pustej klasy.

− Chcesz udać się na krajoznawczą wycieczkę do Zakazanego Lasu, Granger i oczekujesz, że JA będę twoim przewodnikiem? Wybij to sobie z głowy − odparł zimno na jej pytanie.

− Naprawdę nie musiał pan... nie musiałeś tego mówić − burknęła, wciąż niezbyt radziła sobie z pomijaniem form grzecznościowych w jego kierunku, − jedno jadowite spojrzenie w zupełności wystarczyło.

Wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu.

− Szybko się uczysz Granger. Ale poniewczasie. Trzeba było się pilniej przykładać do szlabanów z Filchem.

− Pilniej przykładać? − Hermiona szeroko otworzyła oczy. − Do czego? To była jedynie sadystyczna fantazja tego starego...

− Argus Filch był bardzo inteligentnym i mądrym człowiekiem, Granger. Kto jak kto, ale ty nie powinnaś oceniać ludzi po pozorach.

Zrobiło jej się trochę głupio. Ale nadal nie rozumiała.

− To był jego pomysł, żeby zabierać was, matoły, na te nocne spacerki.

− W to akurat jestem w stanie uwierzyć.

− I nie robił tego tylko i wyłącznie aby was dręczyć, dziewczyno − powiedział ostro. − Chciał żebyście poznali choć trochę las nocą, żeby w razie jakiejś samowolnej, głupkowatej wyprawy mieć szansę odnaleźć bezpieczną drogę do domu! − dokończył zły.

Hermiona milczała zdumiona. Albo Snape kłamał, albo ona bardzo niesprawiedliwie oceniła woźnego... Z resztą jak każdy inny...

Snape westchnął zniecierpliwiony.

− Mam za chwilę podwójne Eliksiry z moim ulubionym domem, więc bardzo dziękuję ci za możliwość spokojnego spędzenia przerwy... a teraz... IDŹ JUŻ SOBIE.

Hermiona parsknęła śmiechem.

− Gryfoni? Nadal darzy... sz ich tym szczególnym rodzajem miłości?

− A nie widać? − uniósł brwi.

Przewróciła oczami.

− Czyli wolisz, by twoje żona...

− TYMCZASOWA żona, Granger.

− A jednak... samotnie wałęsała się po mrokach Zakazanego Lasu?

Popatrzył na nią z politowaniem.

− Czy ty próbujesz brać mnie na litość?

− Gdzież by znowu − zaczynała czerpać przyjemność z tych drobnych przepychanek słownych. − Raczej apeluję do pańskiego rozsądku.

− To nie apeluj − mruknął.

Miał już wyjść z sali, ale w ostatniej chwili się zawahał. Na jego twarzy pojawił się znowu wredny uśmieszek.

− Dobrze, Granger − powiedział. − Pójdę z tobą. Ale tylko jeśli uda ci się wysiedzieć bez słowa na podwójnych Eliksirach.

Prychnęła.

− I żadnego pomagania Gryfonom − uniósł ostrzegawczo palec do góry − bo skorzystam z dyrektorskiego przywileju i specjalnie dla ciebie nagnę przepisy, by pozbawić twój dom paru punktów za działania niesubordynowanej absolwentki.

Wyspa Świętego Kolumba CZ.1 - SEVMIONE (Marriage Law) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz