Rozdział XI

74 4 2
                                    


Po raz kolejny Bill Weasley długo zastanawiał się czy robi dobrze. Do samego końca targały nim wątpliwości. Ale nie było czasu na wahanie, jego stan zmuszał go do konsultacji z Beth.

To była jego kolejna wizyta w Oakshire i już nie obawiał się ciekawskich czy nawet natrętnych spojrzeń. Mała wioska była nad wyraz urocza o tej porze roku. W większości przykryta śniegiem, przywoływała ducha świąt.

Wszystkie domy ozdobione były lampkami, które migotały oświetlając ciepłą poświatą otoczenie. Na ulicach znajdowało się wiele osób, co było bardzo nieoczywiste dla maleńkiego Oakshire.

Z pewnym wahaniem zapukał do drzwi, po kilkunastu sekundach usłyszał 'Wejdź Malcolm'. I chociaż imię się nie zgadzało, nacisnął klamkę i wszedł.

Bethany Smith wyjrzała z pokoju i bardzo się zdziwiła. Komizm całej sytuacji podreślały rogi renifera, które miała założone na głowie.

- William? A co ty tu robisz?

Rozmowa odbyła się nad czajniczkiem mocnej, angielskiej herbaty z przyprawami korzennymi. Beth uważnie go słuchała i po tym, jak skończył, westchnęła.

- Williamie, bardzo przepraszam za niewybredne słowa, ale twój brat jest idiotą. To na wstępie, moja prywatna opinia. Niestety ten fakt nie ma znaczenia dla Waszej sytuacji – Urwała i widział, że mocno się nad czymś zastanawia. – To, co mi opowiedziałeś, brzmi niepokojąco. Mam jeszcze jedno pytanie, ale wymagam od Ciebie brutalnej szczerości. Od kiedy masz te napady, bo wiem dobrze, że sytuacja z dzisiaj nie była pierwszą.

- Od października. – Gdy Bill wypowiedział to na głos, nagle wyprostował się i zesztywniał, jakby coś sobie uświadomił.

- Czy od momentu nocy poślubnej byliście kiedykolwiek ze sobą? –Bill zaprzeczył,a Beth nieustępliwie ciągnęła temat: - A czy w międzyczasie miałeś kogoś? – Potrząsnął głową. – A Hermiona?

- Z tego co mi wiadomo to nie. Cały dnie spędzamy w pracy w Egipcie. Beth, wracając do października – wtedy Ron ożenił się z Lavender i wyszła na jaw jej ciąża. Tylko, że Hermiona o tym nie wiedziała.

Bethany Smith pokiwała głową: - To nieistotne. Problem nie leży w Hermionie, Williamie, tylko w tobie. Twoja wilcza natura jest aktywna, nie jej. Najwyraźniej stało się coś, co ją rozdrażniło. Domyślam się nawet jakie czynniki na to wpłynęły. Będziesz musiał porozmawiać o tym ze swoją żoną. – Odczuł dziwny dyskomfort, jak kobieta wymówiła słowo żona. Starał się unikać takiego słownictwa jak ognia.

- Nie krzyw się jak dziecko. Nie jesteście dziećmi, a to co się dzieje jest jak igranie z ogniem. Powiedziałabym nawet, że z życiem. To, że wpoiłeś się w nią i wasze wpojenie zostało przypieczętowane w formalny sposób nie oznacza końca tego tematu. Niestety wilcza natura nie jest zbadana do końca przez nas, naukowców. Z tego, co opowiadasz, twoja krew znowu zaczęła śpiewać.

- Czy to może uśmiercić Hermionę? – Billa zmroziło, gdy dotarło do niego, co mówi kobieta.

Bethany prychnęła: - Gdyby tak było, uwierz, nie siedzielibyśmy i pili herbatki. Nie, głuptasie. Nie uśmierci to Hermiony w żaden sposób. Nie dosłownie. – Umilkła, jakby próbowała znaleźć właściwe słowa.

- Hermiona kochała Rona, prawda? – Bill przytaknął. – Ale stało jak się stało i teraz jest twoją żoną, a Ron ma inną partnerkę. Mimo wszystko minęło niewiele czasu i jak sądzę, nie otrząsnęła się w pełni z uczucia do niego. Co usiłuję powiedzieć, twoja wilcza natura próbuje rozwiązać zaistniałą sytuację. Obrazowo: Tworzycie z Hermioną całość, jesteście dwiema połówkami jabłka. Przez twoje naznaczenie jesteś dużo wrażliwszy na wiele rzeczy i wyczuwasz je intuicyjnie. Dodatkowo łączy was bardzo silna więź, która stworzyła się w momencie odebrania dziewictwa i naznaczenia. W tej chwili dusza Hermiony krwawi, bo dowiedziała się wielu krzywdzących informacji, a i wcześniej relacja z Ronem była kłopotliwa i sprawiająca ból. I ty, jako jej mąż i bratnia dusza, czujesz to dosadnie. Jej cierpienie i nie zgadzasz się na to.

NakazaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz