ROZDZIAŁ I

124 5 2
                                    


Próbowałem, Molly. Ale przegłosowali mnie.

Pub pod Trzema Miotłami tętnił życiem. Wszystkie stoliki były zajęte, a Madame Rosmerta miała dużo pracy, obsługując klientów. Uwijała się jak w ukropie, nalewając co chwilę kolejne kufle kremowego piwa. Cały magiczny świat stopniowo otrząsał się po wojnie i ludzie zaczęli wychodzić z ukrycia. Z dnia na dzień powoli uświadamiali sobie, że Voldemort faktycznie nie istnieje.

Minister Magii Kingsley Shacklebolt siedział sztywno przy stoliku, nie mając odwagi spojrzeć na towarzyszącą mu osobę. Usłyszał tylko jej ciężkie westchnięcie.

- Wiem, Kinsgley, że próbowałeś. Nie jest w twojej naturze poddawać się presji otoczenia, jednakże... – urwała na chwilę, a on zdecydował się podnieść wzrok.

Przed nim siedział cień Molly Weasley. Przez ostatnie kilka miesięcy jakby przybyło jej lat. Cera poszarzała, a zmarszczki na twarzy zamieniły się w głębokie bruzdy. Jej oczy wypełnione były ogromnym smutkiem i nieprzebranym bólem matki, która straciła dziecko. Wiedział, że jest jej bardzo ciężko i nie umie otrząsnąć po śmierci Freda. A teraz miała kolejny problem na głowie.

- Nie miałeś siły przebicia. Po wojnie ludzie stali się silniejsi. Wydaje im się, że już nie ma żadnych ograniczeń, że można swobodnie decydować o losach wszystkich...

- To prawda. Rada Ministrów ożywiła się nie do poznania. A pomyśleć, że ledwie miesiąc wcześniej zastanawiali się, czy dożyją kolejnego poranka. – Do ich stolika znikąd przysiadł się Artur Weasley, który wcale nie wyglądał lepiej od żony. Jego zwyczajowy uśmiech gdzieś zniknął, z oczu wydzierało się cierpienie.

Atmosfera była iście grobowa. Żaden z trojga rozmówców tak naprawdę nie wiedział, co ma mówić. Molly jedynie w milczeniu przywitała męża, kładąc mu dłoń na nadgarstku i ściskając go lekko, jakby chciała dodać mu otuchy, której sama nie posiadała.

Kingsley pokiwał głową w zamyśleniu. Rzeczywistość powojenna wcale nie była różowa. Okazało się, że bardzo trudno jest wrócić do normalnego funkcjonowania po tylu latach strachu przed Voldemortem i Śmierciożercami.

- Wojna się skończyła, ale tak jakby jej piętno nadal wisiało nad nami. – Cichy głos Molly wyraził to, co Shackelbolt nie odważył się powiedzieć. On, nieustraszony w walce, broniący jasnej strony magii, w takich sytuacjach bywał w kropce. Wiedział, że to jego podpis zaważy na życiu wielu osób. Właściwie, to już zaważył.

- Życie nas nie oszczędza. – Dodał Artur i spojrzał na Kingsleya. W jego wzroku nie było wyrzutu, bo niby z jakiej racji miałby być? Sam przecież siedział w Sali Wizengamotu. – Uniknięcie tego prawa było niemożliwe, moja droga. Wizengamot to potęga nie do pokonania, gdyż większa część tych, którzy walczyli w Hogwarcie albo nie zasiada w Radzie, albo... - Przerwał. Albo nie żyje. – Z niesamowitą łatwością przegłosowali wszystkich przeciwników. Tak, jakby to prawo było tylko igraszką.

- Jest igraszką, Arturze, ale igraszką losu. – Uzupełniła cicho pani Weasley.

Kingsley odchrząknął i próbował pocieszyć Molly: - Prawo oficjalnie wejdzie w życie z dniem pierwszego lipca, a obowiązywać będzie od pierwszego września. Jest czas, aby poczynić odpowiednie ruchy.

- Namiastka czasu. – Parsknęła kobieta, a Artur wyraźnie podzielał zdanie żony. – Ale lepsze to niż nic .

- Prawo jest niepodważalne. I chociaż zupełnie się z nim nie zgadzam, bo takie kwestie nie powinny być regulowane odgórnie, to nadal... Prawo. Zatwierdzone przez Wizengamot, bezsprzecznie obowiązujące. – Kingsley również był smutny, ale miał jedną dobrą wiadomość dla pani Weasley. – Jednakże udało się, siłą przymusu, przeforsować pewne zapisy. Będzie możliwość złagodzenia jego odczuwania w pewnych przypadkach. Nie są to duże udogodnienia, ale myślę, że wystarczające.

NakazaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz