Pół roku później
Każdy kolejny dzień w Ministerstwie Magii płynął tak samo, jak poprzedni. Hermiona straciła rachubę, będąc pogrążoną w pracy.
Nic innego jej nie zostało.
Często wracała myślami do wydarzeń ostatnich miesięcy i próbowała je na nowo poukładać w głowie.
- Hermiono? – Cichy, spokojny głos Harry'ego przerwał jej rozmyślania. Podniosła wzrok i spojrzała na niego beznamiętnym wzrokiem. – Znaleźli trop. – Powiedział, a ona zamarła.
Poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, a ręce zaczynają drżeć.
- Kiedy? – Wydusiła z siebie, a Harry usiadł naprzeciwko niej i złapał ją za dłoń.
- Dzisiaj w nocy. – Uściślił i ścisnął jej palce. – Nie rób sobie nadziei na razie. To tylko trop. Może okazać się błędny.
Kobieta skinęła głową i gwałtownie wciągnęła powietrze. Ostatnie pół roku było koszmarne.
- Chcę dołączyć do poszukiwań. Za długo siedziałam bezczynnie. Nie zniosę więcej czekania. – Jej głos był zaskakująco zdecydowany, co niespecjalnie zdziwiło Harry'ego.
- Jutro wyruszamy do Rumunii. – Odparł, a ona po chwili szoku, przyjęła to do wiadomości. – Jak się czujesz?
Wymowne pytanie, które kiedyś musiało zostać zadane. Wiedziała o co pytał, ale czy była gotowa na nie odpowiedzieć?
Kontakt z Billem urwał się w Sylwestra. Charlie ostatni raz go widział w ostatni dzień roku i nic nie zapowiadało fatalnych zdarzeń. Mieli spotkać się w grupie i świętować razem Nowy Rok. Ale słuch po najstarszym Weasleyu zaginął.
Jakby Bill zupełnie zapadł się pod ziemię, zniknął bez słowa.
Początkowo Ministerstwo ukrywało ten fakt zarówno przed Hermioną, jak i Molly. Jedynie Artur wiedział, co się naprawdę działo.
Prawda wyszła na jaw w połowie stycznia, kiedy Aurorzy i Minister Magii przyznali się, że stracili kontrolę i nie panują nad sytuacją. Bill oficjalnie został uznany za osobę zaginioną i poczyniono wszelkie kroki, aby go odnaleźć. Przeszukiwano każdy centymetr miejsc, w których się znajdował, uruchamiano magię, próbowano dociec, co się wydarzyło.
Wszystko na marne, większość tropów prowadziła w ślepe uliczki. Nie mieli nic konkretnego, błądzili w ciemnościach jak dzieci.
Początkowo Hermiona wpadła w złość, była wściekła na wszystkich. Później złość zastąpiła rozpacz. A później apatia.
Molly miała podobnie – po stracie Freda było jej ciężko, a teraz? Była o włos od straty najstarszego syna. Nikt nie był pewny, czy Bill żyje. Nikt nie mógł im zagwarantować, że wróci cały i zdrowy.
Jakby tego było mało, na początku lutego Hermiona odkryła, że faktycznie jest w ciąży. To było jedno z najbardziej abstrakcyjnych przeżyć w jej życiu. Świadomość tego, co się dzieje wokół niej, świadomość, że Bill gdzieś tam jest i to, że spodziewa się dziecka.
Na początku zupełnie nie miała pojęcia jak zareagować. Z jednej strony była żywa jak nigdy, z drugiej znowu czuła się jakby istniała poza ciałem, obserwując siebie z oddali.
To było bardzo ciężkie doświadczenie i pierwsze, co zrobiła, to poszła do Ginny. Spróbowały razem poukładać wszystko i po godzinach rozmów, Hermiona odważyła się powiedzieć Molly.
Ta informacja podniosła Molly na duchu, spowodowało, że jakaś iskierka życia wróciła. Z perspektywy czasu i Hermiona zaczęła się cieszyć. Powoli oswajała się z myślą, że w jej ciele rozwija się nowe życie. I dawało jej to siłę na to, by pokonywać kolejne dni.
W marcu Hermiona podzieliła się wieściami z całą rodziną. Czuła się pewniej, chociaż w głębi duszy zastanawiała się, gdzie jest Bill. Z racji na jej stan, nie mogła aktywnie brać udziału w poszukiwaniu. Nikt by na to nie wyraził zgody – a przede wszystkim Molly.
Wiedziała, że nie może pogrążyć się w rozpaczy, bo ma dla kogo żyć. Nawet jeśli spełniłby się najgorszy scenariusz, to cząstka Billa będzie z nią na zawsze, będzie żyć w ich dziecku. I tego mocno się trzymała.
1 kwietnia Lavender urodziła syna, tego samego dnia Hermiona dostała informację od Ministra Magii, że ostatnie ślady po raz kolejny okazały się błędne. Nadal nie mieli nic.
To był okrutny dzień dla Hermiony. Już żywiła nadzieję, że cokolwiek się wyjaśni, że może odnajdą Billa już niedługo.
Ale zostało to przekreślone grubą kreską. Tak samo, jak ich dziecko.
Stała w salonie, w Norze i widziała, jak Ron świętuje narodziny potomka. Właśnie wrócił ze szpitala z wiadomością, że Hugo Weasley jest na świecie, a Lavender ma się dobrze.
Hermiona poczuła silny skurcz żołądka i kilkanaście sekund później po jej udach i łydkach spłynęła gorąca, czerwona ciecz. Krzyknęła z przerażeniem i ostatnie co pamiętała, to rozmazane twarze Georga i Ginny.
Obudziła się w szpitalu i zauważyła, że siedzi przy niej Molly. Pani Weasley miała ziemistą cerę i czerwone, zapuchnięte oczy. Jedyne, co wyszeptała, to były słowa, które przeszyły serce Hermiony jak sztylet.
- Tak mi przykro, Hermiono.
Harry wiedział, że wchodzi na grząski grunt. Ale musiał zapytać, ostatni miesiąc był wystraczająco wyczerpujący dla całej rodziny.
Zacięta mina Hermiony na zadane pytanie złagodniała, ale zastąpił ją ból.
- Nie wiem, Harry. Chyba nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. – Spojrzała na niego. – Mówią, że czas leczy rany. Ale moja dusza to jedna, wielka rana. – Urwała i podniosła wzrok na ścianę.
Wisiał na niej plakat – poszukiwany Bill Weasley.
- Dlatego muszę wiedzieć, czy Bill żyje. Muszę się dowiedzieć. Choćbym miała go szukać całe życie na końcu świata. Chcę wiedzieć.
Wylądowali w Rumunii następnego dnia – ona i Harry. Poczuli się tak jakby przeszłość do nich wróciła i znowu byli na misji. Tylko tym razem misja była zupełnie inna. I pod wieloma względami dużo cięższa.
- Gotowa?
- Gotowa.
Ruszyli w stronę obozowiska, które zostało rozbite przez Aurorów. To tutaj znaleźli najnowszy trop i Hermiona miała wielką nadzieję, że tym razem się nie mylili.
Po przekroczeniu granicy kobieta poczuła znany jej zapach, nie był silny, ale wyraźny na tyle, żeby go rozpoznać.
Mieli trop, to był zapach Billa. A to oznaczało, że był całkiem niedawno tutaj.

CZYTASZ
Nakazani
FanfictionKanoniczne, bez epilogu, powojenne. / Ministerstwo zamiast pomagać wprowadza prawo małżeńskie. Hermiona ma nadzieję na ustabilizowany związek z Ronem, ale splot wielu wydarzeń sprawia, że zostaje żoną Billa. Dlaczego zostali sobie nakazani i jak ich...